A cóż to tak dzisiaj spadło ? wersja prozaiczna i fundamentalna

Bardzo się dziś od rana dziwiłem, że rynek nie spada. Jestem skłonny przypisać dzisiejszy poranny optymizm rynku tylko zakupom inwestorów, którzy uznali, że rynek będzie dalej szedł w górę, bo wczoraj indeks S&P500 przebił na zamknięciu poziom zamknięcia z 31 sierpnia ( czyli lokalny szczyt ). Nie przebił wprawdzie poziomu intraday, ale część rynku zapewne uznała, że to też się uda, bo udało się to na Nasdaqu, czy chociażby londyńskim FTSE 100. Dodatkowo bardzo blisko podobno wybicia ponad ostatni szczyt był EUR/USD. Moim zdaniem mogło tak być i gdyby tak się stało, to uznałbym, że te przyczyny są wystarczające dla kontynuowania wzrostów. Oficjalnie oczywiście uzasadniałoby się to tym, że rynek liczy na szybkie rozwiązanie problemów strefy euro na nadchodzących szczytach: unijnym i G20.

Taki scenariusz zrobił się nawet bardziej prawdopodobny w pierwszych minutach sesji, kiedy rynek żwawo ruszył w górę. EUR/USD nawet przebił 1,39. Dokładnie o 10:02. Szczyt na poziomie 1,3913 został zaliczony o 10:12. Mniej więcej godzinę później rynek ruszył w dół. Przez tę godzinę rynek czekał na sygnał ostateczny, najważniejszy, który miał nadejść ze strony najważniejszego moim zdaniem instrumentu finansowego giełdowych spekulantów świata. Ze strony kontraktu terminowego na indeks S&P 500.

S&P500 to najważniejszy indeks giełdowy świata. Kontrakt ma tę przewagę nad indeksem, że jest w handlu 24 godziny na dobę, pełniej więc odwzorowuje wahnięcia nastrojów na rynku. Kontrakt na S&P 500 podobnie jak większość innych instrumentów finansowych dziś rano był o krok od przebicia ostatniego szczytu z 31 sierpnia. Takie przebicie otworzyłoby drogę do linii w okolicach 1320, czyli o 7% wyżej. 7% to straszna kupa pieniędzy.



Szczyt z 31 sierpnia to 1229,65. Został przebity dziś o 10:20. 8 minut po maximum na EUR/USD. Przebicie nie wywołało żadnego efektu. Pierwszy zły sygnał. Okazało się, że tak jak czasami w kolarskiej ucieczce na kilka kilometrów przed metą, wszyscy się patrzą na siebie i nikt nie chce ciągnąć dalej do przodu. O 11:17 peleton dogonił ucieczkę. Kurs wyłamał się z kilkuminutowej konsolidacji w dół ( 5 minut po tym jak EUR/USD ruszył w dół ). To był drugi zły sygnał.



W okolicach 12:40 kontrakt zszedł do poziomu najniższego od 10 godzin. To był rzeci i ostatni sygnał do tego, żeby przestać być optymistą. W tym momencie stało się jasne, że szczyt z 31 sierpnia, mimo, że napoczęty 2 godziny wcześniej, dziś jednak nie zostanie przebity na trwałe. A skoro tak, to na wykresie rysuje się podwójny szczyt, który z kolei zapowiada spadki. Optymiści nagle stali się pesymistami. Poszła lawina zleceń. Teraz jesteśmy o ponad 2% niżej.

Oczywiście rynek po zrobieniu szybkiej korekty o 2% w dół może teraz uspokoić się, po czym zawrócić i jeszcze raz spróbować wyjść ponad 1230. Może nawet mu się to uda. Ale moim zdaniem po weekendzie pojawiły się nowe okoliczności, które nieco zmieniają obraz rynku i gospodarki w przyszłości na gorsze. Obawiam się, że rynek tego do tej pory nie zdyskontował.

Otóż G20 w weekend, wbrew nadziejom banków, ustaliło, że nowe zasady bezpieczeństwa, zwane na rynku Bazyleą Trzecią ( Bazylea, bo zasady wymyśla komitet obradujący w Bazylei w Szwajcarii, a trzecia, bo to trzecia nowelizacja zasad, które obowiązują już od pewnego czasu ) wejdą w życie od 2013 roku, czyli bez opóźnień. Nowe zasady oznaczają konieczność zwiększenia w bankach stosunku kapitałów własnych do skali prowadzonej działalności. A dodatkowo 50 największych na świecie banków ma mieć poprzeczke podniesioną jeszcze wyżej, dla stabilności systemu ( to już nie Bazylea III tylko nowy pomysł antykryzysowy G20 ).

Rachunek jest prosty, banki albo muszą podnieść kapitały, albo ograniczyć skalę działalności. Kapitały można podnieść albo emitując akcje na rynku ( nie do zrobienia, bo rynki są za nerwowe, więc nikt nie kupi nowych akcji ), albo sprzedając akcje rządom ( częściowa nacjonalizacja, czyli koszmar o którym banki, czyli prywatne instytucje w ogóle nie chcą słyszeć ). Pozostaje ograniczenie skali działalności. Czyli mniej kredytów, mniej inwestycji, mniejszy popyt na obligacje państw, większy problem z finansowaniem deficytów budżetowych. Jednym słowem głębszy kryzys. Wszystko wskazuje na to, że G20 walcząc z niestabilnością systemu bankowego i z kryzysem za chwile zafunduje światu większe prawdopodobieństwo recesji. A dość mglista do tej pory perspektywa takich rozwiązań, po szczycie G20 3 – 4 listopada może się zrobić bardzo konkretna.

Rynek do piątku ustawiał się pod G20 idąc w górę. Po ostatnim weekendzie dalej będzie się ustawiać pod G20, ale teraz już może to robić idąc w dół.

No chyba, że uda się jeszcze raz podciągnąć kontrakt na S&P500 w górę i przebić te 1230. Wtedy oczywiście fundamentalny przyczyny wzrostów też znajdą się bardzo szybko.

Brak komentarzy: