Zaskakującym newsem dnia okazał się dzisiaj wpis noblisty –Paula Krugmana na swoim blogu w New York Timesie. Wpis o Polsce i o tym, że chce
mu się walić głową w ścianę („It really does make you want to bang your head
against a wall”)na wieść o tym, że Polska chce wejść do strefy euro. Jak
rozumiem z rozpaczy. Mi najbardziej podoba się w tym tekście oczywiście wykres,
bo jest wymowny
Bardzo ładnie tu widać jak bardzo ślamazarny jest klub do
którego mamy się w przyszłości zapisać.
Oczywiście po tekście Krugmana natychmiast pojawiły się
riposty, zmierzające do jednego. Otóż Krugman nie zrozumiał, że propozycja
premiera dotycząca referendum w sprawie euro to nie jest przejaw chęci wejścia
do strefy, tylko wręcz przeciwnie – sposób na to, żeby tam nie wejść, albo
przynajmniej to odwlec w czasie.
Przestrzegałbym przed takim bagatelizowaniem tej sprawy. No
chyba, że to co mówił ostatnio w Sejmie minister spraw zagranicznych, to
nieprawda. A mówił rzeczy bardzo ciekawe:
Kwestia domniemanych korzyści z wejścia do strefy euro,
zarówno gospodarczych jak i strategicznych, to temat zasługujący na osobny
wpis, który kiedyś popełnię. Na razie warto mieć nadzieję, że polskie władze
będą trzymać się zdania „lecz tylko w taki sposób, który wzmocni gospodarkę” –
bo takiego sposobu po prostu nie ma. Każde wejście do strefy euro gospodarkę
osłabi, a nie wzmocni.
Najciekawszy w tym zamieszaniu wywołanym przez Krugmana jest
głos jednego z polskich ekonomistów ukrywających się w sieci pod pseudonimem
Barnejek. Wg niego polski rząd specjalnie teraz będzie mamił świat gadką o strefie euro, żeby podtrzymać wysokie notowania polskich obligacji:
A to ci dopiero heca, prawda ? :) Oby Barnejek miał rację.