Pokazywanie postów oznaczonych etykietą konsumpcja. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą konsumpcja. Pokaż wszystkie posty

Konsumenci kupują więcej, a nastroje w przemyśle najlepsze od roku

Ciekawą rzecz opisują w dzisiejszym newsletterze ekonomiści z banku BRE. Otóż sprzedaż detaliczna, która w kwietniu nieco spadła (GUS podał to w piątek, a spora część rynku interpretowała to jako potwierdzenie spowolnienia), wcale nie spadła tylko wzrosła, jeśli nie liczyć żywności i paliw:

Wzrost o 5,5% realny to naprawdę imponujące osiągnięcie. Sami ekonomiści BRE podchodzą do tego baaaardzo ostrożnie i piszą, że trzeba to dalej obserwować, ale jednocześnie piszą, że jeśli w kolejnych miesiącach będzie to wyglądać podobnie, to będzie można otwarcie mówić o poprawie optymizmu konsumentów, czyli tak naprawdę o ożywieniu. Nie uwzględnianie żywności i paliw wygląda na sztuczkę, ale moim zdaniem ma dużo sensu, bo wydatki na żywność w marcu/kwietniu bardzo zależą od tego kiedy jest Wielkanoc, a na paliwa wydajemy mniej, bo akurat cena paliw jest wyraźnie niższa niż przed rokiem. Czyli spadek wydatków na paliwa nie musi wcale oznaczać mniejszych zakupów paliw.

Czyli sprzedaż detaliczna niby spadła, ale tak naprawdę, jak się w to głębiej wczytać, to wygląda dość optymistycznie.

Jeszcze bardziej optymistycznie wyglądają wskaźniki koniunktury, co z kolei wyłapał główny ekonomista Nordea Banku:


GUS od lat co miesiąc pyta firmy o ich ocenę sytuacji w kwestii sytuacji ogólnej, poziomu zamówień, poziomu produkcji, sytuacji finansowej i tego, czy będą zwalniać, czy zatrudniać. Pytania są o sytuacje bieżącą i o prognozy. Tak wyglądają prognozy w firmach przemysłowych:



Tak natomiast wyglądają prognozy w firmach budowlanych


Widać, że kryzys w budowlance jest znacznie głębszy niż w przemyśle, ale nawet w sektorze budowlanym ten dołek już się nie pogłębia. W przemyśle niektóre parametry nawet wyszły ponad zero, a te ciągle poniżej zera są najwyżej od blisko roku. To są prognozy. Ocena sytuacji bieżącej w tych samych badaniach GUS wypada gorzej. To znaczy, że przedsiębiorcy pomimo trudnej bieżącej sytuacji uważają, że za kilka miesięcy będzie lepiej, co jest nowością, bo do tej pory uważali, że jest źle i będzie jeszcze gorzej. Przekonanie co do tego, że za kilka miesięcy będzie lepiej to pierwszy warunek, który musi być spełniony, aby firmy zaczęły ponownie inwestować. Jeśli faktycznie jest on w tej chwili spełniany i jeśli faktycznie konsumenci nie są tak bardzo przestraszeni jak to wygląda na pierwszy rzut oka, to za kilka miesięcy możemy mieć faktyczne ożywienie gospodarcze. Nie takie ze wzrostem PKB o 6%, bardziej o 2%-3%. Ale zawsze to lepsze niż wzrost o 0,7%. 

Bardzo ciekawy czwarty kwartał

Czwarty kwartał 2012 był w polskiej gospodarce najciekawszy od lat. PKB, jak się okazało wzrósł aż o 1,1%, czyli znacznie powyżej oczeiwań, które były w okolicach 0,8%. Bardzo ciekawe są natomiast szczegóły tego, co tym razem w PKB piszczy.

Po pierwsze - i to nie jest niespodzianka - to najgorszy od lat kwartał naszej konsumpcji. Ten tradycyjnie główny silnik polskiej gospodarki tym razem spadł wśród składowych PKB na ostatnie miejsce i okazał się największym hamulcowym



Po drugie - to był kwartał w którym pierwszy raz wzrost zawdzięczamy tylko jednej składowej. W ostatnich latach, nawet w środku kryzysu 2009 na plusie były zawsze co najmniej dwie kategorie, najczęściej trzy. Tym razem do przodu ciągnie nas wyłącznie eksport netto, czyli różnica pomiędzy zmianą eksportu, a zmianą importu. Czyli najbardziej przekombinowany składnik całego PKB.

Po trzecie, kiedy spojrzymy gdzie ten większy PKB wypracowano, to też można dojść do bardzo zaskakujących wniosków. Prosze zobaczyć, że i przemysł i budownictwo i handel w czwartym kwartale spadają. Pozostają więc usługi. Wśród nich zdecydowanie największą dynamikę - wzrost aż o 22,7% notuje działalność bankowa i ubezpieczeniowa.



Oczywiście akurat bankowość i ubezpieczenia nie ważą zbyt dużo w polskim PKB, więc nawet bardzo duży wzrost procentowy nie musi się w tym przypadku przekładać na realny wpływ na PKB. Ale GUS mierzy ten wpływ nie tylko w procentach, ale także w miliardach złotych.



W czwartym kwartale PKB wyniosło 444,8 mld PLN. Rok temu w czwartym kwartale to było 430,5 mld PLN. Czyli mieliśmy wzrost o 14,3 mld PLN. No i widać wyraźnie, że największa z tego część - ponad 3 mld PLN - to przyrost w działalności finansowej i ubezpieczeniowej.

A co w czwartym kwartale 2012 było charakterystyczne dla bankowości i ubezpieczeń ? To wtedy najszybciej drożały polskie obligacje - dostarczając ich posiadaczom sporych zysków. A ci posiadacze to przecież głównie właśnie banki i firmy ubezpieczeniowe.

W czwartym kwartale 2012 polskie PKB urosło zaledwie o 0,2% w ujęciu kwartał do kwartału. Do recesji było bardzo blisko. Niewykluczone, że jej uniknęliśmy dzięki wyjątkowo dobrej postawie branży finansowej, która była efektem wzrostu rynkowej wyceny polskiego długu. To by nas prowadziło do zaskakującego wniosku, że uciekliśmy recesji dzięki długowi :) A mówią, że nadmierny dług publiczny nie sprzyja rozwojowi... :)

Coś drgnęło ?

Polski konsument, którego apatia zaprowadziła gospodarkę na skraj recesji daje pierwsze po dłuższej przerwie oznaki żywotności. W styczniu wzrosła dynamika zadłużenia gospodarstw domowych. Skoro znów się zadłużają, to może znów chcą zacząć wydawać ?



Oczywiście to zaledwie drgnięcie, ale nawet czegoś tak niewielkiego nie notowaliśmy od dawna. Kredyty dla gospodarstw domowych w styczniu są o 2% większe niż rok wcześniej. W grudniu było to tylko 0,2%, a w listopadzie był nawet spadek o -0,2%. Wzrost o 2% to najlepszy wynik od sierpnia. Wzrost rdr nie wynika z rynku walutowego - zarówno euro jak i CHF na koniec stycznia 2013 były nieco tańsze niż rok wcześniej, czyli wzrost wartości zadłużenia nie wynika z przeliczenia kredytów walutowych na PLN.

Dodatkowo roczna dynamika M3 wprawdzie nie rośnie i nadal wynosi tylko 4,5% ( najmniej od września 2003), ale oczekiwano spadku do 4,2%, czyli jest lepiej od oczekiwań. Dynamika M2 wzrosła z 4,2% do 4,7%, a dynamika M1 wzrosła z 0,6% do 2,4% (pierwszy wzrost dynamiki od maja). Dla zwolenników tezy, że właśnie mijamy dołek są to jakieś argumenty "za". A przeciwnicy tej tezy mają do dyspozycji dynamikę kredytów dla przedsiębiorstw - w grudniu +3,4%, w styczniu już tylko +2,4% - najgorzej od stycznia 2011. Tu na razie nic nie drgnęło.

Spowolnienie gospodarcze a Rodzina na Swoim

We wczorajszych danych o wzroście PKB widać, że największym problemem gospodarki stała się spadająca konsumpcja. W czwartym kwartale spadła o jakieś 1%, co jest ewenementem. W Polsce konsumpcja nie spada prawie nigdy - to zawsze był najważniejszy motor gospodarki, czasami tylko chwilowo zastępowany przez eksport. I teraz ten motor ma problem największy od wielu lat.

Konsumenci przestają wydawać pieniądze wtedy kiedy się boją przyszłości. Boją się, że będzie gorzej i zaczynają oszczędzać. Na zachowania konsumentów moim zdaniem wpływają dwie rzeczy: po pierwsze poziom ich dochodów i oczekiwania dotyczące tych dochodów w dającej się ocenić przyszłości. Po drugie wartość aktywów, które posiadają, w ujęciu netto, czy z uwzględnieniem wartości długu, który zaciągnęli, aby te aktywa kupić.

Kwestia dochodów jest jasna. Kluczowa jest tu sytuacja na rynku pracy, poziom bezrobocia. Kiedy stopa bezrobocia rośnie tak szybko jak ostatnio coraz więcej osoób mających pracę boi się, że za chwilę jej nie będzie miało, więc ogranicza bieżącą konsumpcję. Na ten czynnik moim zdaniem nie ma szybkiego ratunku, stopa bezrobocia będzie wyglądać groźnie jeszcze przez wiele miesięcy.

Ciekawiej wygląda kwestia wartości aktywów. Te aktywa to przede wszystkim mieszkania. W znacznie mniejszym stopniu samochody, które co roku naturalnie tracą na wartości i nikt nie oczekuje, że będzie inaczej. Co do mieszkań, to zapewne wiele osób kupując mieszkanie parę lat temu liczyło na to, że będą one coraz droższe, a nie coraz tańsze. Kiedy mieszkania tanieją, ich posiadacze biednieją, a poczucie, że się zbiedniało nie wpływa dobrze na bieżącą konsumpcję.

Ceny mieszkań, wg badań przeprowadzanych przez NBP co kwartał wyglądają tak:



To średnia cen z Warszawy, Łodzi, Krakowa, Wrocławia, Poznania, Gdańska i Gdyni. Proszę zwrócić uwagę, że po osiągnięciu szczytu w trzecim kwartale 2007 nie mieliśmy jednostajnego spadku cen. Co kilka miesięcy były odbicia. Druga połowa 2009 i pierwsza połowa 2010 to nawet wzrost o 9%. Dziś sytuacja wygląda zdecydowanie gorzej. Ostatnie odbicie w górę mieliśmy w drugim kwartale 2011, czyli prawie 2 lata temu. Od tamtej pory cena nonstop idzie w dół. W efekcie ceny mieszkań na rynku wtórnym są dziś w Polsce na poziomie z 2006. Od szczytu ceny spadły o 16,7%. W tym o 7,8% w ciągu ostatniego roku.

Czyli spora część Polaków od paru lat systematycznie biednieje (jeśli ktoś kupił mieszkanie na kredyt w CHF, to ten efekt jest nawet większy), w dość szybkim tempie, a do tego teraz zaczęła bać się bezrobocia.

Moim zdaniem rząd z rynkiem pracy nie zrobi nic, bo nie jest w stanie, natomiast cenom mieszkań mógłby pomóc wycofując się z programów wspierających typu Rodzina na Swoim. Program ten przez pare ostatnich lat psuł rynek mieszkaniowy podnosząc popyt w rejonie cen najniższych i tym samym praktycznie zabijając popyt na mieszkania droższe. W takiej sytuacji mieszkania musiały systematycznie tanieć. Kolejny program, który ma wspierać tanie mieszkania tylko na rynku pierwotnym dodatkowo zdołuje ceny na rynku wtórnym. Oczywiście jest to efekt zamierzony - mieszkania będą tańsze, więcej osób będzie je mogło kupić, potem będą je meblować, urządzać, wydawać pieniądze i to będzie napędzać gospodarkę. Niestety jest też efekt drugi - ci którzy już mieszkanie kupili i umeblowali czują, że ich majątek traci na wartości. Tych drugich w skali kraju jest więcej, dlatego obawiam się że w sytuacji spowolnienia gospodarczego i wzrostu bezrobocia obniżanie cen mieszkań przez programy rządowe to ostatnia rzecz jakiej polska gospodarka potrzebuje. Aby przyhamować spadek konsumpcji przydałoby się coś zupełnie odwrotnego.

Konsumpcyjna recesja


Dane o wzroście PKB Polski w trzecim kwartale są koszmarne. Wzrost o 1,4% rdr jest najgorszy od drugiego kwartału 2009. Co ważniejsze, fatalnie wygląda przekrój przez PKB:



To, że gospodarkę w trzecim kwartale ciągnie nam do przodu eksport netto nie jest zaskoczeniem. Tak jest od początku tego roku, tak też było w szczycie kryzysu w 2009. To, że maleją zapasy i zmniejszają się inwestycje także jest typowe dla kryzysu i także widzieliśmy to w 2009. Jedna nowa rzecz, której do tej pory nie było, a która przesądza o tym, że te dane są koszmarne, to konsumpcja prywatna, która rośnie tylko o 0,1% rdr. Nawet w 2009 dynamika konsumpcji nie schodziła poniżej 0,7%. W ujęciu kwartał do kwartału konsumpcja prywatna spadła. Pierwszy raz od...hen hen, kiedy to było...Wiktor Wojciechowski, główny ekonomista Invest Banku ma dłuższy szereg danych w excelu niż ja, więc sprawdził kiedy ostatnio było z konsumpcją tak słabo



Ze słabiutkiej konsumpcji płyną dwa wnioski, o których pisze Agata Urbańska z HSBC



Po pierwsze, 2013 może być gorszy, niż do tej pory wszyscy oczekiwali, bo wystarczy, że inwestycje jeszcze trochę się cofną (a zapewne tak będzie) i bez wzostu konsumpcji będziemy w recesji. Po drugie (i dla mnie ciekawsze) rosną szanse na to, że przy tak słabej konsumpcji inflacja będzie spadać szybciej. Podtrzymuje więc swój pogląd, że za kilka miesięcy będziemy na serio rozmawiać o ryzyku deflacji w Polsce.