Pokazywanie postów oznaczonych etykietą eurokrach. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą eurokrach. Pokaż wszystkie posty

Ostatnie godziny strefy euro, takiej jaką znamy



Trwa najważniejsze 48 godzin w dotychczasowej historii strefy euro. W Brukseli siedzi prezydent Cypru wraz z Lagarde z MFW, Barroso, Van Rompyem i Rehnem z Unii i Draghim z ECB i rozmawiają o warunkach na jakich Unia i MFW zgodzą się udzielić Cyprowi pomocy. Potem jeszcze ma być Eurogrupa, czyli ministrowie finansów strefy euro - na ten sam temat. Jeśli tej pomocy nie będzie, to jutro o północy ECB odcina cypryjskim bankom dostęp do gotówki, co będzie oznaczać albo bankructwo całego systemu finansowego na Cyprze, albo wyjście Cypru z strefy euro. Nawet jeśli pomoc będzie, to uchwalone już na Cyprze drastyczne ograniczenia w swobodzie przepływu kapitału oznaczają, że strefa euro się zmienia. Bo capital controls to jaskrawe zaprzeczenie najważniejszego fundamentu unii walutowej. Tak naprawdę oznacza to, że na Cyprze nie ma już unii walutowej (chociaż ciągle jest waluta euro), bo w unii walutowej musi być swoboda przepływu kapitału.

Sytuacja jest więc dramatyczna, bo możliwe, że stoimy u progu początku głębszego procesu dezintegracji strefy euro. Mnie w tym momencie najbardziej przeraża minister finansów Niemiec – Wolfgang Schaeuble. To moim zdaniem obok Mario Draghiego z ECB najważniejsza obecnie postać w Unii Europejskiej. Niestety postać negatywna. Zapadły mi w pamięć dwie wypowiedzi Schaeuble z ostatnich dni.  Schaeuble powiedział, że Cypr ma złą strukturę sektora bankowego i musi ją zmienić. Powiedział też, że Cypr musi zmienić „model biznesowy”. Oczywiście Schaeuble mówi prawdę. Faktycznie Cypr musi zmienić sporo, żeby stanąć na nogi. Nie wiem tylko po co on to mówi. Wydaje mi się, że obecnie na Cyprze sami doskonale o tym wiedzą. Nawet jeśli tego nie wiedzieli wcześniej, to dowiedzieli się w ubiegły weekend na posiedzeniu eurogrupy. Nie bronię ich, okej, są sami sobie winni,  ale każdy normalny polityk w Europie wie co to jest demokracja, parlament, debata parlamentarna, poczucie dumy narodowej itp. Jeśli więc już Cypr dostaje od Unii zadanie zrobienia czegoś, co od strony realiów polityczno-parlamentarnych graniczy z cudem, to takie wypowiedzi jak te ministra finansów Niemiec z pewnością zadania im nie ułatwiają. Okej, Unia jako sponsor może stawiać warunki. Ale po ich postawieniu nie musi dodatkowo utrudniać ich spełniania. Proszę sobie wyobrazić, że kiedyś, po wstąpieniu Polski do strefy euro Wolfgang Schaeuble wychodzi i mówi „Polska ma zbyt duży udział kredytów walutowych w aktywach bankowych – muszą to zmienić”. I Eurogrupa mówi Rostowskiemu, że ma na to tydzień. Jaka byłaby reakcja w Polsce ? Oczywiście, my nie jesteśmy w sytuacji, w której nie przeżyjemy bez pożyczki z Unii, więc potencjalne stwierdzenia Wolfganga możemy kwitować ziewaniem, ale z drugiej strony czy Cypr naprawdę jest aż tak wyjątkowy ? Czy to jedyne państwo w Unii, które powinno „zmienić model biznesowy” ? Czy przypadkiem cała Unia nie powinna go zmienić na bardziej innowacyjno-konkurencyjno-rynkowy ? Czy prowadzona przez Niemców za ręke Unia nie jest aby w ostatnich latach najwolniej rozwijającym się miejscem na planecie ? Czy Niemcy zawsze spełniali wszystkie wymogi unijnych traktatów ? Czy w momentach, kiedy ich nie spełniali brali na siebie dodatkowe zobowiązania i natychmiast ponosili koszty dostosowania gospodarki ? Czy w takim razie jest coś, co uprawnia ich do pouczania innych, poza smutnym faktem, że mają więcej kasy niż inni ? Czy pouczanie innych z powodu posiadania większej kasy ma coś wspólnego z ideałami na których oparta jest Unia Europejska ? Jak to się ma do idei solidarności ? Czy dysproporcja w bogactwie wewnątrz Unii byłaby tak widoczna, gdyby nie polityka niskich stóp w ECB, która przez pierwsze lata XXI wieku ułatwiała reformowanie niemieckiej gospodarki, ale na południu Europy głównie napędzała bańki spekulacyjne ? Dlaczego Niemcy nie byli tak surowo jak dziś nastawieni do polityków południa 10 lat temu, kiedy ci zaczynali nieodpowiedzialne pompowanie długu publicznego ? Czy gdyby polityka ECB była dostosowana do potrzeb Hiszpanii, albo Włoch, a nie Niemiec, to Niemcy dziś mieliby jakąkolwiek podstawę do pouczania innych ? I do tego, żeby po narzuceniu innemu państwu programu reform potem jeszcze je dodatkowo utrudniać ? Chyba, że Niemcom chodzi o coś innego – może im chodzić o widowiskowe publiczne upokorzenie Cypru na zasadzie procesu pokazowego. Mogą oceniać, że ryzyko postawienia się Cypru i opuszczenia przez ten kraj strefy euro jest niewielkie, a co ważniejsze – rynki finansowe w ogóle nie reagują na taką perspektywę negatywnie. Jestem pewien, że rozmowy Unia – Cypr wyglądałyby zupełnie inaczej, gdyby notowania obligacji i indeksy giełdowe w Europie w ubiegłym tygodniu poleciałyby mocno w dół. Ale nie poleciały – czyli jest przyzwolenie na psychiczne znęcanie się nad Cyprem.

Zastanawiam się po co Niemcom ten proces pokazowy – czego oni tak naprawdę chcą na południu Europy ? Czy tylko uzdrowienia gospodarek ? Jeśli tak, to muszą być wyjątkowo uparci i ślepi, bo wszystkie ich recepty na południu prowadzą od trzech lat tylko i wyłącznie do głębszych recesji i większego bezrobocia. Ewidentnie to co sprawdza się w Berlinie nie sprawdza się w Madrycie. Obawiam się, że może chodzić raczej właśnie o kontrolowane utrzymywanie gospodarek południa w stanie, w którym będą one w sposób trwały uzależnione od łaski oraz widzimisię niemieckiego partnera z kasą. Innymi słowy – chodzi o zamianę strefy euro w niemiecką strefę wpływu. No bo chyba nie wierzą, że przerobią południowców mentalnie – to tak, jakby liczyć, że ci z południa zapomną o winie i przerzucą się na piwo i schabowego. Albo ujmując to bardziej ekonomicznie – obszar nieoptymalny z punktu widzenia unii walutowej przerobią na optymalny – siłą, szantażem i naciskiem. Oczywiście cały czas prowadząc politykę monetarną dostosowaną do tego co dzieje się na północy Europy, a nie na południu. Moim zdaniem strefy euro nie da się przerobić na obszar optymalny walutowo. Po prostu się nie da, bo się do tego nie nadaje.

Niemcy od stuleci są opętani wizją jednoczenia Europy, którą zawsze chcą realizować w mniej lub bardziej idiotyczny sposób. Sposób – na unię walutową – jest i tak dość mało radykalny jak na ich możliwości intelektualne, ale mimo to nadal idiotyczny. Oczywiście za każdym razem integracja ma przebiegać tak, żeby na końcu centrum zintegrowanej Europy było w Niemczech, ale koszty netto integracji pozostały na południu. Może dlatego nigdy im się to nie udaje. Tym razem też jednak mogą mieć problem. Polityka monetarna pod Mario Draghim nie jest już tak niemieckocentryczna jak w poprzednich latach (choć w sprawie Cypru jednak ECB zapowiedział odcięcie linii pomocowych), flagi niemieckie w Europie pali się tak często jak chyba nigdy dotąd, sytuacja przestaje się podobać nawet tradycyjnym sojusznikom Niemiec. Szef dyplomacji Luksemburga zabłysnął dziś stwierdzeniem, że Niemcy nie powinny się czepiać tego jak duży jest sektor finansowy na Cyprze, czy na przykład w Luksemburgu, bo nikt w Europie nie czepia się tego jak duży jest sektor motoryzacyjny w Niemczech. Oczywiście porównywanie przemysłu do banków jest trochę absurdalne, ale chodzi o to, że Niemcy zaczynają przegrywać swoją sprawę politycznie nie ze względu na meritum, a ze względu na styl. Ten styl właśnie może spowodować, że w najbliższych wyborach do Europarlamentu spory sukces w skali całej Unii odniesie jakaś ponadnarodowa partia wariatów typu Tsipras/Grillo, którzy z łatwością z użyciem Internetu mogą stworzyć ogólnoeuropejski ruch na „nie”. A potem rozwalić Unię od środka. Moim zdaniem jeszcze nigdy nie byliśmy tak blisko rozpadu strefy euro, jak dzisiaj, a jeśli do takiego rozpadu kiedyś dojdzie to głównym odpowiedzialnym za to będzie Wolfgang Schaeuble i jego metody. (chociaż merytorycznie ma rację, ale w życiu najczęściej mieć rację to za mało)

Cypr, czyli wydarzenie roku.



W Europie władza należy do Europejskiego Banku Centralnego. ECB zlitował się w 2012 nad Grecją i Grecja nadal należy do strefy euro. W 2013 ECB nie ma litości dla Cypru. A w konflikcie interesów na linii niemiecki podatnik - cypryjski ciułacz ten drugi nie ma szans.

Główny argument przeciw wchodzeniu do strefy euro

Ten wykres:



z tego artykułu pokazuje to, o czym spora część ekonomistów już wie, chociaż równie wielu nie chce tego przyjąć do wiadomości. Zaciskanie pasa w krajach nadmiernie zadłużonych prowadzi do pogorszenia, a nie polepszenia sytuacji. Istnieje dość popularna teoria (a nawet niestety praktyka), że kiedy w danym państwie wskaźnik długu publicznego do PKB urośnie za bardzo wtedy trzeba oszczędzać, żeby zmniejszyć dług i sprowadzić wskaźnik dług/PKB do bardziej bezpiecznego poziomu. Okazuje się jednak, że im większa skala oszczędności zarządzonych w państwie, tym większy wzrost wskaźnika długu publicznego do PKB. Wzrost, a nie spadek. Dzieje się tak dlatego, że działania mające na celu zmniejszenie długu jednocześnie wywołują także spadek PKB czyli recesję. Niestety wszystkie przykłady ze strefy euro z ostatnich lat pokazują, że PKB w krajach poddanych kuracji oszczędnościowej spada szybciej niż dług. W efekcie wskaźnik dług/PKB rośnie zamiast spadać.



We wszystkich krajach strefy euro dotkniętych kryzysem problem zaczął się od popłochu na rynku i wyprzedaży obligacji (ucieczka od ryzyka w czasach kryzysu finansowego wywołanego zupełnie czymś innym zupełnie gdzie indziej). Szybki wzrost rentowności powodował, że kraje traciły możliwość rolowania długu, co powodowało zagrożenie utratą płynności i bankructwem kraju. Szybkie i nagłe oszczędności stawały się wtedy koniecznością, a także przymusem narzucanym przez Unię i MFW. Gospodarki tych państw byłyby w znacznie lepszej sytuacji gdyby zamiast zmniejszać dług, państwa te skupiły się na przywracaniu zaufania rynków finansowych i działaniu na rzecz wzrostu gospodarczego. Czyli gdyby w ułamku dług/PKB zajęły się zwiększaniem mianownika zamiast zmniejszaniem licznika.

Co ciekawe we wszystkich tych państwach (Grecja, Włochy, Hiszpania, Portugalia, Irlandia) rentowność obligacji wyraźnie poszła w dół w drugiej połowie 2012. Pomimo tego, że dług do PKB cały czas im rośnie i ciągle mają recesję. Poprawa była efektem wyłącznie jednego wydarzenia. Deklaracji Europejskiego Banku Centralnego, że w razie czego wykupi ich obligacje z rynku. Oczywiście do żadnego wykupu nie doszło, bo wystarczyła sama zapowiedź oznaczająca, że pieniądze inwestorów są bezpieczne. Oczywiście w krajach tych i tak jest recesja, bo wcześniej rządy zdążyły wprowadzić programy oszczędnościowe. Ale cała ta historia pokazuje, że aby zachować stabilność na rynku finansowym i uniknąć kryzysu warto mieć bank centralny, który daje wyraźny sygnał, że jest gotów interweniować, czyli w razie czego dodrukować tyle ile trzeba. Oczywiście, aby tak się stało konieczne jest posiadanie swojego własnego banku centralnego. Europejski Bank Centralny zrobił co trzeba, ale jakieś 2 lata za późno. Hiszpanie, Włosi, Portugalczycy będą za to jeszcze długo płacić. Bo nie mają swojego własnego banku centralnego. Dla mnie to główny powód dla którego Polska nie powinna wchodzić do strefy euro.

Soros uratuje Grecję przed bankructwem ?

George Soros chyba ma trochę pieniędzy dla Grecji. Tak przynajmniej można zrozumieć jego słowa z wywiadu dla Bloomberg Business Week


Te słowa są ważne, bo Grecja w najbliższy czwartek musi wykupić zapadające trzymiesięczne bony skarbowe. Za 5 mld EUR. Kasy na to nie ma, bo ciągle się nie dogadała z Troiką w sprawie kolejnej transzy pomocy. Można oczywiście próbować to zrolować. Wyemitować kolejne bony skarbowe i za kasę zdobytą w ten sposób spłacić te stare. Tylko kto kupi nowe bony ? Od miesięcy kupcami na kolejnych przetargach są głównie greckie banki, nie ma tam już nikogo z zagranicy. Greckie banki kupują od rządu bony tylko po to, aby natychmiast zastawić je w ECB i uzyskać w zamian gotówkę, dzięki której ciągle jeszcze jakoś wiążą koniec z końcem.

Problem polega na tym, że w ECB są limity ograniczające to ile jakich papierów można przyjąć w zastaw. Tych greckich ECB ma już pod korek. Ale oczywiście limit zawsze można zwiększyć - parę razy to już się działo. Tylko, że tym razem ECB zwiększać limitu nie chce. Brak nowej gotówki dla greckich banków może oznaczać, że na przetargu nowych bonów nie będzie nikogo. A to z kolei może oznaczać, że Grecja zbankrutuje w najbliższy czwartek.

Dlatego deklaracja Sorosa pojawiająca się akurat teraz może zmienić sytuację. Grecki rząd właśnie ogłosił przetarg nowych bonów skarbowych, który odbędzie się we wtorek. Niby nic nadzwyczajnego, bo ten dzień jest od dawna zaznaczony w kalendarzu nowych emisji:



Ale jak widać, planowana była tylko aukcja bonów 13tygodniowych. Tymczasem na wtorek zapowiedziano także emisję bonów czterotygodniowych. Z tych papierów Grecja chce zebrać 2,12 mld EUR czyli więcej kasy niż z 13-tygodnowych.


Pożyczanie na 4 tygodnie wygląda na ruch szczerze rozpaczliwy. No chyba, że to emisja specjalnie dla Georga Sorosa.

Tak czy inaczej, po wyborach w USA Grecja wraca jako temat na rynki finansowe i to wraca z hukiem.

Draghi vs. Weidmann czyli najwazniejszy spór w Europie


The Beatles – The Rolling Stones, Keynes – Friedman, Blur – Oasis, Real – Barcelona, Tusk – Kaczyński, Apple – Microsoft. Świat zna całą masę takich prawdziwych, albo wymyślonych sporów/pojedynków/rywalizacji. Ludzie to lubią, bo takie uproszczenie ułatwia identyfikację z jedną ze stron. Możliwe, że zbliżamy się do momentu, w którym „pod strzechy” trafi supernudna dla przeciętnego obywatela dyskusja na temat roli Europejskiego Banku Centralnego w strefie euro.

Rynek dyskontuje koniec dyktatu Bundesbanku

Ostatni piątek był jednym z najciekawszych dni na giełdach w ostatnich latach. Byliśmy dzień po posiedzeniu ECB i konferencji Draghiego. Początkowa reakcja rynku na jego słowa była bardzo negatywna, w czwartek mieliśmy spadki. W piątek sytuacja zmieniła się o 180 stopni. Rozpoczęte w piątek wzrosty trwają do dziś.

Konferencja ECB - co powiedział Draghi i czego nie powiedział

ECB nie uratował Hiszpanii ani Włoch i generalnie rozczarował. Praktycznie nie zrobił nic. Rynek oczekiwał któregoś z czterech możliwych ruchów: albo po prostu interwencji, albo zapowiedzi wyposażenia funduszu ESM w licencje bankową (czyli dostępu do kasy w ECB), albo kolejnego złagodzenia zasad dostępu do gotówki dla banków komercyjnych, albo kolejnej akcji pompowania gotówki do banków, czyli LTRO.
Oto odpowiedzi, które uzyskał rynek:
 
Interwencja na rynku obligacji – tylko po zgłoszeniu się Włoch lub Hiszpanii o interwencje do funduszu EFSF, który jest zależny od rządów. Na razie nikt się do EFSF nie zgłosił.

Licencja dla ESM – to rządy dają licencję, nie ECB. Ponadto ESM nawet z licencją bankową nie będzie dla ECB partnerem, z którym można przeprowadzać operacje monetarne (czyli ECB nie da pieniędzy do ESM)

Łagodniejsze zasady dostępu do gotówki – ani słowa na ten temat

Nowe LTRO – tak, ECB może przeprowadzić operacje otwartego rynku. Ale nie wiadomo jakie, a Draghi kilkukrotnie podkreślił, że jest napisane „może”, a to nie znaczy, że na pewno tak będzie.

Ponadto Draghi powiedział:

- że jeśli będzie interwencja na obligacjach to będzie dotyczyć obligacji krótkoterminowych
- że 26 lipca w Londynie w swoim słynnym już przemówieniu nie mówił o interwencji na rynku obligacji
- że wszystko byłoby inaczej, ale Bundesbank na nic się nie zgadza
- że banki w strefie euro nie pożyczają już sobie pieniędzy poprzez granice, czyli postępuje de-euroizacja rynku pieniężnego.

Reakcja rynków:

- kontrakt na S&P 500 spadł z 1382,65 do 1356,15, czyli o 1,92%
- kontrakt na WIG20 spadł z 2187 do 2137, czyli o 2,29%
- EUR/USD spadł z 1,2401 do 1,2175, czyli o 1,82%
- rentowność hiszpańskich obligacji 10letnich wzrosła z 6,61% do 6,95%

Hiszpański weekend, część pierwsza

Historię ostatnich miesięcy kryzysu w strefie euro pięknie pokazuje wykres hiszpańskich obligacji dwuletnich. Zwykle koncentrujemy się na tych dziesięcioletnich, które stanowią coś w rodzaju wizytówek państw, a ich rentowność jest jednym z kryteriów przyjmowania do strefy Euro zawartych w traktacie z Maastricht. Wiadomo jednak, że kraj, który ma kłopot z zaufaniem na rynku jest skłonny finansować swój deficyt coraz to "krótszymi" papierami, zanim zupełnie wypadnie z rynku i zostanie zmuszony do rezygnacji z suwerenności na rzecz ECB/MFW/UE, albo mówiąc inaczej na rzecz Niemiec. Dlatego sygnałem prawdziwego upadku Hiszpanii nie będzie to, co się dzieje z ich papierami 10letnimi, ale to co się dzieje z ich papierami 2letnimi. A te są doskonałym barometrem nastrojów w Europie:



Widać doskonale jak ważne w tym roku były dwie operacje LTRO pompowania pieniędzy z ECB w system bankowy. "Przerwa" w kryzysie trwała od listopadowego szczytu unijnego na którym Sarkozy przeforsował pomysł LTRO politycznie do 29 lutego, czyli daty drugiego i ostatniego LTRO. 1 marca 2letnie papiery hiszpańskie miały rentowność 2,15% i to były piękne czasy. Przed ostatnim unijnym szczytem, który akceptował pomoc dla hiszpańskich banków ta rentownośc wynosiła już 5,42%. Po szczycie na chwilę spadła do 3,98%, a wczoraj po publikacji szczegółowego porozumienia Eurogrupy z Hiszpanią w sprawie pomocy ponownie urosła do 5,76%.

Okazało się bowiem, że wbrew wcześniejszym zapowiedziom pomoc dla hiszpańskich banków w europejskich funduszy EFSF / ESM nie pójdzie do nich bezpośrednio, tylko jednak przez hiszpański rząd



Skoro idzie to przez rząd, to znaczy, że zwiększa to dług publiczny państwa, czyli nie przerwano jednak fatalnej spirali "zadłużony rząd ratuje zadłużone banki przez co zadłuża się jeszcze bardziej, przez co obligacje rządu posiadane przez banki tracą na wartości, przez co banki znów trzeba ratować, przez co rząd znów się zadłuża itd" W piątek widzieliśmy element tej spirali, czyli "obligacje rządu tracą na wartości".

Moim zdaniem kluczowym momentem będzie przejście rentowności obligacji dwuletnich powyżej szczytu z listopada 2011, czyli ponad 6,12%. Jeśli ta bariera pęknie w sposób trwały, Hiszpania będzie musiała prosić o pomoc już nie tylko dla banków, ale dla samej siebie, a wszyscy na rynkach wiedzą, że obecnie nikt w Europie nie ma pieniędzy wystarczających do tego, aby tak duży kraj uratować. Dalej jest więc albo brak możliwości finansowania się Hiszpanii na rynku i w efekcie jej rychłe bankructwo, albo interwencja ECB. Czyli bessa, albo hossa. Dlatego warto obserwować te 6,12%. 

Żart miesiąca ministra Rostowskiego

Ministerstwo Finansów znów mnie dziś mocno rozbawiło. Znów okazuje się, że rynek finansowy zachowuje się tak, a nie inaczej dlatego, że wszyscy na nim są zachwyceni ministrem Rostowskim i jego działaniami. Tak przynajmniej twierdzi pan minister.

Hiszpania dowodem na wrodzony absurd strefy euro


Hiszpania jest na skraju upadku. W historii strefy euro nie będzie już chyba ładniejszego przykładu ilustrującego nonsens tego przedsięwzięcia.

Zła pomoc dla Hiszpanii


Czasami jak się patrzy na to co wyprawia rynek finansowy można wpaść w sporą konsternację. Dziś rano na przykład rynek popadł w zupełnie rozbrajającą euforię po weekendowym dealu z pomocą dla Hiszpanii, tylko po to aby otrzeźwieć kilka godzin później.

Kapitalizm kaputt

Kapitalizm jak wiadomo oparty jest na kapitale. W przeciwieństwie do socjalizmu dopuszcza możliwość bogacenia się dzięki odsetkom od zgromadzonego kapitału, czyli można nie pracować i być coraz bogatszym. To, że kapitał procentuje w przyszłości jest fundamentem kapitalizmu. Dziś Niemcy pokazują, że kapitalizm jest w kryzysie.

Mechanizm wychodzenia Grecji ze strefy euro


Oto mechanizm, który może zmusić Grecję do wyjścia ze strefy euro, chociaż żaden polityk ani w Grecji, ani w całej strefie euro tego nie chce

Rynek trochę przesadza z greckimi wyborami


Okej, myliłem się. Grecy mnie dziś zaskoczyli. Zakładałem że specjalnie przeciągają te swoje negocjacje, po to aby ugrać w Berlinie i Brukseli jakieś złagodzenie narzuconych przez Unię reform. Okazuje się, że to nie były czary na użytek Europy, oni faktycznie nie są w stanie się dogadać.

Grecja - jest minimalna szansa na nowy rząd

Sytuacja w Grecji rozwija się w sposób niezwykle ciekawy. Dziś pojawiła się szansa na uniknięcie nowych wyborów i utworzenie rządu. Inna sprawa, że ten rząd jeśli powstanie, to zapewne doprowadzi do wyjścia Grecji ze strefy euro.

Inwestorzy i wyborcy ręka w ręke

Reakcja rynku dzień po wyborach we Francji i w Grecji pokazuje, że rynek, podobnie jak europejskie społeczeństwa, też jest już zmęczony gadaniem o oszczędnościach i chce czegoś nowego, nawet jeśli to nowe zalatuje socjalizmem.Zaczęło się od strachu i sporych spadków, ale potem straty zostały odrobione i sesję kończyły się wzrostami.

51% bezrobocia wśród młodych Hiszpanów czyli Europa walczy z kryzysem


Mamy już dwa wyraźne efekty wyciągania państw strefy euro z kłopotów metodą zaciskania pasa. Oto krótki przegląd skutków wywołanych przez niemiecką metodę walki z kryzysem finansowym:

Hiszpański dramat


Hiszpania przeżywa naprawdę fatalny tydzień. We wtorek klęska FC Barcelona, w środę klęska Realu Madryt, w czwartek obniżka ratingu, a w piątek rano nowe, fatalne dane o bezrobociu.

Dlaczego strefa euro jeszcze nie padła ?

Europejski Bank Centralny opublikował dziś swój raport roczny. Najciekawsza w nim jest ilustracja tego jak w strefie euro działa system TARGET2, czyli coś, co w ciągu ostatnich miesięcy wiele europejskich banków uchroniło od bankructwa.