Pokazywanie postów oznaczonych etykietą banki. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą banki. Pokaż wszystkie posty

Mit rezerwy obowiązkowej w bankach


Studiując ostatnio założenia polityki pieniężnej na 2014 opublikowane przez NBP zauważyłem jedną ciekawą rzecz, o której warto wspomnieć i tym samym odnieść się do jednego z moich najbardziej ulubionych mitów o gospodarce i bankowości. Chodzi o mit rezerwy obowiązkowej i systemu zwanego „fractional reserve banking”. Chodzi w nim o to, że banki ponoć mają obowiązek odkładania w banku centralnym niewielkiej części zgromadzonych depozytów, a resztę depozytów mogą wypożyczać w formie kredytów. Można o tym przeczytać w wielu miejscach w internecie, wystarczy wklepać w gugla „fractional reserve system”. Można odnieść wrażenie, że wszyscy myślą że tak jest :)

Krytycy wskazują, że to system ryzykowny bo jak ludzie będą chcieli zabrać wszystkie swoje depozyty z banku w tym samym czasie, to się okaże, że nie ma dla nich pieniędzy. A nie będzie ich dlatego, że rezerwa obowiązkowa obejmuje tylko małą część całości depozytów. Podsumowując, ich zdaniem rezerwa obowiązkowa jest elementem systemu, który chroni posiadaczy depozytów, ale jest to element niedobry, bo w sytuacji podbramkowej okaże się nieskuteczny.

Oczywiście, że w sytuacji podbramkowej, kiedy klienci tracą zaufanie do banku i chcą wycofać wszystkie swoje depozyty z banku nic nie pomoże, chyba, ze wprowadzi się zakaz wycofywania depozytów (prawdopodobne) , albo bank centralny dostarczy do banku komercyjnego wystarczającą liczbę banknotów (nieprawdopodobne). Ale nie ma to nic wspólnego z rezerwą obowiązkową, bo też rezerwa obowiązkowa nie ma nic wspólnego z bezpieczeństwem posiadaczy depozytów. Oto, po co istnieje rezerwa obowiązkowa:



Ciekawe, że nie ma ani słowa o depozytach i ich posiadaczach, prawda ? Ani słowa. Rezerwa obowiązkowa służy do zupełnie czegoś innego. Jej celem jest bieżące regulowanie rozliczeń i ewentualnie drobnych zakłóceń w płynności na rynku międzybankowym a nie na linii bank – depozytariusz. Każdy bank ma na swoim koncie w banku centralnym jakąś tam kwotę (zapis elektroniczny nie mający nic wspólnego z jakimikolwiek depozytami ludności w bankach komercyjnych) i codziennie na koniec dnia, kiedy banki kończą rozliczenia między sobą, (a tych rozliczeń są miliony) wychodzi im, że w jednym banku brakuje jakiejś kwoty, w innym jest trochę za dużo. Wtedy rozliczają się właśnie za pomocą tego wolnego, niezaangażowanego w żadne operacje pieniądza, który sobie leży w banku centralnym i jest nazwany rezerwą. Swoją drogą banki miałyby te rezerwy nawet, gdyby nie było to obowiązkowe, bo jest to dla nich po prostu korzystne i korzystają z tego codziennie.  Obowiązkowość polega na tym, że każdy bank musi mieć tę rezerwę co najmniej tak dużą, aby odpowiadała ona jakiemuś tam ułamkowi pasywów, czyli środków które pożyczył i będzie musiał kiedyś oddać. Oczywiście zdecydowana większość tych środków to depozyty, stąd zapewne rezerwa obowiązkowa kojarzy się z jakimś tam zabezpieczaniem depozytów. Ale kojarzy się błędnie.

A skąd banki biorą te rezerwy, skoro nie odkładają ich z depozytów ludności ? Biorą je z cotygodniowych operacji otwartego rynku przeprowadzanych z bankiem centralnym. W tych operacjach banki komercyjne kupują od banku centralnego bony pieniężne. Jest to dla nich forma lokaty, bo bony są oprocentowane. Ta „gotówka” którą bank centralny w ten sposób ściąga od banków w zamian za bony jest zapisywana jako rezerwy na rachunkach banków w banku centralnym. Jeśli pieniędzy w systemie bankowym przybywa i tym samym rośnie „baza” do obliczania wielkości rezerwy obowiązkowej, to jednocześnie bank centralny sprzedaje więcej bonów i na kontach banków w NBP pojawia się więcej rezerw. Czyli są one tworzone w wyniku przelewania tam wolnych środków z banków. Oczywiście te środki mogą pochodzić z depozytów, ale mogą też pochodzić z innych źródeł (chociażby z emisji obligacji). Nawet więc matematyczne powiązanie wielkości rezerwy obowiązkowej z depozytami ludności nie jest ścisłe. Poza tym bank może uznać, że chce ulokować w NBP znacznie więcej niż musi, wtedy zgłasza większy popyt na bony pieniężne i ma na rachunku w banku centralnym ulokowane znacznie większą niż zwykle część swoich aktywów. Może to zrobić, kiedy obawia się ryzyka na rynku i woli się „schować” przed nim w miejscu najbezpieczniejszym ze wszystkich w systemie, czyli na depozycie w banku centralnym.

Obowiązujący powszechnie mit łączący rezerwę obowiązkową z „zabezpieczaniem” depozytów ludności moim zdaniem bierze się z niezrozumienia tego jak działa bank. W bardzo wielu miejscach można przeczytać takie coś


Czyli wg takiego postrzegania systemu bank, kiedy udziela kredytu po prostu „wypożycza depozyty”. Czyli ludzie przynoszą do banku depozyty (nie wiadomo skąd je wzięli, ale to nic), bank dysponuje pulą depozytów, część z puli odkłada na rezerwę obowiązkową, a resztę wypożycza („the remainder of customer-deposited funds is used to fund investment or loans”). Potem w sytuacji katastrofy ludzie przybiegają do banku wypłacić depozyty, a ich nie ma, bo są właśnie wypożyczone. Jest to zasadnicza pomyłka. Bank nie wypożycza depozytów. To nie jest tak, że kredyt bierze się z depozytów, jest dokładnie odwrotnie – to depozyty biorą się z kredytów. Bank pożycza pieniądze, udziela kredytu, tworząc go z niczego, z powietrza. Nie jest w tym procesie niczym ograniczony, ani rezerwą obowiązkową, ani tym czy ma jakieś depozyty, czy nie ma. Musi tylko pilnować swojego wskaźnika wypłacalności, które jednak nie ma nic wspólnego z depozytami. Natomiast kiedy już tego kredytu udzieli, to tym samym automatycznie tworzy gdzieś w systemie bankowym depozyt. Bo kredyt udzielony komuś pojawia się przecież na jego koncie w banku jako depozyt. Oczywiście ktoś kto zaciągnął kredyt, może go sobie wypłacić potem w bankomacie w banknotach i depozyt znika, ale to już inna kwestia relacji między pieniądzem banku komercyjnego (depozyty), a pieniądzem banku centralnego (banknoty). Chodzi o to, że depozyty powstają dlatego, że w systemie pojawia się nowy kredyt. Oczywiście system bankowy składa się z wielu banków, więc depozyt może pojawić się w innym banku niż ten, który udzielił kredytu. Do tego mamy otwarte granice, mamy sektor publiczny z rządem i jego deficytem, schemat krążenia pieniądza jest więc bardziej skomplikowany i raczej nigdy nie jest tak, że suma udzielonych kredytów równa się sumie depozytów co do złotego. Ale chodzi o mechanizm kreacji pieniądza. Bank udzielając kredytu tworzy nowy pieniądz, którego wcześniej nie było. Aby to zrobić nie musi mieć żadnych depozytów. Musi mieć coś w pasywach równe stworzonym właśnie aktywom, ale równie dobrze może to sobie pożyczyć na rynku międzybankowym od innych banków (które mają dużo wolnych środków, bo w efekcie powstania nowego kredytu w systemie pojawiły się u nich nowe depozyty). Czyli kredyt jest powiązany z depozytem, ale tylko w skali całego systemu bankowego, a nie w skali pojedynczego banku. A powiązanie polega na tym, że najpierw jest kredyt, który tworzy depozyt, a nie odwrotnie.

Dlatego tak zwany system rezerwy częściowej tak naprawdę jest tylko mitem.

Najlepszy tydzień na giełdzie w tym roku i cztery tego przyczyny



WIG20 w tym tygodniu urósł o 4,8%, WIG o 4,5% - w obydwu przypadkach to najlepsze osiągnięcia od października 2011. WIG odrobił właśnie wszystkie straty wywołane w czerwcu zapowiedzią powolnej śmierci OFE. WIG20 całości strat nie odrobił głównie dlatego, że w międzyczasie od kursów akcji kilku dużych spółek odcięto dywidendy. W dodatku mWIG40 jest dziś najwyżej od czerwca 2008, a sWIG80 najwyżej od lipca 2011. Co się stało ? Oto cztery główne przyczyny, które poprawiły nam koniunkturę na giełdzie

1.       Wyniki banków

Bezpośrednią przyczyną stoją za ostatnimi wzrostami są świetne wyniki polskich banków. W minionym tygodniu akcje BRE poszły w górę o 8,7%, BZ WBK o 6,7%, Banku Handlowego o 11,6%, PKO BP o 7,7%, Millennium o 9,2%, Getin Noble aż o 17,2%, Getin Holdingu o 16,2%. Wyniki za drugi kwartał opublikowane przez Bank Millennium, BZ WBK i BRE były zaskakująco dobre i pokazały, że polskie banki potrafią sporo zarobić nawet w czasach rekordowo niskich stóp procentowych (co teoretycznie powinno być dla nich niekorzystne). To dopiero początek sezonu publikacji wyników, przed nami jeszcze PKO BP, Pekao SA, Handlowy, Getin, ING itd.

2.       FED i ograniczanie skupu obligacji

Zostawmy na boku to, czy to racjonalne, czy nie (zwłaszcza, że to nie jest racjonalne) ale rynek od pewnego czasu na każda sugestię ograniczenia skupu obligacji przez FED reaguje odwrotem od aktywów ryzykownych, czyli także od akcji na rynkach rozwijających się, czyli także od akcji polskich. Widać to było dobrze w czerwcu. W lipcu Ben Bernanke usilnie starał się skorygować obawy rynków przekonując kilkukrotnie, że skup nawet jeśli zostanie ograniczony nadal będzie skupem, a do podwyżek stóp procentowych w USA jest jeszcze naprawdę bardzo daleko. Bardzo możliwe, że rynki po miesiącu grania pod obawy związane z przykręcaniem śrubki w końcu się oswoiły z tą perspektywą i dotarło do nich, że to nie będzie koniec świata, a bilans FED nadal będzie systematycznie rósł bijąc kolejne rekordy. Proces rozstawania się rynków z przekonaniem, że skup papierów przez FED będzie trwał wiecznie chyba już się zakończył. Tym samym gorący pieniądz znów łaskawszym okiem patrzy na takie rynki jak polski.

3.       OFE i Bronisław Komorowski

Początkowo rynek chyba nie przyłożył do tego dużej wagi, ale dziś widać, że obawy związane z likwidacją OFE tak jakby zmalały. Możliwe, że rynek po gwałtownej reakcji w czerwcu po prostu to przełknął i już nie będzie do tego wracać (dopóki nie pojawią się jakieś już naprawdę ostateczne konkrety), a możliwe, że sytuację nieco zmienił prezydent dając do zrozumienia, że to co proponuje rząd jemu się nie za bardzo podoba. W tym momencie wycenianie likwidacji OFE jako czegoś pewnego przestało być racjonalne. Wypowiedź prezydenta o OFE pojawiła się 9 lipca, WIG20 swój ostatni wyraźniejszy dołek miał 10 lipca i od tamtej pory urósł o ponad 9%.

4.       Ożywienie gospodarcze

Jesteśmy po całej serii danych makroekonomicznych pokazujących, że sytuacja polskiej gospodarki dość szybko się poprawia – lepsza produkcja przemysłowa, nastroje konsumentów, wpływy podatkowe, bilans handlowy, delikatna poprawa stopy bezrobocia, ostatnie wyjście wskaźnika PMI powyżej 50 pkt. Przed nami sierpniowa publikacja o wzroście gospodarczym w drugim kwartale, gdzie moim zdaniem też będziemy mieć pozytywną niespodziankę i wzrost o 0,8%-0,9%. Rynek chyba zaczął dyskontować to, że przemysł w drugim półroczu i w 2014 będzie radził sobie wyraźnie lepiej niż sądzono jeszcze parę miesięcy temu. Obok banków w ostatnim tygodniu świetnie radzili sobie producenci prądu i gazu, czyli firmy w dużym stopniu uzależnione od tego co się dzieje w polskim przemyśle: Akcje Tauronu poszły w górę o 6,8%, PGE o 5,9%, PGNiG o 5,4%, Enei o 4,2%

Na koniec jeszcze wykresy trzech spółek z kluczowym wpływem na WIG20. Już dawno nie wyglądały jednocześnie tak ciekawie, chociaż z drugiej strony w dwóch przypadkach już jesteśmy blisko oporów, co może oznaczać, że kolejny tydzień może być korekcyjny. Oto PKO BP, PZU i KGHM: 




Sytuacja się pogarsza, bo sytuacja się pogarsza



Jako gospodarka właśnie wpadliśmy w bardzo ciekawe, negatywne sprzężenie zwrotne. Jak wiadomo Rada Polityki Pieniężnej obniża ostatnio stopy procentowe, aby złagodzić warunki udzielania kredytów i stworzyć tym samym lepsze warunki do rozwoju inwestycji (co mogłoby uruchomić ożywienie gospodarcze i zakończyć kryzys). RPP oczywiście sama nie udziela kredytów, ale ma nadzieje, że banki komercyjne w sytuacji niższych stóp procentowych dostosują się i ułatwią swoim klientom dostęp do kredytu. Tymczasem z opublikowanego dziś raportu NBP wynika, że banki komercyjne robią coś odwrotnego:



Można dojść do wniosku, że obniżki stóp procentowych są bez sensu. Bo jednocześnie firmy mają w bankach trudniej, a nie łatwiej. A dlaczego banki zaostrzają kryteria ? Bo pogarsza się sytuacja gospodarcza



Czyli bank centralny łagodzi warunki, bo sytuacja gospodarcza się pogarsza, a banki komercyjne zaostrzają warunki, bo sytuacja gospodarcza się pogarsza.

A do tego znika popyt. Dlaczego znika ? Oczywiście dlatego, że sytuacja gospodarcza się pogarsza. Najlepiej to widać w kredytach konsumpcyjnych




Podsumowując: sytuacja gospodarcza się pogarsza. Bank centralny, banki komercyjne i gospodarstwa domowe są w tym zgodni. Taka sytuacja – gorsze warunki w bankach i mniejszy popyt na kredyt – sprawiają, że sytuacja, która jak wiadomo się pogarsza, pogarsza się jeszcze bardziej. Teraz trzeba poczekać, aż sytuacja gospodarcza zacznie się poprawiać. A, jak łatwo się domyśleć, zacznie poprawiać wtedy, kiedy zacznie się poprawiać.