Pokazywanie postów oznaczonych etykietą deficyt sektora finansów publicznych. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą deficyt sektora finansów publicznych. Pokaż wszystkie posty

Jan Vincent Sprytny, Anno Domini 2014

Rząd przyjął dziś projekt budżetu na 2014 wraz ze strategią zarządzania długiem, warto więc utrwalić sobie kilka liczb.

Chodzi mi przede wszystkim o deficyt sektora finansów publicznych. Ma spaść z 4,1% PKB w 2013 do 3,6% PKB w 2014. Jeszcze w kwietniu w Wieloletnim Planie Finansowym 2013-2016 rząd zakładał, że deficyt w tym roku wyniesie 3,5% PKB, a w przyszłym 3,3% PKB. Polityka fiskalna ma być więc luźniejsza niż zakładano jeszcze pół roku temu.

PKB nominalnie ma wynieść w tym roku 1642,9 mld PLN, a w przyszłym 1721,5 mld PLN. Łatwo wyliczyć, że w takim razie deficyt sektora finansów publicznych w tym roku ma sięgnąć 67,4 mld PLN, a w przyszłym 62 mld PLN. (wg danych z Wieloletniego Planu z kwietnia to było odpowiednio 57,5 mld i 56,8 mld PLN). To są najważniejsze cyferki dotyczące finansów państwa. Nie deficyt budżetowy, który jest tylko jedną z części krajobrazu finansów publicznych. Tak naprawdę dziura w finansach publicznych ma wynieść 67,4 mld PLN w 2013 i 62 mld PLN w 2014. Dla porównania: w 2012 wynosiła ona 62,2 mld PLN.

No chyba, że będzie mniej. W strategii jest taki zapis:


Wydatki mogą być więc mniejsze, co zmniejszy deficyt. Do tego dorzuciłbym też niezwykle dziwną prognozę wpływów z VAT i akcyzy na poziomie ledwie 178 mld PLN (w Wieloletnim Planie było to 190,8 mld PLN). 178 mld to nawet mniej niż w tym roku, a przecież w 2014 mamy mieć 2,5% wzrostu PKB i do tego 2,4% inflacji. Moim zdaniem to ewidentnie zaniżona prognoza. Gdyby założyć, że wpływy z podatków pośrednich wyniosą tyle samo co w 2013, czyli ok. 190 mld, a nie 178 mld, to deficyt maleje o 12 mld. Jeśli dodamy do tego wpłatę z zysku NBP np. w umiarkowanej wysokości 3 mld PLN (w tym roku było ponad 5 mld, a na 2014 planowane jest zero), to już mamy 15 mld. Jeśli założymy, że wydatki faktycznie nie sięgną poziomów maksymalnych (bo nigdy nie sięgają) tylko będą np. o 5 mld mniejsze, to wychodzi nam deficyt o 20 mld mniejszy od planowanego. Czyli nie 62 mld tylko 42 mld PLN. 42 mld to byłoby już tylko 2,4% PKB.

Taka sytuacja oznaczałaby oczywiście wyjście z unijnej procedury nadmiernego deficytu, pozytywne recenzje z całego świata, może nawet podwyżki ratingów, także umocnienie złotego, czyli niższe raty kredytów we frankach i tańszą benzynę na stacjach. I to wszystko w pierwszej połowie 2015 roku. Tuż przed wyborami parlamentarnymi. Czasami warto w budżecie coś zaniżyć, żeby wykreować niskie oczekiwania, na bazie których potem łatwo będzie o niesamowicie pozytywną niespodziankę. Ależ spryciula z tego Vincenta ;)

Katastrofa budżetowa, której nie ma



Najnowsza mądrość ludowa głosi, że mamy katastrofę budżetową. Wiadomo – deficyt w budżecie jest tak horrendalnie wysoki, a dochody z podatków o tyle niższe od zakładanych, że aż trzeba nowelizować budżet i zlikwidować progi ostrożnościowe, co dowodzi tego, że katastrofa jest.

Rzeczywisty obraz finansów publicznych jest jednak nieco inny. Istnieje budżet państwa i deficyt budżetowy, ale także istnieje sektor finansów publicznych i deficyt tego sektora. Z punktu widzenia kondycji państwa i tego, czy jest katastrofa, czy jej nie ma, ważniejszy jest deficyt sektora, bo jest to pojęcie szersze – zawiera w sobie budżet państwa, ale także samorządy, także ZUS i NFZ i parę innych instytucji. Lamenty w sprawie katastrofy dotyczą miary węższej, czyli deficytu w budżecie, który jest gdzieś w okolicach 30 mld PLN. Tymczasem z opublikowanej przed weekendem informacji kwartalnej z MF wynika, że deficyt sektora finansów publicznych jest, a przynajmniej w pierwszym kwartale był, znacznie mniejszy



Jak to możliwe, że w pierwszym kwartale budżet miał 25 mld dziury, ale dziura w całym sektorze wynosiła zaledwie 6 mld ? Wygląda na to, że część sektora poza budżetem ma się znacznie lepiej niż sam budżet. A konkretniej, sektor został uratowany przez rosnące składki do ZUS. 



Dziura w budżecie wynika głównie z mniejszych wpływów z podatków VAT i akcyzowego. Z PIT tymczasem wpływa więcej niż w 2012. Składki ubezpieczeniowe są „podpięte” pod PIT, więc one też ładnie rosną. Do tego ta „pozabudżetowa” część sektora finansów publicznych znacznie ostrzej niż sam budżet ścięła wydatki:

Czyli przy słabych wpływach z VAT i akcyzy finanse państwa ratują nam samorządy wstrzymując inwestycje. Swoją drogą ten wątek Krajowego Funduszu Drogowego i długiej zimy też jest ciekawy.
Czy jeśli deficyt w pierwszym kwartale wyniósł zaledwie 6 mld PLN to znaczy, że problemu nie ma ? Niestety to nie jest takie proste. Pierwszy kwartał bowiem zawsze wygląda najlepiej:

 

Jak widać te szare słupki pokazujące wielkość deficytu zawsze w pierwszym kwartale są najmniejsze, a największe w kwartale czwartym. Dość udany (lepszy niż w 2010 i 2011) początek roku o niczym więc jeszcze nie świadczy. Ale oczywiście głosy o katastrofie budżetowej w świetle tych danych są grubo przesadzone.Jak pokazuje ta zielona linia na wykresie, w ujęciu rocznym deficyt sektora to wciąż okolice 4% PKB. Mniej więcej tyle samo, co w roku ubiegłym, blisko 2 razy mniej niż w 2010. Nic nadzwyczajnego, nic katastrofalnego.