Pokazywanie postów oznaczonych etykietą FED. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą FED. Pokaż wszystkie posty

Zanikające inwestycje zagraniczne w Polsce - część druga

Kontynuując wątek zanikającego zainteresowanie naszym krajem ze strony kapitału zagranicznego chciałbym zauważyć, że nic się nie zmienia. Wg danych opublikowanych wczoraj przez NBP łączny (za ostatnie 12 miesięcy, inwestycje bezpośrednie i portfelowe - w obligacje i akcje) napływ kapitału zagraniczego do Polski właśnie pierwszy raz od czerwca 2009 spadł poniżej 10 mld EUR.



Warto też zauważyć, jak zmienia się charakter zainteresowania naszym krajem. W czasach słodkiej hossy, przed bankructwem Lehmana płynęły do nas głównie inwestycje bezpośrednie (BIZ). Akcje zagranica powoli sprzedawała, zainteresowanie obligacjami było bliskie zeru.  Zima 2008/2009 czyli sam środek paniki na rynkach to wyprzedaż polskich obligacji i mocne przyhamowanie inwestycji bezpośrednich. A potem się odradzamy - jesteśmy zieloną wyspą, wszyscy nas w Europie chwalą, z drugiej strony banki centralne USA, Japonii i strefy euro obniżają stopy praktycznie do zera, na rynku pojawia się więc ogromny apetyt na ryzykowne inwestycje - w efekcie szybko pojawia się ogromne zainteresowanie polskimi obligacjami. Na przełomie 2010 i 2011 przy ponad czteroprocentowym wzroście PKB mamy też rekordowe zainteresowanie polskimi akcjami. Co ciekawe, bezpośrednie inwestycje zagraniczne przez większość tego czasu wyglądają słabo, potem wprawdzie rosną, ale rekordu z 2007 nie biją, a jesień 2011 to kolejny kryzys - obawa przed bankructwem Grecji, rozpadem strefy euro itp. Inwestycje bezpośrednie mocno spadają, obligacje i akcje mimo wszystko trzymają się nieźle. Po bankructwie Grecji rynek dochodzi do wniosku, że strefa euro się nie rozpadnie - mamy kolejny napływ kapitału w obligacje. Co ciekawe, inwestycje bezpośrednie nadal spadają. Widać, że realna gospodarka europejska wpada w recesję i nikt nie myśli o stawianiu nowych fabryk,  a z drugiej strony sektor finansowy wyposażony w możliwość taniego pożyczania szaleje na giełdach, w tym na rynku polskim. I nadchodzi wiosna 2013. Polskie PKB wychodzi z dołka, europejskie też, ale zainteresowanie kapitału zagraniczego spada do poziomu najniższego od 2009. Inwestycje bezpośrednie są bliske zera (z poprzednich danych wynikało, że nawet spadły poniżej zera, ale NBP lekko je skorygował). A roczny napływ kapitału w obligacje pierwszy raz od września 2009 nie przekracza 5 mld EUR. To zapewne efekt czerwcowej sugestii Bena Bernanke o rychłym przejściu FED do fazy ograniczania luźnej polityki monetarnej. Ciekawe też, że na tym tle inwestycje w akcje wyglądają niesamowicie stabilnie. Są niewielkie, ale nie spadają. Generalnie jednak problem w tym, że pierwszy raz od Lehman Brothers dołują nam i inwestycje bezpośrednie i portfelowe. Te pierwsze jeszcze nie są gotowe po europejskiej recesji, te drugie boją się FED. Ciekawe jak będzie wyglądać napływ ( a raczej odpływ) kapitału zagranicznego wtedy, kiedy FED faktycznie zacznie ograniczać politykę taniego pieniądza. W tym kontekście wybór superłagodnej Janet Yellen na nowego szefa FED, to z punktu widzenia polskiej gospodarki i rynku wybór bardzo dobry. Ale nawet ona w końcu kiedyś zarządzi odwrót od quantitative easing.

Bezsilność Rezerwy Federalnej



Podejrzewany przez niektórych o bycie najpotężniejszą instytucją na świecie amerykański bank centralny dziś pokazał słabość, albo może nawet i bezsilność. Rynek finansowy, kiedy usłyszał, że skup obligacji z rynku będzie trwać w formie niezmienionej wpadł w euforię. Nieco bezmyślną moim zdaniem, bo jeśli FEDowi zdarza się największa od lat pomyłka akurat na progu ery forward guidance, w której precyzja, trzymanie się wcześniejszych zapowiedzi i wiarygodność będą absolutnie kluczowe; to nie wiem z czego tu się cieszyć. Gdybym był na rynku amerykańskim, to właśnie bym zamykał pozycje długie i zaczynał czaić się na wejście w pozycje krótkie.

FED w swoim komunikacie tłumaczy dlaczego nie zdecydował się na oczekiwane pierwsze ograniczenie tempa skupu aktywów z rynku.



Przyczyny są trzy: wzrost stóp procentowych kredytów hipotecznych, „zacieśnienie warunków finansowych” na rynku, które może spowolnić tempo w którym poprawia się gospodarka i rynek pracy, a także problem z polityką fiskalną, czy z podzielonym politycznie Kongresem USA.

Dwie pierwsze przyczyny to tak właściwie ta sama przyczyna, czyli wzrost rynkowych stóp procentowych. Tylko, że te wzrost został wywołany akurat przez Bena Bernanke, który już w czerwcu zasygnalizował, że FED będzie chciał w tym roku zacząć ograniczac skup aktywów. Sama zapowiedź utrzymana w tonie warunkowym wystarczyła, by oprocentowanie obligacji kredytów w USA natychmiast wyskoczyło wysoko w górę, a to natychmiast przyhamowało chociażby ożywienie na rynku nieruchomości. FED najwyraźniej się przestraszył, że taki wzrost stóp może zadusić kiełkujące ożywienie gospodarcze i postanowił zrobić krok w tył. W tym sensie, w kontekście utrzymujących się od czerwca oczekiwań na rynku FED dziś de facto złagodził politykę monetarną. Ale robiąc to przyznał się do błędu.

Dziś wygląda mi na to, że wchodzimy w okres bardzo niedobry dla rynków finansowych.  Po pierwsze za chwilę znów pojawią się oczekiwania co do rychłego ograniczenia skupu i znów trzeba będzie przeżyć to samo, co w lipcu i sierpniu, dodatkowo tym razem będzie temu towarzyszyć większa niż ostatnio niepewność, bo przecież skoro raz zapowiedzieli i się wycofali, to nie wiadomo czy teraz też się nie wycofają. A rynek niepewności nie znosi. Gdyby FED dziś rozpoczął ograniczenie skupu mielibyśmy to przynajmniej z głowy. Po drugie kondycja gospodarki amerykańskiej naprawdę musi być jednak słabiutka skoro FED zaryzykował krok może położyć się cieniem na jego wiarygodności. Najwyraźniej doszli do wniosku, że muszą to zrobić, a skoro tak pomyśleli, to musieli mieć do tego jakieś mocne podstawy. Po trzecie oczekuję, że za chwilę pojawi się masa komentarzy utrzymanych w takim samym tonie jak ten pierwszy – Mohameda El-Eriana z PIMCO w Financial Timesie. Otóż proszę państwa okazuje się, że FED może mieć potężny problem ze skutecznym i neutralnym dla gospodarki wycofaniem się z QE. Problem wynika z tego, że rynek finansowy reaguje znacznie szybciej niż gospodarka. FED chce wycofywać się powoli, tak aby nie zepsuć wątłego ciągle ożywienia gospodarczego, a tym czasem rynek na najmniejszą zapowiedź tego, co ma trwać przez kilka lat reaguje tak, jakby cały ten długotrwały proces własnie się skończył, a nie zaczynał i jakbyśmy już mieli do czynienia z podwyżką stóp procentowych w USA. Rynek finansowy w lipcu i sierpniu pokazał, że jest w stanie w dwa miesiące zdyskontować to, co być może się wydarzy dopiero w 2016 ! Możnaby machnąć ręką i uznać to za fanaberię, ale niestety takie dyskontowanie przejawiające się we wzroście rynkowych stóp procentowych np. o 100 punktów bazowych przekłada się na realną gospodarkę. Przekłada się negatywnie i znacznie szybciej niż delikatne i zaplanowane z troską ruchy FED. Ale jak w takim razie FED ma to zrobić w inny sposób ? No jak ? Okazuje się, że FED w swoim brawurowym planie zapanowania i kontrolowania długoterminowych stóp procentowych na rynku odniósł sukces tylko w jedną stronę, kiedy chciał je obniżać. Kiedy jednak FED chce te obniżone wcześniej stopy utrzymać nadal na niskim poziomie i jednocześnie zapowiadać, że w odległej przyszłości będą one wyżej, to się okazuje, że tu już władza FED jest iluzoryczna i rynek wymyka się z pod kontroli. Tym samym zaciśnięcie zębów i wycofywanie się z QE w takich warunkach może grozić po prostu powrotem recesji i deflacji.

W tej ponurej perspektywie jest jedna iskierka nadziei. Może FED po prostu wstrzymał się z decyzjami dopóki Kongres nie rozstrzygnie co z budżetem i co z ich limitem długu, w który uderzą prawdopodobnie w październiku, najpóźniej listopadzie. Może FED chce po prostu to przeczekać, mieć to z głowy i zacząć ograniczanie QE na spokojnie w grudniu. Wszak o problemach z polityką fiskalną w komunikacie też jest jedno zdanie. Byłoby super gdyby chodziło tylko o to. W każdym innym przypadku moim zdaniem jest spory problem.

FED: będzie mniej QE i więcej forward guidance



Nadejszła wiekopomna chwila. FED, który w 2008 roku zaczął stosować metody niekonwencjonalne, po czym trzymał się ich przez kolejne lata teraz zrobi mały krok w kierunku wycofywania się z nich.

Nieee, tak naprawdę to nieprawda. Nie będzie żadnego wycofywania, po prostu jedna niekonwencjonalna metoda zacznie być wypierana przez inną.  Zamiast QE, czyli quantitative easing, czyli skupu z rynku wtórnego obligacji będzie forward guidance, czyli zapowiadanie na wiele miesięcy i lat w przód tego, co FED zrobi, a czego nie zrobi i od czego będzie to zależeć. Nawet nie będzie to zastąpienie jednej metody przez drugą, bardziej zmiana akcentu. QE będzie coraz mniej ważne i powoli wygasające, a forward guidance coraz ważniejsze i możliwe, że uzupełniane o nowe elementy.

Skąd ta zmiana ? Istnieją poważne przypuszczenia, że forward guidance (FG) ma te same zalety co QE, ale nie ma wad QE.

Co to jest QE ? Wbrew powszechnej opinii QE nie jest ani drukowaniem dolara, ani pompowaniem pieniądza w gospodarkę. QE to zmiana obligacji na gotówkę. Bank komercyjny oddaje do FED obligacje, a dostaje w zamian zapis na swoim koncie depozytowym w FED (bo banki komercyjne mają swoje konta w banku centralnym). Wartość aktywów w banku komercyjnym się nie zmienia – nie przybywa tam żadnych nowych pieniędzy. A gotówki, którą bank dostał w zamian za obligacje nie da się dalej „puścić w obieg” bo jest ona zapisana na depozycie w FED (kupione obligacje zwiększają aktywa FED, a gotówka dla banku komercyjnego zapisana na jego koncie w banku centralnym zwiększa pasywa FED). Banki komercyjne mogą gotówką z FED handlować między sobą zaspokajając swoje potrzeby płynnościowe, ale łączna suma tej gotówki w systemie się nie zmienia, ponieważ o tym ile jej jest decyduje FED, a nie banki komercyjne. Poza tym bank komercyjny aby „puścić pieniądz w obieg” nie musi go wcześniej posiadać w żadnej formie, ponieważ tworzy nowe kredyty z powietrza w ramach procesu kreacji pieniądza. Siłą rzeczy więc bank komercyjny nie potrzebuje żadnych zastrzyków z FED, aby zasilać nimi realną gospodarkę. W każdej chwili sam może robić takie zastrzyki. Po co więc te gigantyczne QE ? Cele są dwa. Po pierwsze po to, aby skupując obligacje podnosić ich cenę, czyli obniżać rentowność. W ten sposób FED próbuje kontrolować i obniżać długoterminowe stopy procentowe. Oczywiście robi to po to, aby pobudzać gospodarkę poprzez inwestycje. Liczy na to, że w ślad za niższym oprocentowaniem obligacji rządowych w dół pójdą też procenty kredytów na rynku i innych instrumentów finansowych. W szczególności zależy mu na obniżeniu oprocentowania kredytów hipotecznych, dlatego QE obejmuje też skup z rynku obligacji hipotecznych – popularnego w USA instrumentu finansowania rynku mieszkaniowego. Czy to działa ? na skupowane obligacje z pewnością tak, na pozostałe instrumenty – tu zdania są mocno podzielone. Po drugie FED zabierając z banków czyli z sektora prywatnego obligacje, zmienia strukturę oszczędności w sektorze prywatnym. Takie manipulowanie strukturą ma skierować gospodarkę w stronę inwestycji bardziej ryzykownych, co jest niezbędne aby pobudzić gospodarkę. Ale to działa delikatnie mówiąc średnio. QE najprawdopodobniej uchroniło USA przed głębszym kryzysem i deflacją, ale do nakręcania koniunktury jednak się nie nadaje.

Co to jest forward guidance ? To jest wyłożenie przez FED do wglądu swoich tabelek w excelu. Każdy może się dowiedzieć kiedy FED zamierza coś zmieniać w swojej polityce, jaka to będzie zmiana i co najważniejsze – od czego będzie zależeć, czyli co się najpierw musi stać w gospodarce, żeby FED coś zmienił np. w stopach procentowych. FED już zapowiedział: jak stopa bezrobocia spadnie do 7% to przestaniemy skupować obligacje. Ale na pewno nie podniesiemy stóp dopóki bezrobocie nie spadnie do 6,5%. A zakładamy, że nie spadnie jeszcze przez np. 2 lata. Tego typu publiczne prognozowanie oczywiście można rozbudowywać. Po co ? Aby ograniczyć strach i niepewność w realnej gospodarce. Jeśli gospodarka się nie kręci, bo firmy boją się inwestować, a konsumenci boją się konsumować, to aby rozkręcić gospodarkę należy ograniczyć strach. Strach bierze się z dużej niepewności, należy więc ją zmniejszyć. Jak powiemy przedsiębiorcom, że rekordowo niskie stopy procentowe zostaną z nami jeszcze co najmniej przez 2 lata, to może przestaną się aż tak bardzo bać i zaczną inwestować.  Forward guidance robi szybką karierę na całym świecie, korzysta z tego już Bank of England, zaczyna korzystać ECB, a nawet nasza Rada Polityki Pieniężnej. Jasne sformułowanie, że RPP nie zmieni stóp do końca roku to nic innego, jak właśnie forward guidance – tylko, że dość krótkoterminowe, bo tylko na kilka miesięcy do przodu. Z pewnością FG to najnowszy hit w świecie banków centralnych.

FG ma też jedną wyraźną przewagę nad QE. Skup obligacji przeprowadzany w dużej skali, takiej jak w USA po pewnym czasie wymiata z rynku zbyt dużą część obligacji. To z kolei niszczy rynek repo. Repo to krótkoterminowe pożyczanie sobie nawzajem pieniędzy pomiędzy bankami pod zastaw czegoś wartościowego. Najlepszym zastawem są oczywiście obligacje USA. No i kiedy tych obligacji na rynku jest mniej, to tym samym transakcji repo jest mniej, a to psuje płynność na rynku międzybankowym. Przez ten mechanizm QE staje się przeciwskuteczne – zamiast poprawiać komfort bankom pogarsza ich sytuację płynnościową. Banki muszą szukać innych zastawów – osobną ciekawostką jest to, że coraz częściej w tym celu wykorzystują złoto, co z kolei zakłóca notowania na rynku złota. FED wie, że nie może dłużej ryzykować psucia rynku repo, więc będzie zmniejszać skalę ściągania z rynku obligacji – głównie po to, aby banki miały do dyspozycji więcej bezpiecznych aktywów służących jako zastaw. To absolutnie najważniejsza, a może i jedyna przyczyna ograniczania skupu obligacji. Zakładam przy tym, że ograniczenie skupu będzie w większym stopniu dotyczyć obligacji skarbowych niż hipotecznych. Możliwe, że będzie dotyczyć tylko obligacji skarbowych. Aby jednak nie tworzyć błędnego wrażenia, że to zaostrzenie polityki monetarnej, FED zdecyduje się też na rozwinięcie polityki forward guidance. Polityka monetarna w USA pozostanie więc równie łagodna jak do tej pory, a jednocześnie na rynku wtórnym będzie więcej obligacji niż do tej pory.

Najbardziej niesamowity kwartał w polskim handlu zagranicznym

Mamy za sobą absolutnie niesamowity raport NBP o bilansie płatniczym Polski w czerwcu. Raport jest niesamowity, bo pokazuje, że zmienia się to, co od 20 lat było stałym elementem krajobrazu polskiej gospodarki - znika nam deficyt w handlu zagranicznym. Trzeci miesiąc z rzędu mamy nadwyżkę na rachunku obrotów bieżących, czyli podsumowując wszystkie transakcje z zagranicą więcej pieniędzy do nas wpływa niż wypływa. Tego też nigdy w Polsce nie mieliśmy. Jak wiadomo takie nadwyżki mają głównie kraje najlepiej rozwinięte, ewentualnie te, które posiadają złoża surowców, które eksportują (kraje OPEC, Rosja, Norwegia itp). Natomiast cechą krajów rozwijających się jest to, że mają ciągły deficyt w rozliczeniach z zagranicą, bo aby się rozwijać sporo importują. Można nawet zauważyć, że im szybsze tempo wzrostu gospodarczego, tym większy deficyt w handlu zagranicznym.

Wielu ekonomistów oczekiwało, że Polska ocierająca się o recesję wyraźnie sobie ten deficyt zmniejszy (bo ociera się o recesję), ale takiego czegoś nie spodziewał się chyba nikt:


Polska w drugim kwartale ma bardzo dużą nadwyżkę w handlu zagranicznym. To wygląda jakościowo zupełnie inaczej, niż zmniejszenie deficytu w 2009, kiedy też ocieraliśmy się o recesję. A wtedy przecież euro dobiło prawie do 5 PLN, co było korzystne dla eksportu. Dziś euro nie wychodzi ponad 4,30-4,40 PLN, a i tak pojawia nam się nadwyżka.

Oczywiście handel towarami to nie jest całość wymiany z zagranicą, a dane za kwartał to nie to samo co dane za cały rok - roczny bilans płatniczy mamy ciągle na minusie. Ale ten minus szybko się zmniejsza i właśnie spadł nam poniżej 2% PKB, co też jest osiągnięciem jak na Polskę niebywałym


Można by orzec, że poprawa w handlu zagranicznym przychodzi w samą porę. Kiedy państwo ma wysokie deficyty na rachunku obrotów bieżących musi je finansować napływem kapitału zagranicznego. Polska zawsze tak właśnie miała - duży deficyt, ale też duży napływ kapitału - w efekcie nigdy nie mieliśmy z tym żadnego problemu (poza tym, że rynek czasami dostrzegał w tym pewne ryzyko i się trochę bał, ale nigdy nic groźnego się nie stało). Teraz deficyt nam znika, ale jednocześnie znika nam napływ kapitału zagranicznego.Bezpośrednie inwestycje zagraniczne, które przyciągały uwagę już miesiąc temu właśnie spadły poniżej zera licząc za ostatnie 12 miesięcy, co jest moim zdaniem również niesamowite samo w sobie:



Coraz gorzej wygląda też napływ kapitału zagranicznego na rynek polskich obligacji. Tu do spadku poniżej zera jeszcze sporo brakuje, ale jesteśmy na poziomie najniższym od 2009 roku


Ten spadek to w dużej części "zasługa" samego czerwca, w którym z polskich obligacji odpłynęło ponad 2 mld EUR. Był to w ostatnich latach drugi największy miesięczny odpływ. Gorzej było tylko w 2008 tuż po bankructwie Lehman Brothers


Co tak wystraszyło kapitał zagraniczny w czerwcu. Można łatwo wskazać dwie przyczyny: jedna krajowa, czyli zapowiedź uboju rytualnego OFE (chociaż osobiście nie wierzę, żeby akurat tym się ktoś na świecie przejmoował), a druga globalna i znacznie bardziej prawdziwa, czyli sugestie ze strony FED dotyczące możliwego ograniczenia skali skupu obligacji z rynku (czyli QE) już w tym roku, a możliwe, że nawet już we wrześniu. To faktycznie wywołało odpływ pieniędzy ze wszystkich rynków wschodzących na świecie. I u nas też to widać.

Na rynkach aż roi się od ponurych prognoz dotyczących złego wpływu zacieśniania polityki monetarnej FED na rynki wschodzące na całym świecie. Możliwe, że to najlepszy moment, aby z fazy bycia rynkiem wschodzącym przepoczwarzyć się w gospodarkę rozwiniętą - taką z nadwyżkami na rachunku obrotów bieżących. Ale to bardzo mało prawdopodobne. Zdecydowana większość ekonomistów twierdzi, że te nadwyżki to tylko chwilowa anomalia, a kiedy przyjdzie ożywienie gospodarcze i PKB znów zacznie rosnąć o 3-4%, powróci większy import, a wraz z nim także deficyty w wymianie zagranicznej.

Najlepszy tydzień na giełdzie w tym roku i cztery tego przyczyny



WIG20 w tym tygodniu urósł o 4,8%, WIG o 4,5% - w obydwu przypadkach to najlepsze osiągnięcia od października 2011. WIG odrobił właśnie wszystkie straty wywołane w czerwcu zapowiedzią powolnej śmierci OFE. WIG20 całości strat nie odrobił głównie dlatego, że w międzyczasie od kursów akcji kilku dużych spółek odcięto dywidendy. W dodatku mWIG40 jest dziś najwyżej od czerwca 2008, a sWIG80 najwyżej od lipca 2011. Co się stało ? Oto cztery główne przyczyny, które poprawiły nam koniunkturę na giełdzie

1.       Wyniki banków

Bezpośrednią przyczyną stoją za ostatnimi wzrostami są świetne wyniki polskich banków. W minionym tygodniu akcje BRE poszły w górę o 8,7%, BZ WBK o 6,7%, Banku Handlowego o 11,6%, PKO BP o 7,7%, Millennium o 9,2%, Getin Noble aż o 17,2%, Getin Holdingu o 16,2%. Wyniki za drugi kwartał opublikowane przez Bank Millennium, BZ WBK i BRE były zaskakująco dobre i pokazały, że polskie banki potrafią sporo zarobić nawet w czasach rekordowo niskich stóp procentowych (co teoretycznie powinno być dla nich niekorzystne). To dopiero początek sezonu publikacji wyników, przed nami jeszcze PKO BP, Pekao SA, Handlowy, Getin, ING itd.

2.       FED i ograniczanie skupu obligacji

Zostawmy na boku to, czy to racjonalne, czy nie (zwłaszcza, że to nie jest racjonalne) ale rynek od pewnego czasu na każda sugestię ograniczenia skupu obligacji przez FED reaguje odwrotem od aktywów ryzykownych, czyli także od akcji na rynkach rozwijających się, czyli także od akcji polskich. Widać to było dobrze w czerwcu. W lipcu Ben Bernanke usilnie starał się skorygować obawy rynków przekonując kilkukrotnie, że skup nawet jeśli zostanie ograniczony nadal będzie skupem, a do podwyżek stóp procentowych w USA jest jeszcze naprawdę bardzo daleko. Bardzo możliwe, że rynki po miesiącu grania pod obawy związane z przykręcaniem śrubki w końcu się oswoiły z tą perspektywą i dotarło do nich, że to nie będzie koniec świata, a bilans FED nadal będzie systematycznie rósł bijąc kolejne rekordy. Proces rozstawania się rynków z przekonaniem, że skup papierów przez FED będzie trwał wiecznie chyba już się zakończył. Tym samym gorący pieniądz znów łaskawszym okiem patrzy na takie rynki jak polski.

3.       OFE i Bronisław Komorowski

Początkowo rynek chyba nie przyłożył do tego dużej wagi, ale dziś widać, że obawy związane z likwidacją OFE tak jakby zmalały. Możliwe, że rynek po gwałtownej reakcji w czerwcu po prostu to przełknął i już nie będzie do tego wracać (dopóki nie pojawią się jakieś już naprawdę ostateczne konkrety), a możliwe, że sytuację nieco zmienił prezydent dając do zrozumienia, że to co proponuje rząd jemu się nie za bardzo podoba. W tym momencie wycenianie likwidacji OFE jako czegoś pewnego przestało być racjonalne. Wypowiedź prezydenta o OFE pojawiła się 9 lipca, WIG20 swój ostatni wyraźniejszy dołek miał 10 lipca i od tamtej pory urósł o ponad 9%.

4.       Ożywienie gospodarcze

Jesteśmy po całej serii danych makroekonomicznych pokazujących, że sytuacja polskiej gospodarki dość szybko się poprawia – lepsza produkcja przemysłowa, nastroje konsumentów, wpływy podatkowe, bilans handlowy, delikatna poprawa stopy bezrobocia, ostatnie wyjście wskaźnika PMI powyżej 50 pkt. Przed nami sierpniowa publikacja o wzroście gospodarczym w drugim kwartale, gdzie moim zdaniem też będziemy mieć pozytywną niespodziankę i wzrost o 0,8%-0,9%. Rynek chyba zaczął dyskontować to, że przemysł w drugim półroczu i w 2014 będzie radził sobie wyraźnie lepiej niż sądzono jeszcze parę miesięcy temu. Obok banków w ostatnim tygodniu świetnie radzili sobie producenci prądu i gazu, czyli firmy w dużym stopniu uzależnione od tego co się dzieje w polskim przemyśle: Akcje Tauronu poszły w górę o 6,8%, PGE o 5,9%, PGNiG o 5,4%, Enei o 4,2%

Na koniec jeszcze wykresy trzech spółek z kluczowym wpływem na WIG20. Już dawno nie wyglądały jednocześnie tak ciekawie, chociaż z drugiej strony w dwóch przypadkach już jesteśmy blisko oporów, co może oznaczać, że kolejny tydzień może być korekcyjny. Oto PKO BP, PZU i KGHM: 




Najgorszy dzień roku

Skończył się najgorszy dzień na rynkach finansowych w tym roku. A na warszawskiej giełdzie najgorszy dzień od ponad półtora roku. WIG20 spadł o 4,8% - najsilniej od września 2011. KGHM stracił ponad 8%, Tauron ponad 9%, PKO BP, Orlen i PZU ponad 5%. Ale polski rynek nie był wyjątkiem. Giełda turecka spadła o 6,8%, Francja, Hiszpania, Niemcy, Rosja to spadki o ponad 3%. S&P500 w USA poszedł w dół o 2,5%.

Złoty stracił do dolara 3,1%, ale brazylijski real stracił 3,4%, a korona norweska 3,8%. Waluty Rumunii i Turcji potraciły do dolara ponad 2%, korona czeska 1,9%, podobnie rupia indyjska i korona szwedzka. Rubel stracił 1,8%. Nie straciły do dolara dzisiaj tylko funt brytyjski i frank szwajcarski.

Rentowność polskich obligacji 10letnich poszła dziś w górę z 3,86% do 4,26%. Obligacje czeskie i tureckie straciły nawet nieco więcej. Obligacje USA mają rentowność najwyższą od 2011. Papiery niemieckie też mocno dzisiaj taniały.

No i jeszcze surowce: srebro w dół o 8% do poziomu najniższego od 2010. Złoto po spadku o ponad 5% też jest najtańsze od 2010. Pallad spadł o 4%, platyna o ponad 3,5%, ropa Brent o 3,6%, cukier o 3,4%. Generalnie poza dolarem traciło dziś na świecie prawie wszystko.

Co się stało ?

Nastrój na rynku zmienił się dość gwałtownie wczoraj wieczorem po konferencji prasowej szefa FED Bena Bernanke. Bernanke powiedział, że jeśli wszystko będzie szło zgodnie z obecnymi prognozami, to FED jeszcze w tym roku ograniczy skalę skupu obligacji z rynku (popularnie zwanego dodrukiem dolara), a w przyszłym roku ten skup zakończy. Bernanke robił co mógł, aby ten przekaz złagodzić - zastrzegał kilkukrotnie, że to wszystko zależy od danych z gospodarki, że to jest warunkowe, że nawet jak skup zostanie wstrzymany, to te papiery, które zostały skupione dalej będą leżeć w FED, czyli bilans banku centralnego USA nie zmniejszy się. Mimo to rynek zareagował tak, jakby Bernanke odtrąbił natychmiastowe zakończenie skupu aktywów. Moim zdaniem w ten sposób rynek rozstaje się z ideą, która była dla niego kluczowa przez parę ostatnich lat i która w sporym stopniu przyczyniła się do hossy trwającej od 2009. Otóż rynek do wczoraj zakładał, że tzw luzowanie monetarne w USA jest na zawsze. W ubiegłym roku, kiedy FED zapowiadał trwającą obecnie rundę skupu obligacji, czyli quantitative easing (QE) mówiło się, że to QE-infinity. Oczywiście sam Bernanke i inni z FED wielokrotnie zapowiadali, że kiedyś nadejdzie exit, rynek nawet wyceniał na rynkach terminowych, że to będzie 2015, ale tak naprawdę na rynkach akcji, walut, czy obligacji nikt nie czuł potrzeby wyceniania tego w sposób natychmiastowy. Dominowało przekonanie, że to się jeszcze zobaczy i że to ciągle jednak dośc odległa przyszłość. Wczorajsze słowa szefa FED były warunkowe, ostrożne, ale jednak nie pozostawiające złudzeń - FED nie koncentruje się już na kolejnych dodrukach, FED jest już skupiony na sposobach odwrotu, ma już scenariusze, plany i warianty działań. To nie jest mglista przyszłość, to może się zacząć choćby i we wrześniu. Należy więc porzucić dotychczasową tezę o tym, że ta będzie zawsze. A skoro tak, to należy jakoś wycenić nową sytuację i nowe perspektywy. Nawet jeśli są to perspektywy warunkowe, to jednak zasadniczo zmieniają postrzegania ryzyka na rynkach. Jeśli tak jest, to być może dziś widzieliśmy nie jednorazowy kaprys rynku, ale początek zupełnie nowej sytuacji długoterminowej.

Mechanizm

Skoro za kilka miesięcy może się zmniejszyć "siła uderzeniowa" FED na rynku obligacji, to znaczy, że rośnie ryzyko, że będą one tańsze, a ich rentowność wzrośnie. A skoro tak, to sprzedajmy je już teraz. Albo przynajmniej zacznijmy sprzedawać. Zacznijmy dostosowywać portfel do nowej sytuacji. Obligacje USA rozpoczęły przecenę już wczoraj wieczorem. Skoro wzrosła rentowność papierów USA, to musiały też wzrosnąć rentowności obligacji wielu innych państw, dla których rentowność USA to benchmark. Kapitał odpływający z rynków obligacji zachwiał z kolei rynkami walutowymi. Zwiększona zmienność na rynkach walutowych wystraszyła z kolei fundusze hedgingowe, które uznały, że w takim razie pora wynosić się także z rynków surowcowych i rynków akcji (krajów emerging markets - często powiązanych z surowcami, a także przeżywających ostatnio hossę na obligacjach). Bardzo ciekawą historię o jednym z takich funduszy opublikował dziś Bloomberg - zrobił to w samym środku przeceny przyczyniając się jednocześnie do jej pogłębienia. Oto fundusz Brevan Howard, który już wcześniej był w tym roku na minusie, po tym jak wzrosła zmienność na rynkach postanowił nie ryzykować pogłębiania strat i uciekł z rynku. A raczej z rynków - oczywiście tych wschodzących, a więc niewykluczone, że pozamykał jakieś pozycje także w Polsce. Takich funduszy robiących dziś dokładnie to samo mogło być znacznie więcej.

Chiny

Trochę w cieniu FED i Bena Bernanke przetaczały się dzisiaj przez rynek zatrważające informacje z Chin, które same z siebie mogłyby wywołać panikę na rynkach. Dziś rano stopy na rynku międzybankowym wzrosły do poziomów rekordowo wysokich. Oprocentowanie pożyczki jednodniowej overnight skoczyło do 14% (w Polsce dzisiaj to 2,56%). Pojawiły się informacje o tym, że rynek międzybankowy zamarł i mamy credit crunch. Pojawiły się pogłoski, że bank centralny Chin musiał dziś ratować jeden z większych banków specjalnym zastrzykiem gotówki. Potem Bank of China oficjalnie dementował pogłoski o bankructwie. CDSy chińskie (ubezpiecenie od bankructwa państwa) wzrosły dziś najbardziej na świecie - o kilkadziesiąt procent. Wygląda na to, że chiński system bankowy jest na skraju załamania. Znacznie więcej i ciekawiej jest dziś o tym w FT Alphaville

Co dalej ?

Jutro wygasają czerwcowe kontrakty terminowe nie liczyłbym więc na uspokojenie rynku. Rozstrzygnięcie przyniesie początek kolejnego tygodnia. Wtedy powinniśmy się dowiedzieć, czy Bernanke faktycznie zmienił trend i wzrosty się skończyły, czy jednak rynek przez weekend ochłonie i weźmie się w garść dochodząc do wniosku, że ograniczenie skupu przez FED to nic takiego (zgodnie z argumentami, które sam Bernanke podawał). U nas dodatkowo pojawi się rządowy raport o OFE, a do tego w poniedziałek będzie 24-y. A to, jak wiadomo, na naszej giełdzie data dość szczególna. :)


Wzrosty na giełdach a "dodruk" pieniądza w FED

Dziś w Europie były spadki. Warszawa nie była wyjątkiem. Spadki dośc powszechnie tłumaczono tym, że w opublikowanym wczoraj sprawozdaniu z ostatniego posiedzenia FED znalazł się wątek dotyczący szybkiego zakończenia tak zwanego "druku" pieniądza w amerykańskim banku centralnym.

Rok 2012 czyli ECB, MFW i FED

W 2011 najważniejsza moim zdaniem była brawurowa decyzja szwajcarskiego banku centralnego o interwencji osłabiającej franka. W 2012 brawurowych akcji banków centralnych na świecie było nawet więcej. Oto trzy najwazniejsze moim zdaniem wydarzenia gospodarcze roku 2012:





1. MARIO DRAGHI, OMT I KONIEC DOMINACJI BUNDESBANKU W EUROPIE

Najgroźniejsza część kryzysu finansowego w Europie zakończyła się 26 lipca 2012. Wtedy prezes Europejskiego Banku Centralnego, Mario Draghi, podczas występu na jakimś sympozjum, czy czymś takim w Londynie dałwyraźny sygnał, że ECB nie pozwoli na rozpad strefy euro. Udało mu się przekonać rynki finansowe, że nie ma sensu obstawiać takiego scenariusza. Momentalnie obligacje Hiszpanii i Włoch przestały tracić na wartości, a dziś już o rozpadzie strefy euro nikt już raczej nie wspomina. To był punkt zwrotny. Draghi znalazł sposób aby pokazać rynkom jak zamierza okiwać sprzeciwiający się jakimkolwiek interwencjom Bundesbank i zarządzić interwencje nie łamiąc traktatów unijnych, które tego zabraniają. Kluczem okazało się sformułowanie „mechanizm transmisji monetarnej”, czyli coś, co jest niezbędne w prawidłowym działaniu banku centralnego w gospodarce. Draghi powiedział, że zbyt duże różnice w rentownościach obligacji państw strefy euro powodują, że ten mechanizm nie działa. Aby go naprawić, należy zmniejszyć różnice w rentownościach – dopowiedział już sam sobie rynek widząc w tym zapowiedź interwencji, czyli skupu z rynku obligacji Hiszpanii i Włoch (aby podnieść ich cenę i obniżyć ich rentowność). Jak to się na rynkach często zdarza, wystarczyła sama zapowiedź i pokazanie, że ECB ma taką możliwość. Grający na rozpad strefy euro zrobili krok w tył i uznali, że nie będą się kopać z koniem. We wrześniu ECB faktycznie przyjął program nazwany OMT pozwalający na skup obligacji pod bardzo wieloma warunkami, ale jak dotychczas ani razu go nie użył. Tak właściwie teraz nawet nie ma takiej potrzeby. Sytuacja na rynku obligacji Hiszpanii czy Włoch jest zdecydowanie lepsza niż w czerwcu, czy lipcu. Draghi zmienił nastawienie rynków finansowych do strefy euro i jej przyszłości. Zmienił oczekiwania. A przy okazji też pokazał, że twarda, betonowa wręcz linia Bundesbanku znalazła się w opozycji. Draghi swoim ruchem uspokajając rynki dał też czas i komfort spokojnej pracy europejskim politykom. Za jakiś czas może się okazać, że Mario Draghi w lipcu 2012 zmienił losy Unii Europejskiej. 



2. RACHUNEK SUMIENIA W MFW

Powtórzę w skrócie to, co pisałem w październiku: Międzynarodowy Fundusz Walutowy właśnie przyznał, że obliczył, że zaciskanie pasa nic nie daje, a nawet jeszcze pogarsza sprawę. MFW dostrzegł, że w ostatnich latach kraje, które postanowiły ograniczać deficyty budżetowe, walcząc z długiem publicznym, notowały potem znacznie gorsze wyniki wzrostu gospodarczego niż wszyscy się spodziewali. Często oznaczało to pogłębienie recesji. Przez ostatnie kilkadziesiąt lat recepta MFW dla wielu krajów pogrążonych w kryzysach była jedna: likwidować deficyt, zmniejszać wydatki, tylko tak da się odzyskać konkurencyjność i odzyskać wzrost gospodarczy. I teraz, nagle, kiedy te same metody zaczęto stosować już nie w Afryce, czy Ameryce Południowej, ale w strefie euro, w krajach, z których wywodzą się główni zarządzający MFW, okazuje się że to nie tak ! Dzięki konsolidacji fiskalnej dług i deficyt maleją i to bardzo dobrze, ale negatywny wpływ na PKB jest jeszcze większy, co powoduje, że cała operacja per saldo jest bez sensu. Jeśli już nawet Międzynarodowy Funduszu Walutowy mięknie i dostrzega, że uporczywe cięcie po wydatkach jak leci nie prowadzi do wyjścia z kryzysu finansowego, to znaczy że świat w 2012 naprawdę poważnie się zmienia.



3. ZMIANA CELU POLITYKI FED

Amerykański bank centralny w tym roku dokonał dość dużego przewrotu w myśleniu o polityce monetarnej. Generalnie banki centralne na świecie skupiają się na utrzymywaniu inflacji w tak zwanym celu inflacyjnym. W USA bank centralny ma cel podwójny: pilnowanie inflacji, ale też dbanie o wzrost gospodarczy i rynek pracy. Jednak pomimo takiej konstrukcji także w USA FED skupiał się dotąd głównie na inflacji. Po paru miesiącach dyskusji i zapowiedzi ze strony członków FED na grudniowym posiedzeniu amerykanie ogłosili, że stopy procentowe pozostaną w FED na rekordowo niskim poziomie do momentu w którym stopa bezrobocia nie spadnie do 6,5%. Czyli w sposób otwarty przyjęto cel inny niż inflacyjny. Wprawdzie dodano, że stóp nie będzie się ruszać pod warunkiem, że inflacja w międzyczasie nie wzrośnie ponad ustalony poziom, ale zmiana w rozłożeniu akcentów jest bardzo widoczna. W Polsce zapowiedź ze strony RPP że np. będzie obniżać stopy procentowe do momentu, w którym bezrobocie spadnie z 13% do 10% jest absolutnie nie do pomyślenia. W związku z tym, że FED to najważniejszy bank centralny na świecie, można oczekiwać, że w 2013 ogólnoświatowa dyskusja o tym jak ważne jest pilnowanie inflacji, i czy może w środku kryzysu są sprawy ważniejsze, będzie się robić coraz ciekawsza.