Pokazywanie postów oznaczonych etykietą dług publiczny. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą dług publiczny. Pokaż wszystkie posty

OFE obligacje i dług publiczny

Naprawdę nie chce mi się pisać o OFE, bo mnie cholera bierze. W ramach podejścia do tematu od innej strony proszę sobie tylko zerknąć na to jak wielką ulgę poczują nasze finanse publiczne. Poziom długu publicznego dzięki umorzeniu obligacji za 121 mld PLN, które dotąd należały do nas, zmniejszy się tak bardzo, że aż powróci do poziomu z...początku 2011



Relacja długu publicznego do PKB po obcięciu długu o 121 mld PLN spadnie z bieżących około 55% do 47,6% (około, bo nie ma jeszcze oficjalnych danych o długu za drugi kwartał). To z kolei poziom z końca 2008.




Z jednej strony mamy bardzo drastyczny ruch, wykonany w obrzydliwym stylu, podkopujący elementarne zaufanie obywatela do państwa i podnoszącym ryzyko inwestowania w Polsce. Z drugiej strony minister Rostowski dzięki temu nie jest w stanie sprowadzić sytuacji z długiem publicznym nawet do poziomu z dnia, w którym zaczął być ministrem finansów. W ogóle mu się nie dziwię, że nie chce nim już być.

Większy deficyt budżetowy jest znacznie lepszy niż recesja



Rząd w końcu ogłosił, że będzie nowelizować budżet. Deficyt ma wzrosnąć o 16 mld PLN, mają pojawić się jakieś cięcia o wartości 8 mld PLN, a wcześniej w ustawie o finansach publicznych zostanie uwalony próg ostrożnościowy związany z przekraczaniem przez dług publiczny poziomu 50% PKB. Niestety zapowiedziano, że uwali się go tylko tymczasowo.

Zresztą moim zdaniem Rostowski dałby radę w tym roku nawet i bez nowelizacji budżetu. Sytuacja dochodowa budżetu w drugim kwartale była już znacznie lepsza ni w pierwszym. Dodać do tego dywidendy zaliczkowe ze spółek Skarbu Państwa na poczet przyszłego roku wypłacane jeszcze w tym roku plus przesunięcie części wydatków na 2014 i by się wszystko podomykało. No ale po pierwsze nie ma gwarancji, że tak by było, a po drugie wtedy nie można by było uwalić progu ostrożnościowego. Mówi on o tym, że jak dług publiczny przekroczy 50% PKB, to w kolejnym roku deficyt w budżecie nie może być większy niż ten z roku poprzedniego. To dlatego rząd nie mógł od samego początku mieć budżetu realnego - czyli z deficytem większym niż w 2012 - zabraniał tego próg ostrożniościowy. Moim zdaniem wszystkie progi ostrożnościowe w polskim prawie – uruchamiane wtedy gdy dług publiczny przekroczy 50%, 55% i 60% PKB są dość absurdalne i na pewno szkodliwe. Działają pro cyklicznie, podczas gdy wszystkie instrumenty polityki gospodarczej państwa powinny działać antycyklicznie – czyli pobudzać jak jest kryzys i studzić jak jest szalony boom. Progi ostrożnościowe studzą, jak jest kryzys. Wiadomo, że dług publiczny w stosunku do PKB rośnie najszybciej wtedy, kiedy przestaje rosnąć PKB, czyli mianownik tego ułamka. W takiej sytuacji państwo powinno pomagać we wzroście PKB, czyli wydawać wtedy, kiedy ludzie i firmy wydawać się boją, bo się boją bezrobocia i bankructw. Taka pomoc zwykle oznacza wzrost wydatków budżetowych, co zwiększa deficyt, a co za tym idzie zwiększa dług do PKB. Tyle, że to wzrost przejściowy, bo jeśli w efekcie gospodarka ruszy, to nawet przy wzroście zadłużenia wskaźnik dług/PKB może zacząć maleć – bo PKB może znów rosnąć szybciej niż zadłużenie. Oczywiście zawsze jest ryzyko, że to się nie uda, ale w przypadku zaciskania pasa związanego z progami ostrożnościowymi szanse na sukces są jeszcze mniejsze. Jeśli państwo oszczędza w tym samym momencie, co firmy i obywatele to jest to klasyczny przepis na długotrwałą recesję. Taką jaką właśnie przerabia południe Europy, właśnie na skutek nadmiernego cięcia wydatków w początkowej fazie recesji, która mogła być krótsza. Podsumowując: w obecnej sytuacji kryzysu ciągnącego się od 5 lat, który trzyma strefę euro w recesji od dwóch lat progi ostrożnościowe są ostatnią rzeczą jakiej polska gospodarka potrzebuje. Naprawdę, gdyby w ramach pobudzania gospodarki dług sięgnął 61% PKB, to nie byłoby żadnej katastrofy. A niewykluczone, że dzięki temu mniej ludzi straciłoby pracę.

Rostowski na szczęście ten mechanizm rozumie i dlatego woli ciąć wydatki tylko o 8 mld, a deficyt zwiększyć aż o 16 mld. To na pewno lepszy pomysł niż proporcja odwrotna. Chociaż moim zdaniem mógł też dołożyć jakieś podwyżki akcyzy i VAT od stycznia. To by dodatkowo pobudzało inflację, która łagodzi tempo przyrastania długu do PKB. VAT w Polsce moim zdaniem wcale nie jest za wysoki. Ostatnia podwyżka z 22% do 23% spodowała wyraźny wzrost wpływów z tego podatku ( o 11,7% w 2011 względem 2010 – ostatniego przed podwyżką). Także w 2012 i jak do tej pory w 2013 wpływy z VAT są wyższe (chociaż coraz niższe rok do roku) niż w 2010 przed podwyżką. Po czerwcu 2013 są o 2,6% wyższe niż po czerwcu 2010. Teoria, że dalszy wzrost stawki VAT przyniósłby obniżenie, a nie podniesienie wpływów jest moim zdaniem naciągana. Spokojnie też moim zdaniem można by podnieśc akcyzę na paliwo – do rekordów na stacjach benzynowych brakuje nam kilkadziesiąt groszy na litrze jest więc miejsce na podwyżkę bez wywoływania supersensacji. Rozumiem, że premier takich podwyżek boi się jak ognia, więc wybrano jakieś bliżej niezidentyfikowane cięcia za 8 mld PLN. Skoro są one możliwe, to dlaczego nie przeprowadzono ich wcześniej ? Czekam na szczegóły w tej sprawie.

Zwiększenia deficytu o 16 mld PLN, czyli o 1 punkt procentowy polskiego PKB (zaplanowanego na 2013 na 1643 mld PLN, chociaż będzie zapewne bliżej 1620 mld PLN) oznacza, że deficyt sektora finansów publicznych w tym roku sięgnie 4,5% PKB. Czy to dużo ? Dośc sporo, ale bez przesady – daleko nam do dwucyfrowych rekordów w strefie euro i do sytuacji polskich finansów publicznych z lat 2009-2010



W tym programie konwergencji polskiego rządu sprzed kilku miesięcy mamy jeszcze zaplanowany na ten rok deficyt w wysokości 3,5%. Ale 4,5% PKB też nie jest żadnym problemem. Dług publiczny w okolicach 60% też nie jest żadnym problemem, o ile rynek chce kupować rządowe obligacje. Polskie obligacje do tej pory w tym roku cieszyły się rekordowym powodzeniem, nawet jeśli popyt na nie wyraźnie spadnie to i tak nadal będziemy bardzo daleko od jakichkolwiek problemów z finansowaniem deficytu. Większość państw europejskich z Niemcami na czele ma dług znacznie bliższy 90% PKB niż 60%.

A jeśli chodzi o bieżącą sytuację budżetu to była ona w drugim kwartale znacznie lepsza niż w pierwszym. Wpływy z VAT spadły o 2,7% rdr, ale to wyraźna poprawa w stosunku do spadku o 16,2% w kwartale pierwszym. Zupełnie się nie zdziwię, jeśli w drugim półroczu dynamika wpływów z VAT będzie już na plusie.



Podsumowując: nowelizacja budżetu to bardziej ciekawostka niż przejaw jakichś poważnych problemów. Problemy są te same od lat, a ich skala ostatnio nie jest większa niż chociażby 3 lata temu. Rząd wybierając wzrost deficytu zachował się moim zdaniem optymalnie. Taki ruch to próba walki z recesją, która teraz jest znacznie większym zagrożeniem, niż poziom długu czy deficytu. Gdyby rząd wybrał cięcie wydatków o 24 mld PLN popełniłby duży błąd. Oczywiście zgadzam się, ze gdyby jakikolwiek polski rząd zdecydowałby się na jakiekolwiek śmielsze reformy finansów publicznych w ciągu ostatnich 20 lat, to prawdopodobnie w ogóle nie mielibyśmy tych problemów jakie mamy. No ale to kwestia haniebnych zaniechań strategicznych, a ten wpis jest bardziej o bieżącej taktyce.

11 uwag na temat długu publicznego

Przeczytałem dziś wstrząsający tekst jakiegoś blogera o tym, że dług publiczny w Polsce przekroczył 1 bilion złotych. To oczywiście nieprawda, dług publiczny nie przekroczył na razie nawet 900 mld PLN, a kiedy już przekroczy 1 bln (bo to oczywiście tylko kwestia czasu) to nie będzie to oznaczać żadnego przełomu, ani tym bardziej katastrofy. Tekst jest bardzo ciekawy, bo zawiera w sobie wszystkie dość popularne mity i stereotypy na temat zadłużenia państwowego, sprowadzające się do stwierdzenia, że generalnie dług jest zły. Do tego często dochodzi stwierdzenie, że będą nim obciążone kolejne pokolenia. Moim zdaniem jest to zestaw bardzo błędnych poglądów. A, że temat jest dość popularny, to przy okazji komentowania tamtego wpisu ułożyłem sobie zestaw swoich własnych poglądów na ten temat:

1. dług nie przekroczył 1 bln PLN i jeszcze przez jakiś czas nie przekroczy
2. dług jest publiczny, przekładanie go więc na prywatne osoby (statystyczni Polacy, pracujący, dług na głowę mieszkańca itp. ) jest kompletnym nieporozumieniem, bo to nie ich dług
3. jakiekolwiek porównywanie sytuacji obywatela zadłużonego w banku do państwa zadłużonego na rynku nie ma sensu. w sytuacji obywatel vs. bank to bank dyktuje wszystkie warunki. W sytuacji państwo vs. rynek państwo ma zdecydowanie więcej do powiedzenia i rynek jest skłonny pozwalać mu na znacznie więcej (chociaż oczywiście są granice tolerancji na rynku)
4. dla osób prywatnych dług publiczny jest dodatkowym źródłem przychodu, bo jest oprocentowany. Sektor prywatny więc nie tylko, że nie musi tego spłacać, ale wręcz jeszcze na tym zarabia.
5. państwo tego długu też spłacać nie musi. nikt na rynku finansowym nie wymaga od państwa o średnio wysokiej wiarygodności spłaty swoich długów, ponieważ dług jest dobry, bo na nim się zarabia. ważne tylko, żeby spłacać regularnie odsetki.
6. pieniądze na odsetki nie są wywalone w błoto, podobnie jak nie w błoto idą pieniądze na raty kredytów mieszkaniowych itp. to tylko koszt wynikający ze świadomego wyboru, że coś chcemy mieć już teraz, a nie za 20 lat.
7. Jeśli nominalny wzrost PKB w państwie jest większy niż oprocentowanie długu, to dług opłaca się także z punktu widzenia państwa i opłaca się finansowanie gospodarki w ten sposób.
8. państwo nie zaciąga długu aby sfinansować jakieś konkretne rzeczy, o których potem można by pisać, że na to poszły pożyczone pieniądze. państwo wydaje pieniądze pożyczone na dokładnie to samo, na co pieniądze z podatków - zwykłe wydatki budżetowe, w których od lat największą część stanowią wydatki socjalne. Czyli upraszczając: dług nam rośnie, bo nie rosną nam stawki podatków, składki do ZUS i zdrowotna. 
9. to czy dług wynosi 1 bln, czy 2 bln nie ma żadnego znaczenia. nikt nigdy nie będzie musiał tego spłacać. dług się roluje, a nie spłaca. istotna jest wyłącznie relacja długu do PKB, która w Polsce wynosi mniej niż 55%, czyli mało. Będzie można mówić, że dług jest duży, jak dociągniemy do 90% PKB (chociaż zabrania tego konstytucja)
10. dług państwowy w postaci obligacji w sektorze bankowym pełni funkcję pieniądza (przechowuje wartość i jest powszechnie akceptowanym na rynku międzybankowym środkiem płatniczym),są to wysokiej jakości aktywa finansowe, tak więc im więcej długu państwa na rynku, tym lepsza płynność w sektorze bankowym, tym lepsze możliwości kreacji pieniądza i co za tym idzie pobudzania koniunktury w gospodarce.
11. w sytuacji naprawdę skrajnej państwo dysponujące własną walutą może część długu wyemitowaną w tej walucie spłacić na zawołanie, ponieważ dysponuje możliwością wyemitowania dowolnej ilości pieniądza. (dlatego naprawdę warto mieć własną walutę, kiedy jest się państwem) wiązałoby to się z innymi negatywnymi skutkami dla gospodarki, ale warto mieć zawsze z tyłu głowy, że państwo w ostateczności ma tę możliwość (a obywatel z kredytem w banku nie ma)

Im słabszy złoty, tym ważniejszy kurs średnioroczny

Im złoty słabszy tym lepiej widać, jakim cwanym pomysłem było wprowadzenie możliwości przeliczania zagranicznej części długu publicznego po kursie średniorocznym, a nie po kursie z 31 grudnia. Oczywiście dziś nikt nie wie jaki kurs EURPLN będzie 31 grudnia, ale już dzisiaj - prawie w połowie roku - kurs średnioroczny bardzo wyraźnie różni się od bieżącego i jest to różnica na korzyść Ministerstwa Finansów:



Średni kurs euro w NBP dzisiaj to 4,2555, tymczasem kurs średnioroczny jak do tej pory to 4,1641. Czyli różnica wynosi ponad 9 groszy. Zadłużenie Polski denominowane w walutach obcych na koniec pierwszego kwartału wynosiło 253 mld PLN.



Upraszczając, że całe zadłużenie zagraniczne jest w euro i przeliczając tę sumę przez kurs euro z 31 marca wychodzi nam kwota 60,564 mld EUR.

Te 60,564 mld EUR wg kursu dzisiejszego z NBP to 257,73 mld PLN, a wg kursu średniorocznego to 252,19 mld PLN. Na dzisiaj więc korzyść (na razie tylko teoretyczna, bo praktyczna będzie dopiero 31 grudnia) wynosi 257,73 - 252,19 = 5,54 mld PLN.

Dług publiczny na koniec I kwartału był na poziomie 869,94 mld PLN, czyli 54,27% PKB. Do progu 55% PKB zabrakło 11,69 mld PLN. "Zaoszczędzona" dzięki kursowi średniorocznemu kwota 5,54 mld PLN to blisko połowa dystansu między obecnym poziomem długu, a barierą 55% PKB. Czyli moim zdaniem to kwota istotna.

Kurs średnioroczny ma to do siebie, że im bliżej końca roku tym mniej będzie się zmieniać. Dość silny złoty z pierwszych kilku miesięcy roku powoduje, że nawet gdyby od dziś do końca roku kurs euro codziennie był na poziomie dzisiejszym, czyli 4,25, to kurs średnioroczny 31 grudnia i tak nie przekroczy 4,22. Jeśli do końca roku nie pojawi się jakieś ożywienie, albo chociaż inflacja zwiekszająca nominalnie wpływy z VAT, to być może na koniec roku przed przekroczeniem bariery 55% PKB uratuje nas możliwość przeliczenia długu publicznego wg kursu średniorocznego.

Niebezpieczne związki: deflacja i dług publiczny



Wraca polski problem z długiem publicznym. PKB rośnie tak wolno, że relacja długu do PKB znów może przez to podejść pod 55%.

Wg GUS PKB urósł w I kwartale o 0,5% rok do roku. Urósł o tyle realnie. Nominalnie wynosi teraz 1602 mld PLN. Na koniec 2012 PKB wynosił 1595 mld PLN. Czyli w pierwszym kwartale roczny PKB nominalnie wzrósł o 7 mld PLN. Zaledwie o 7 mld. To oznacza, że znów będzie nam rosła relacja długu publicznego do PKB. Ta relacja to równoległy wyścig zadłużenia i PKB nominalnego właśnie. W czwartym kwartale 2012 PKB urosło nominalnie tylko o 9 mld PLN, a dług urósł wtedy o niecałe 5 mld PLN, więc wszystko było okej. Teraz wszystko wskazuje na to, że dług znów rośnie znacznie szybciej niż nominalne PKB.



Oficjalnych danych o długu publicznym na koniec I kwartału jeszcze nie ma, ale są już dane o zadłużeniu Skarbu Państwa, a to jakieś 95%-96% całego długu publicznego. Dług Skarbu Państwa urósł w pierwszym kwartale o 31,9 mld PLN. Samorządy miały pierwszy kwartał z nadwyżką, ale MF owyraźniejszym spadku zadłużenia w samorządach nie pisze nic, więc zakładam, że tam się nic nie zmienia. Jeśli założymy, że dług publiczny urósł w Q1 o tyle samo, co dług Skarbu Państwa, to wyjdzie nam, że wynosi on już 872,4 mld PLN. A to daje 54,4% PKB. To spory wzrost z poziomu 52,7% notowanego na koniec 2012.

Ale proszę nie panikować, są okoliczności łagodzące


Faktycznie PKB i w 2009 i w 2010 nominalnie rósł najsłabiej w pierwszych kwartałach, potem już było lepiej. W 2011 tylko Q3 był minimalnie słabszy od Q1. Natomiast dług publiczny w 2009 i 2011 w pierwszych kwartałach przyrastał zdecydowanie najszybciej. Ale w 2010 i 2012 wyglądało to inaczej. Tutaj reguła sezonowości jest więc mniej oczywista, ale trzeba pamiętać o tym, że MF w pierwszym kwartale tego roku sfinansowało ponad połowę całorocznym potrzeb finansowych (a do końca maja 80%), można więc zakładać, że przyrost długu w kolejnych kwartałach będzie mniejszy, a może nawet nie będzie go wcale.

To w czym problem ? Bardziej w tempie wzrostu nominalnego PKB. Jeśli zupełnie przestanie rosnąć , albo wręcz zacznie trochę spadać, to nawet przy stabilnym poziomie długu relacja dług/PKB będzie nadal rosnąć. Czy nominalny PKB może przestać rosnąć, jeśli wszyscy zapowiadają wzrost całoroczny o mniej więcej 1% ? Może. 1% PKB ma rosnąć realnie. Wystarczy 2% deflacji i będzie to oznaczać spadek nominalnego PKB o 1%. Czy 2% deflacji jest do pomyślenia ? Moim zdaniem jest, bo w przypadku PKB nie chodzi tylko o ceny towarów konsumpcyjnych (tu 2% deflacji jest nie do pomyślenia). Do PKB wchodzą też ceny w inwestycjach, w eksporcie, imporcie, a tu już może być różnie.

Weźmy chociażby dzisiejsze dane GUS o PKB za pierwszy kwartał. Inwestycje spadły o 2%. To ujęcie realne. Jeśli przeliczymy wartości nominalne, to wychodzi, że inwestycje spadły o 3,6%. Tu więc deflacja przekracza już 1,5%.



Obstawiam, że tym razem ponownie, tak samo jak w 2011, uda się pozostać z długiem poniżej 55% PKB, ale byłbym tego pewien znacznie bardziej, gdyby w końcu pojawiła się w gospodarce jakaś inflacja. Przy deflacji utrzymanie długu publicznego na obecnym poziomie będzie trudne.  

Główny argument przeciw wchodzeniu do strefy euro

Ten wykres:



z tego artykułu pokazuje to, o czym spora część ekonomistów już wie, chociaż równie wielu nie chce tego przyjąć do wiadomości. Zaciskanie pasa w krajach nadmiernie zadłużonych prowadzi do pogorszenia, a nie polepszenia sytuacji. Istnieje dość popularna teoria (a nawet niestety praktyka), że kiedy w danym państwie wskaźnik długu publicznego do PKB urośnie za bardzo wtedy trzeba oszczędzać, żeby zmniejszyć dług i sprowadzić wskaźnik dług/PKB do bardziej bezpiecznego poziomu. Okazuje się jednak, że im większa skala oszczędności zarządzonych w państwie, tym większy wzrost wskaźnika długu publicznego do PKB. Wzrost, a nie spadek. Dzieje się tak dlatego, że działania mające na celu zmniejszenie długu jednocześnie wywołują także spadek PKB czyli recesję. Niestety wszystkie przykłady ze strefy euro z ostatnich lat pokazują, że PKB w krajach poddanych kuracji oszczędnościowej spada szybciej niż dług. W efekcie wskaźnik dług/PKB rośnie zamiast spadać.



We wszystkich krajach strefy euro dotkniętych kryzysem problem zaczął się od popłochu na rynku i wyprzedaży obligacji (ucieczka od ryzyka w czasach kryzysu finansowego wywołanego zupełnie czymś innym zupełnie gdzie indziej). Szybki wzrost rentowności powodował, że kraje traciły możliwość rolowania długu, co powodowało zagrożenie utratą płynności i bankructwem kraju. Szybkie i nagłe oszczędności stawały się wtedy koniecznością, a także przymusem narzucanym przez Unię i MFW. Gospodarki tych państw byłyby w znacznie lepszej sytuacji gdyby zamiast zmniejszać dług, państwa te skupiły się na przywracaniu zaufania rynków finansowych i działaniu na rzecz wzrostu gospodarczego. Czyli gdyby w ułamku dług/PKB zajęły się zwiększaniem mianownika zamiast zmniejszaniem licznika.

Co ciekawe we wszystkich tych państwach (Grecja, Włochy, Hiszpania, Portugalia, Irlandia) rentowność obligacji wyraźnie poszła w dół w drugiej połowie 2012. Pomimo tego, że dług do PKB cały czas im rośnie i ciągle mają recesję. Poprawa była efektem wyłącznie jednego wydarzenia. Deklaracji Europejskiego Banku Centralnego, że w razie czego wykupi ich obligacje z rynku. Oczywiście do żadnego wykupu nie doszło, bo wystarczyła sama zapowiedź oznaczająca, że pieniądze inwestorów są bezpieczne. Oczywiście w krajach tych i tak jest recesja, bo wcześniej rządy zdążyły wprowadzić programy oszczędnościowe. Ale cała ta historia pokazuje, że aby zachować stabilność na rynku finansowym i uniknąć kryzysu warto mieć bank centralny, który daje wyraźny sygnał, że jest gotów interweniować, czyli w razie czego dodrukować tyle ile trzeba. Oczywiście, aby tak się stało konieczne jest posiadanie swojego własnego banku centralnego. Europejski Bank Centralny zrobił co trzeba, ale jakieś 2 lata za późno. Hiszpanie, Włosi, Portugalczycy będą za to jeszcze długo płacić. Bo nie mają swojego własnego banku centralnego. Dla mnie to główny powód dla którego Polska nie powinna wchodzić do strefy euro.

Po co rządy emitują dług ?



Jeśli zadamy sobie jedno proste pytanie: po co rządy emitują dług ? to odpowiedź jest bardzo prosta. Po to, żeby finansować deficyt budżetowy. Wydaje się jednak, ze to nie zawsze prawda. To znaczy oczywiście zawsze to się wiąże z finansowaniem deficytu, ale czasami to cel drugoplanowy, a tak naprawdę chodzi o coś innego.

Edward Gierek. Ikona długu.

Dziś setna rocznica urodzin Edwarda Gierka. Faceta, który tak zadłużył Polskę, że aż zbankrutowała. Tak się powszechnie uważa. Chciałem temat dogłębnie przeanalizować, posprawdzać ile dokładnie pożyczyno, kiedy, na ile itd, bo zapewne rzeczywistość także w tym przypadku nie jest tak banalnie prosta jak opinia dominująca. Niestety nigdzie w internecie nie znalazłem na ten temat niczego naprawdę konkretnego. Same tylko wtórne dziennikarskie opisy, żadnych źródeł, czy dokumentów.  

Ale znalazłem jedną rzecz, którą moim zdaniem warto poznać. To telegram amerykańskiego sekretarza stanu Rogersa po spotkaniu z polskim ministrem spraw zagranicznych, Stefanem Jędrychowskim.



Jak widać mamy tu wyraźną zapowiedź ze strony polskiej zwiększenia inwestycji od 1971. Mówi się nawet o wydatkach rzędu 35 mld USD do 1975. Chodzi oczywiście o zakupy na kredyt, o czym świadczy także to, że Jędrychowski trochę skarży się na warunki kredytowania w USA. Czyli mamy tu wyraźną deklarację uruchomienia tego procesu, który najbardziej kojarzy nam się z Gierkiem.
Najciekawsze w tym jest to, że to rozmowa z września 1969. Ponad rok przed Gierkiem. To jeszcze rząd Cyrankiewicza, który dopiero w grudniu 1970 zostanie zastąpiony na stanowisku premiera Jaroszewiczem. Wymieniony w dokumencie szef MSZ Jędrychowski, w rządzie Jaroszewicza zostanie ministrem... finansów :)

Pomysł odpalenia w Polsce ogromnych inwestycji na kredyt istniał więc na długo przed Gierkiem.

No i jeszcze jedna sprawa, o której warto pamiętać. Długi "gierkowskie" w ogromnej większości miały oprocentownie zmienne, czyli odsetki od nich były zależne od tego jaki mamy poziom stóp procentowych. Chodzi oczywiście nie o stopy w komunistycznej Polsce, tylko w USA, bo kredyty były w USD. A rynkowe stopy w USA wyglądały tak:


Korelacja pomiędzy momentem upadku Gierka, a poziomem stóp w USA wydaje się dość oczywista. Zresztą w 1981 niewypłacalność na świecie poza Polską ogłosiły też Rumunia, Peru, Kostaryka, Salwador i Honduras, a pod koniec lat 70-tych Boliwia, Tunezja i Turcja. Nie sprawdzałem wszystkich tych przypadków, ale zapewne przyczyna wszędzie była związana z ceną pieniądza w USA. 

Kto wie, może gdyby stopy w USA nie rosły, to Gierek jakoś tam dałby radę te długi dalej obsługiwać i zachował władzę. Może wtedy nie byłoby stanu wojennego, ani Solidarności. To już political fiction, ale myślę, że  tezę o tym, że Solidarność powstała dzięki wysokiej inflacji w USA da się jakoś obronić :)

Polska miała 76,7 mld PLN deficytu w 2011

76,68 mld PLN -  tyle wyniósł prawdziwy deficyt w finansach publicznych Polski w 2011. To 5% PKB. GUS podał dziś dane, które porządkują obraz sytuacji finansowej kraju w ciągu ostatnich czterech lat. Nie ma tu ani słowa o tak zwanym deficycie budżetowym, który kiedyś był w miarę przybliżoną miarą prawdziwego deficytu, ale odkąd ministrem finansów jest J.Rostowski jest zupełnie nieistotną informacją.

Rządowe Centrum Legislacji broni progów ostrożnościowych

Progi ostrożnościowe ciągle w Polsce istnieją i nie pozwalają rządowi zadłużać państwa ponad pewne poziomy ( w domyśle nie pozwalają zadłużać nadmiernie ). Ale od pewnego czasu istnieje pomysł, aby progi obejść. To znaczy zmienić na tyle sposób liczenia długu publiczego, aby progi stały się bezużyteczne. I to wcale nie jest moja opinia. To opinia Rządowego Centrum Legislacji:



W takiej sytuacji wypada wyrazić mi satysfakcję, że Rządowe Centrum Legislacji dostrzega to, co sam dostrzegłem ponad 2 miesiące temu i chyba mam prawo teraz napisać: a nie mówiłem ?

Żegnajcie, progi ostrożnościowe

W  1981 roku w Europie niewypłacalność ogłosiły dwa państwa: Polska i Rumunia. W latach 1981 – 1989 oba państwa przyjęły różne strategie finansowe. Polska kombinowała, wymyślała jakieś pseudoreformy gospodarcze,  przelewała z pustego w próżne, aż w końcu, kiedy już Reagan zadusił ZSRR niską ceną ropy, postanowiła zmienić system na normalny. Rumunia za to postanowiła już nigdy więcej nie zadłużać się u zachodnich kapitalistów i zredukować dług do zera. W efekcie obywatele rumuńscy mieli np. prąd co drugi dzień i całą masę różnych innych „udogodnień”. Ale faktycznie Rumunia dług sobie zlikwidowała. Koszt tego posunięcia był taki, że przy pierwszej nadarzającej się okazji, w 1989 naród przywódce Rumunii zastrzelił. Mniej radykalny finansowo przywódca Polski został tymczasem prezydentem. Nauczka z tego taka: przesadna walka z długiem może cię zabić.

PKB rośnie szybciej niż dług publiczny

Kolejne dane o polskiej gospodarce i kolejna pozytywna niespodzianka. PKB w trzecim kwartale urosło o 4,2% - wyraźnie powyżej oczekiwań ( oczekiwano wzrostu o 4% ). Co ciekawe tym razem taki wzrost udało się osiągnąć bez dodatkowego wsparcia ze strony wydatków rządowych. Przekrój przez strukturę PKB zrobiony przez GUS pokazuje, że tak zwane spożycie zbiorowe, czyli wydatki instytucji rządowych i samorządowych spada. Ale oczywiście pamiętamy, że polskie perpetuum mobile ma kilka silników i tym razem ten rządowy mógł sobie odpocząć, bo pozostałe działały świetnie




Najważniejsza znów była nasza prywatna konsumpcja, ale jej wkład (1,8%) był najsłabszy od początku 2010 roku. Ale to nic, bo jak to zwykle u nas bywa w sytuacji słabnięcia jednego motoru natychmiast uruchamiają się inne. Inwestycje dały aż 1,6%, czyli najwięcej od końca 2008. Do tego widać, że coraz ważniejszy znów staje się eksport netto ( różnica między zmianą eksportu a zmianą importu ). 1% z tej strony to najwięcej od końca 2009. To oczywiście efekt słabego złotego. Ten sam kryzys, który obniża nam nieco nastroje przez konsumpcja rośnie wolniej, jednocześnie podkręca nam eksport, korzystający ze słabego złotego ( jak wspaniale mieć walutę inną niż euro :) )

 Rządowe wydatki na minusie też są bardzo ciekawe. To pierwszy taki przypadek w ciągu ostatnich czterech lat. To oczywiście efekt ruchów oszczędnościowych, które jak widać w tych danych zaczynają przynosić efekty. Widać to też w relacji długu publicznego do PKB.

Polskie roczne PKB po trzecim kwartale wynosi  1491,128 mld PLN. Po drugim kwartale to było 1466,351 mld PLN, czyli roczny PKB wzrósł o 24,78 mld PLN. Dług publiczny w tym samym czasie wzrósł tylko o 10,29 mld PLN. Kiedy dług rośnie wolniej niż PKB, to relacja dług publiczny / PKB spada : po drugim kwartale to było 53,73%, po trzecim kwartale jest 53,53%. 


Co ciekawe relacja długu do PKB spada już drugi kwartał z rzędu, a takiej sytuacji w Polsce nie było od trzech lat. 

Europejska lista długów i deficytów

Unia Europejska opublikowała dziś zbiorczy dokument o poziomach deficytów i długów publicznych w państwach UE. Dane są za 2010. Można sobie sprawdzić, które państwa spełniają kryteria wejścia do strefy euro, a które nie. Tych kryteriów jest oczywiście więcej, a żeby wejść do strefy euro trzeba spełniac je wszystkie jednocześnie. Tutaj mamy tylko dwa z nich, ale za to obecnie chyba te najbardziej na czasie  : relację deficytu sektora finansów publicznych do PKB ( powinno być nie więcej niż 3% ) i relację długu publicznego do PKB ( powinno być nie więcej niż 60% )

Obydwa kryteria spełnia pięć państw :

- Dania ( -2,6% i 43,7% )
- Estonia ( 0,2% nadwyżka i 6,7% długu ) - szokujące dane !
- Finlandia ( -2,5% i 48,3%)
- Luksemburg ( -1,1% i 19,1% )
- Szwecja ( 0,2% nadwyżka, 39,7% )

Jest 8 państw, które spełniają kryterium długu publicznego, ale nie spełniają kryterium deficytu:
- Bułgaria, Rumunia, Czechy, Litwa, Słowenia, Słowacja, Łotwa, Polska

Pozostałych 14 państw Unii Europejskiej nie spełnia żadnego kryterium. Wśród nich 12 mimo to należy do strefy euro ( a poza strefą są Wielka Brytania i Węgry )

Oczywiście sama Strefa Euro liczona jako całość też nie spełnia warunków wejścia do Strefy Euro: ma 6,2% deficytu do PKB i 85,4% długu publicznego do PKB.

Można też zrobić ranking państw w zależności od tego jak spełniają kryteria deficytu i długu.


Polska w tym zestawieniu wygląda słabiutko. To dane za 2010. Może w rankingu za 2011 będzie nieco lepiej.

Jak to liczyłem ? Jeśli np. Belgia ma 4,6% deficyt i 96,2% długu to mierze o ile jeden i drugi wskaźnik przekraczają limit ( czyli takie działanie: 4,6/3 + 96,2/60 ). Wychodzi 2,97. Potem dziele to przez dwa, żeby wyciągnąć średnią z dwóch odchyleń od dwóch wskaźników i wychodzi 1,49. Czyli Belgia uśredniając przekracza limity z Maastricht o 1,49 ( inaczej można powiedzieć, że o 49% ). Państwa, które mają wskaźnik poniżej 1 są okej ( ale średnio, to nie znaczy, że spełniają obydwa kryteria, mogą tak jak Bułgaria jednego minimalnie nie spełniać, a drugie za to spełniać z dużym naddatkiem i wtedy średnia i tak wychodzi poniżej 1 ). Najgorsza Irlandia w 2010 przekroczyła kryteria deficytu i długu sześciokrotnie.

Im droższe euro, tym większy problem w 2012


To przy jakim kursie euro dług publiczny przekracza 55% jest moim zdaniem dzisiaj po pierwsze trudne do przewidzenia ( bo w równaniu jest bardzo wiele niewiadomych) a do tego nie jest to istotne, bo kluczowy jest kurs 31 grudnia, który dziś jest nie do przewidzenia. Ale problem istnieje i to duży. W 2012 rząd musi wykupić albo zrolować obligacje za prawie 120 mld PLN i do tego sfinansować deficyt finansów publicznych pewnie gdzieś w okolicach 50 mld PLN. To razem 170 mld PLN. Średnio 3,27 mld PLN tygodniowo. Trochę gęsto. Dlatego ministerstwo finansów jak do tej pory bardzo rozsądnie zakładało, że zacznie zbierać te pieniądze na rynku już w tym roku, na zapas. Ale takie zbieranie oczywiście na bieżąco podnosi poziom długu. Przy obecnych kursach EUR i USD takie działanie byłoby więc bardzo brawurowe i ryzykowne. Możliwe więc, ze w tym roku uda się uniknąć długu na poziomie 55% PKB, ale wraz ze wzrostem kursów EUR i USD szybko rośnie prawdopodobieństwo problemów z finansowaniem budżetu w 2012.   

A teraz dla zainteresowanych wyliczenie ( w kilku wariantach ) kursu euro, przy którym wpadamy w 55% :)

Minister Rostowski powiedział ostatnio, że PKB Polski wzrośnie w tym roku o 8% nominalnie. Osobiście uważam to za bardzo wątpliwe, ale niech będzie. Po wzroście o 8% PKB na koniec roku sięgnie 1528,616 mld PLN ( na koniec 2010 wynosił 1415,385 mld PLN ). A 55% od tego to 840,74 mld PLN.


Dług publiczny poza Skarbem Państwa ( samorządy, NFZ, ZUS itd ) na koniec pierwszego kwartału wynosił 46 mld PLN. Przyjmijmy bardzo łagodne założenie, że to się nie zmieni do końca roku. To oznacza, że dług Skarbu Państwa na koniec roku nie może być większy niż 794,74 mld PLN ( 840,74 – 46 ).

Na te 749,69 mld PLN na koniec lipca 71,6% to dług w PLN,19,8% jest w EUR, 4,1% w USD, a 4,5% w innych walutach ( pewnie CHF i JPY ) 

Czyli na koniec lipca dług Skarbu Państwa w rozbiciu na waluty wynosi :
- 536,778 mld PLN w złotym
- 148,439 mld PLN w euro
- 30,737 mld PLN w dolarze
- 33,736 mld PLN w innych walutach

Waluty „inne” pomijam, bo nie wiem jakie to waluty. USD i EUR przeliczam po kursie średnim w NBP na koniec lipca ( 4,0125 za EUR i 2,8109 za USD ) Wychodzi nam taka struktura długu :
- 536,778 mld PLN
- 36,994 mld EUR
- 10,935 mld USD

Aby osiągnąć 55% PKB dług SP ma wzrosnąć do końca roku do 794,74 mld PLN, czyli o 45,05 mld PLN w stosunku do tego ile było na koniec lipca. Jeśli miałoby to się stać tylko przez osłabienie PLN to dług w walutach obcych powinien wzrosnąć o 21,16% i wyglądać tak:
- 179,847 mld PLN w EUR
- 37,241 mld PLN w USD
- 40,874 mld PLN w innych walutach.

Zakładając, ze do końca roku nie zmienia się poziom zadłużenia w walutach, 55% dług osiąga przy następujących kursach :

EUR:  179,847 / 36,994 = 4,86 PLN
USD: 37,241 / 10,935 = 3,41 PLN

Czyli do progu brakuje nam jeszcze osłabienia PLN o kolejne 7%. Ale to pod warunkiem, że do końca roku nie zmienia się ani zadłużenie samorządów, ani Skarbu Państwa.

Gdyby jednak przyjąć, ze dług samorządów wzrośnie do końca roku o 10 mld PLN ( uważam, ze to bardzo realne ), to kursy graniczne dla EUR i USD automatycznie schodzą w dół do 4,67 PLN za euro i 3,27 PLN za dolara.

A gdyby przyjąć, że dług samorządów wzrośnie o 10 mld a do tego minister Rostowski przesadza z tym 8% nominalnie i PKB nominalnie wzrośnie na przykład o 6,5%, to wtedy już poziom 55% obniża nam się do 829,06 mld PLN. A dopuszczalny poziom długu Skarbu Państwa spada do 773,06 mld PLN. Czyli w zapasie w stosunku do tego co było na koniec lipca pozostaje tylko 23,37 mld PLN. To oznacza, że przy tych założeniach poziomy graniczne to 4,45 PLN za euro i 3,12 PLN za dolara. Ojej, tyle to już było dzisiaj...