Pokazywanie postów oznaczonych etykietą ujemne stopy. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą ujemne stopy. Pokaż wszystkie posty

Polskie marzenia o ujemnej stopie procentowej w Szwajcarii

Szef Szwajcarskiego Banku Centralnego Thomas Jordan powiedział, że wprowadzenie ujemnych stóp procentowych należy do rozwiązań możliwych - czyli tego nie wykluczył.


Te słowa oznaczają, że raty kredytów mieszkaniowych w CHF mogą spaść. Mechanizm, który przekłada szefa szwajcarskiego banku na raty w Polsce wygląda następująco:

Szwajcarska gospodarka jest oparta w dużym stopniu na eksporcie. Dlatego zbyt silna waluta jej szkodzi (bo wtedy szwajcarskie sery, zegarki, itd są droższe na całym świecie). Od paru lat CHF jest na tyle silny, że Szwajcaria ciągle jest gdzieś na granicy recesji. CHF jest silny, bo ucieka tam kapitał, głównie ze strefy euro, traktując CHF jako bezpieczną przystań w czasie kryzysu. Szwajcarski Bank Centralny chcąc osłabić franka (i dać szanse gospodarce na rozwój) musi zniechęcać zagraniczny kapitał, żeby już dłużej do Szwajcarii nie płynął. We wrześniu 2011 ogłosił, że będzie interweniować, jeśli kurs euro do franka spadnie poniżej 1,20. Teraz sugeruje, że jak będzie trzeba, to obniży stopy procentowe poniżej zera. Czyli inwestor chcąc trzymać pieniądze w bezpiecznej Szwajcarii będzie musiał za to płacić. Bank centralny liczy na to, że chociaż część inwestorów puknie się w czoło i odpłynie, przy okazji osłabiając franka, a o to właśnie przecież chodzi. To działa już w tej chwili. Same słowa szefa banku centralnego wystarczyły, aby kurs EURCHF podskoczył do poziomu najwyższego od 2011


Polscy kredytobiorcy zadłużeni w CHF mają zbieżność interesów ze szwajcarskim bankiem centralnym. Jeśli kapitał odpływając ze Szwajcarii osłabia franka do euro, to siłą rzeczy frank traci też do złotego. Gdyby nie pojedynczy wyskok ze stycznia tego roku, moglibyśmy już dziś mówić, że frank jest najtańszy od lipca 2011


Tak wygląda przełożenie słów ze Szwajcarii na polskie raty poprzez kurs walutowy. Szwajcarzy straszą werbalnie - frank tanieje także do złotego. Ale jest jeszcze jeden mechanizm, nawet ciekawszy.

Oprocentowanie kredytów CHF w Polsce ma dwie części. To marża banku plus LIBOR CHF, czyli rynkowa stopa po której banki na świecie pożyczają sobie franki (bank pożyczając nam franki najpierw sam musiał je pożyczyć na rynku płacąc stawkę LIBOR, na naszym kredycie zarabia dodając sobie marżę). Szwajcarski bank centralny swoimi decyzjami o stopach wpływa własnie na stawkę LIBOR CHF. Gdyby więc Szwajcarzy przeszli od słów do czynów, to moglibyśmy zobaczyć LIBOR CHF poniżej zera. To z kolei mogłoby obniżyć oprocentowanie kredytów w CHF, bo spora część banków w Polsce aktualizuje oprocentowanie wg bieżącej stawki LIBOR CHF robiąc to raz na miesiąc, albo raz na kwartał.

Czyli scenariusz upojnie optymistyczny wygląda tak: kredytobiorca wziął kredyt w CHF w 2007, kiedy jeszcze marże wynosiły tylko 1%, ma więc oprocentowanie kredytu LIBOR CHF + 1%. Szwajcarzy obniżają stopy procentowe do poziomu np. -1,2% (wiem, że to byłaby kolosalna obniżka, ale jesteśmy w scenariuszu upojnie optymistycznym). Oprocentowanie kredytu wynosi w tym momencie -1,2% + 1%, czyli -0,2%. Czyli powstaje kredyt z ujemnymi odsetkami. Czyli kredytobiorca nie płaci żadnych odsetek, a dodatkowo szybciej spłaca pożyczony kapitał.

Czy to możliwe ? Tak, to możliwe. Czy to prawdopodobne ? Hmmmm...raczej nieprawdopodobne. To zbyt drastyczny scenariusz. Ale generalnie tańszy frank jest chyba tuż za rogiem, a nieco niższe oprocentowanie też może nam się zdarzyć. Swoją drogą taki scenariusz jest tez korzystny dla całej polskiej gospodarki. Gdyby iluś tam tysiącom Polaków co miesiąc po spłacie raty zostawało w kieszeni troche więcej pieniędzy niż dotychczas, to mogliby oni wydać je w sklepach, zwiększając konsumpcję i tym samym w jakimś tam drobnym stopniu chronić tym samym gospodarkę przed recesją. A dodatkowo zwiększając także wpływy z VAT do budżetu. Czyli mamy zbieżność interesów szwajcarskiego banku centralnego, szwajcarskich eksporterów, polskich kredytobiorców i polskiego rządu. 

Jeszcze tylko jedna dodatkowa obawa natury technicznej. Mam nadzieje, że system IT w szwajcarskim systemie bankowym przewiduje możliwość kwotowań LIBOR ze znakiem "minus" z przodu. A jeśli nie przewiduje, to mam nadzieje, że szybko zrobią sobie upgrade systemu.

Polskie ujemne stopy procentowe

Były jednym z wydarzeń roku 2011. Najpierw pojawiły się w Szwajcarii. Pół roku temu Niemcy uznali, że to zjawisko na tyle trwałe, że trzeba zmienić system składania zleceń na przetargi papierów skarbowych. Ujemne stopy procentowe są dziś stałą częścią europejskiego krajobrazu. Obecnie dotyczą one obligacji dwuletnich i tych o krótszym terminie wykupu w Niemczech, Holandii, Szwajcarii, Austrii, Danii i Finlandii. Te kraje postrzegane są jako bezpieczne przystanie, w których można przeczekać niepewne czasy na rynkach, a to, że za ten luksus trzeba dopłacić mało kogo zraża.

Polska też była niedawno wymieniana wśród potencjalnych "safe havens", ale raczej nie w kontekście ujemnych stóp procentowych. A jednak to się stało. Oto polskie ujemne stopy procentowe:


To polska obligacja dziesięcioletnia, z 2003 roku, zapadająca w przyszłym roku. Rentowność na rynku : -0,053%. Co ważne, to obligacja denominowana w euro, nie w złotych. Te w złotych ciągle mają rentowność bardzo daleką od zera (dzisiaj 4,85%). Te denominowane w euro mają rentowność ujemną, bo są droższe, bo cieszą się większym wzięciem, ponieważ jako papiery w euro mogą być wykorzystane jako zastaw w operacjach pożyczania gotówki z Europejskiego Banku Centralnego. Handlują tymi papierami głównie banki ze strefy euro i jak widać, większość z nich wystawia je na sprzedaż z rentownością ujemną (ask yld ), chociaż chce kupić z minimalnie dodatnią (bid yld):


To na razie pierwszy i jedyny przypadek ujemnej rentowności na polskich papierze skarbowym. Wszystkie inne serie są oprocentowane powyżej zera. Ale sam fakt, że zdarzyło się to chociaż raz wskazuje, że potęga Europejskiego Banku Centralnego jest ogromna. Jak widać tym większa, im większy strach na rynku i im większe zapotrzebowanie na gotówkę w bankach strefy euro.

( h/t @pawelmorski )

Ujemne stopy procentowe w Niemczech

Ujemne stopy procentowe nie chcą zniknąć. Dziś pojawiły się ponownie, tym razem w Niemczech na przetargu bonów skarbowych.

Ujemne stopy procentowe w Szwajcarii. Już są.


Widzieliście kiedyś ujemne stopy procentowe ? Nie ? No to proszę bardzo :



W przypadku dwuletnich obligacji ujemne stopy mamy zarówno przy ofercie kupna, jak i ofercie sprzedaży. W przypadku obligacji trzyletnich, a także pożyczek międzybankowych na tydzień, miesiąc i 6 miesięcy oferty z ujemną stopą procentową mamy z jednej strony rynku.

Ujemna stopa procentowa polega na tym, że pieniądz zainwestowany przynosi nie odsetki, czyli zyski, ale koszty czyli straty. To tak jakby trzeba było płacić bankom za to, że wkładamy nasze pieniądze na lokatę.  Brzmi to kompletnie absurdalnie, a jednak jest to prawda. Na rynku są obecnie ludzie, którzy są gotowi dopłacić do tego, żeby ich pieniądze zostały zainwestowane w szwajcarskie obligacje. Czyli za papier, który w momencie wykupu będzie wart 100 CHF, są w stanie zapłacić dzisiaj 101 CHF.

Przyczyny są dwie. Po pierwsze to co dzieje się na rynku i ucieczka w stronę uważanych za bezpieczne aktywów szwajcarskich ( także obligacji amerykańskich oraz złota ) powoduje, że niektórzy są w stanie kupić za 101 coś co jest warte 100, bo mogą liczyć, że za kilka dni uda im się to sprzedać kolejnym chętnym za 102, albo może i 103. Nie można takiego scenariusza wykluczyć. Po drugie jest bardzo dużo banków, zwłaszcza w strefie euro i w USA, które dysponują kolosalnymi pokładami gotówki, z którą coś muszą robić. Boją się puścić ją w ruch w formie kredytów dla firm, czy osób fizycznych, boją się zainwestować w akcje, obligacje, czy inne instrumenty finansowe, a przede wszystkim boją się pożyczać te pieniądze sobie nawzajem ( tak jak robiły to do tej pory ) bo oceniają, że ryzyko takiego ruchu jest bardzo wysokie. Wolą bezpiecznie i w sposób przewidywalny stracić 1 franka na transakcji „ kupuje za 101, a na końcu zostaje mi 100” niż pożyczyć pieniądze bankowi, który na drugi dzień straci płynność, bo okaże się, że za dużo ulokował w obligacje Włoch, która nagle stracą wartość. Dziś nikt nie wyklucza takich scenariuszy. Czyli mała strata jest do przełknięcia, ważne żeby było bezpiecznie.

To pokazuje, że :
- strach na rynkach międzybankowych nadal jest ogromny
- szaleństwo ucieczki do aktywów denominowanych CHF nie przemija

Co ciekawe dzisiaj rząd Szwajcarii zapowiedział ograniczenia w udzielaniu kredytów mieszkaniowych, aby uniknąć przegrzania szwajcarskiego rynku nieruchomości. 


Najwyraźniej szał związany z CHF zaczął już podnosić w Szwajcarii ceny domów ( to też przecież aktywa denominowane w CHF ). Okazuje się więc, że po Węgrzech i Polsce Szwajcaria będzie trzecim krajem w Europie, w którym trudniej będzie wziąć kredyt we franku. Przy okazji ciekawa jest wypowiedź ministra finansów, który twierdzi, że poprze każdy pomysł przedstawiony przez bank centralny. Mieć takiego ministra to z pewnością marzenie każdego szefa każdego banku centralnego na świecie

A kiedy moda na Szwajcarię przeminie (na skutek udanych interwencji rządu i banku centralnego ) miejsce franka zajmie korona szwedzka. Ich człowiek od zarządzania długiem publicznym powiedział to dzisiaj prawie wprost:


Najwyraźniej w Szwecji jeszcze nie wiedzą, jaki to problem być schronieniem dla przestraszonego światowego kapitału. Pan ze Szwecji dziś zdecydowanie wygrał mój prywatny konkurs na najciekawszą wypowiedź dnia