Pokazywanie postów oznaczonych etykietą EUR/PLN. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą EUR/PLN. Pokaż wszystkie posty

Im słabszy złoty, tym ważniejszy kurs średnioroczny

Im złoty słabszy tym lepiej widać, jakim cwanym pomysłem było wprowadzenie możliwości przeliczania zagranicznej części długu publicznego po kursie średniorocznym, a nie po kursie z 31 grudnia. Oczywiście dziś nikt nie wie jaki kurs EURPLN będzie 31 grudnia, ale już dzisiaj - prawie w połowie roku - kurs średnioroczny bardzo wyraźnie różni się od bieżącego i jest to różnica na korzyść Ministerstwa Finansów:



Średni kurs euro w NBP dzisiaj to 4,2555, tymczasem kurs średnioroczny jak do tej pory to 4,1641. Czyli różnica wynosi ponad 9 groszy. Zadłużenie Polski denominowane w walutach obcych na koniec pierwszego kwartału wynosiło 253 mld PLN.



Upraszczając, że całe zadłużenie zagraniczne jest w euro i przeliczając tę sumę przez kurs euro z 31 marca wychodzi nam kwota 60,564 mld EUR.

Te 60,564 mld EUR wg kursu dzisiejszego z NBP to 257,73 mld PLN, a wg kursu średniorocznego to 252,19 mld PLN. Na dzisiaj więc korzyść (na razie tylko teoretyczna, bo praktyczna będzie dopiero 31 grudnia) wynosi 257,73 - 252,19 = 5,54 mld PLN.

Dług publiczny na koniec I kwartału był na poziomie 869,94 mld PLN, czyli 54,27% PKB. Do progu 55% PKB zabrakło 11,69 mld PLN. "Zaoszczędzona" dzięki kursowi średniorocznemu kwota 5,54 mld PLN to blisko połowa dystansu między obecnym poziomem długu, a barierą 55% PKB. Czyli moim zdaniem to kwota istotna.

Kurs średnioroczny ma to do siebie, że im bliżej końca roku tym mniej będzie się zmieniać. Dość silny złoty z pierwszych kilku miesięcy roku powoduje, że nawet gdyby od dziś do końca roku kurs euro codziennie był na poziomie dzisiejszym, czyli 4,25, to kurs średnioroczny 31 grudnia i tak nie przekroczy 4,22. Jeśli do końca roku nie pojawi się jakieś ożywienie, albo chociaż inflacja zwiekszająca nominalnie wpływy z VAT, to być może na koniec roku przed przekroczeniem bariery 55% PKB uratuje nas możliwość przeliczenia długu publicznego wg kursu średniorocznego.

Tak naprawdę Polska spełnia kryterium walutowe


Polska aby wejść do strefy euro musi spełnić kilka kryteriów zawartych w Traktacie z Maastricht. Musi mieć na odpowiednim poziomie inflację, deficyt sektora finansów publicznych i dług publiczny, a także musi wykazać się stabilnością swojej waluty w okresie dwuletnim, poprzedzającym wejście do strefy.

Polska obecnie oficjalnie nie spełnia żadnego kryterium. Ale gdyby się przyjrzeć dokładniej, to kryterium dotyczące stabilności kursu walutowego tak właściwie spełniamy. Kryterium to mówi, że najpierw ustalamy na sztywno jakiś kurs w stosunku do euro, a potem przez dwa lata cena euro może się odchylać od tego kursu maksymalnie o 15% w górę, albo w dół.

Tak wygląda wykres euro do złotego za ostatnie 6 lat:



Osłabienie złotego pod koniec 2008 spowodowało ruch euro w górę o ponad 50% - to z pewnością byłoby złamanie kryterium stabilności cen. Ale od tamtej pory ze złotym nie dzieje się nic nadzwyczajnego. Poziom maksymalny z lutego 2009 to 4,92, jak od tego odejmiemy dopuszczalne 15% to wychodzi nam środek przedziału wahań na poziomie 4,28 PLN. Od tego 15% w dół to 3,64 PLN - to dolna granica dopuszczalnych wahań. Euro w okresie od 2009 do dziś najmniej kosztowało 3,77 PLN - w grudniu 2010.

Czyli Polska waluta od czterech lat jest w przedziale nieprzekraczającym 15-procentowych odchyleń od poziomu 4,28 PLN. Tyle, że nikt nigdy nie ogłosił, że oficjalnie wchodzimy do ERM2 z tym właśnie kursem.

Oczywiście, to że jedno z kryteriów faktycznie spełniamy od czterech lat w niczym nie przybliża mnie do poglądu, że Polska powinna wchodzić do strefy euro rezygnując z własnej polityki monetarnej.

300 mld PLN czyli porażka rządu

Kończąc już z tematem środków unijnych na lata 2014-2020, zastanawia mnie szczególnie jedna sprawa. Dlaczego premier te pieniądze przeliczył z euro na złote po kursie bieżącym ? Przecież kurs bieżący ciągle się zmienia. Teraz na przykład (godzina 10:17) wynosi 4,1464. Wg tego kursu wartość środków z funduszy spójności jest już o 1 mld PLN mniejsza niż w piątek. Liczenie unijnych wpływów wg kursu bieżącego jest więc kompletnie bez sensu.

Zresztą zastanawia to nie tylko mnie. Bank BRE w swoim codziennym newsletterze pisze tak:


Przeliczanie unijnych środków po kursie bieżącym jest dziwne także dlatego, że rząd wyprodukował i produkuje nadal całą masę prognoz gospodarczych, w których są też zawarte prognozy walutowe. Na przykład w programie konwergencji, który musimy produkować co rok na zyczenie Brukseli jest taka tabelka:



Jak widać, rząd zakłada, że w latach wydawania pieniędzy, które właśnie załatwiono będziemy wyraźnie poniżej poziomu 4 PLN za euro. Nawet na rok 2013 średni kurs jest założony na poziomie 3,95 PLN. Nigdzie tu nie ma kursu z okolic 4,16 PLN, który podstawiony do wzoru daje 303 mld PLN z funduszy spójności. A gdyby środki unijne przeliczyć wg średniego kursu założonego na 2015 - czyli 3,62 PLN za euro, to wychodzi nam nie 303 mld PLN, tylko 264 mld PLN.

Nawet w naszym wewnętrznym, krajowym dokumencie, jakim jest budżet państwa, kurs euro na ten rok wynosi 4,05 PLN.



Wg kursu z budżetu rząd wywalczył z funduszy spójności tylko 295 mld PLN. Mniej niż 300. Mniej niż obiecywał jako minimum.Na marginesie sam fakt, że na 2013 program konwergencji zakłada 3,95 PLN, a budżet 4,05 PLN pokazuje, że prognozy dość szybko się zmieniają. A skoro tak, to są raczej nic nie warte. Robi się je, bo tak trzeba i tyle. Równie dobrze możnaby zapewne je losować. Zwłaszcza jeśli chodzi o prognozy kursu walutowego na wolnym rynku. Takie podejście usprawiedliwiałoby przeliczenie środków unijnych po takim kursie jaki w danym momencie jest, bo to jedyny pewny kurs. Ale skoro tak, to fajnie byłoby gdyby rząd przyznał, że robi to w ten sposób, bo wszystkie jego i innych prognozy są nic nie warte. Byłoby to odważne, ale szczere :)

Z mojego punktu widzenia nie ma różnicy czy dostaliśmy 303 mld, czy 250, czy 290 mld. Podejrzewam, że i tak nie uda się tego wszystkiego wydać w sposób sensowny. W Europie są przykłady udowadniające, że myślenie "im więcej kasy tym lepiej dla państwa" jest błędne. Mniej pieniędzy z Unii nie stanowi więc dla mnie żadnego dramatu, ani porażki. Porażkę stanowi dla mnie dość marnej jakości manipulacja informacją. Albo inaczej mówiąc: dezinformacja.

No chyba, że rząd teraz już zakłada, że nam kurs euro do złotego nie będzie spadać poniżej 4,16. Jeśli tak, to jest to bardzo ważna informacja dla rynków i dla gospodarki. Jak premier przyjedzie do Was z wizytą autobusem, to proszę się go o to zapytać.


EUR/PLN w stronę 3,82

Złoty po kilku dniach wahania dziś w końcu dał jednoznaczny sygnał - będzie dalej sie umacniać.


Ostatnie fale umacniające złotego do euro miały długośc około 40 groszy (styczeń - marzec 2012 z 4,52 do 4,08 i czerwiec - sierpień 2012 z 4,43 do 4,03). Obecna fala rozpoczęła się od szczytu 4,19 z 13 listopada. Czyli gdyby miała być podobna do poprzednich, to powinna nas doprowadzić do okolic 3,79. Na 3,82 mamy silne wsparcie - są tam dwa dołki - z kwietnia 2010 i stycznia 2011. Myślę, że to ambitny, ale też możliwy do osiągnięcia cel dla rynku.

Falę umacniania się złotego potwierdza też sytuacja na dolarze. Tutaj wyłamanie się poniżej dotychczasowej linii wsparcia nastąpiło już parę dni temu


Jeśli EURPLN dojdzie do 3,82, a EURUSD w tym samym czasie dobije do 1,35, co jest moim zdaniem zupełnie możliwe, to wychodziłoby z prostego równiania, że dolar powinien nam spaść do 2,83 PLN. Czemu nie, czemu nie.

Jaki piękny grudzień

2012 kończy się na polskim rynku doniośle. WIG20 jest o krok od przebicia pięcioletniej linii bessy:



WIG już tę linie przebił. Czyli niby na szerokim rynku jest hossa.


A dodatkowo, trochę z innej beczki, ale tylko trochę innej: EURPLN wygląda tak, jakby dzisiaj rozpoczął podróż do mniej więcej, tak gdzieś około 3,90 PLN


Na tradycyjne pytanie: "dlaczego tak się dzieje", odpowiadam tradycyjnym " a co to za różnica".

NBP nie chce osłabienia złotego

Prezes NBP Marek Belka powiedział dziś jedno ważne zdanie :


Moim zdaniem to wskazanie, że polska gospodarka ze spowolnienia 2012-2013 ma wychodzić zupełnie inaczej niż w 2009. Wtedy kluczowe było osłabienie złotego, euro prawie po 5 PLN, co pomagało eksportowi, a eksport z koleu utrzymał nam PKB powyżej zera. Teraz szef NBP nie chce słabszego złotego, a sam eksport nie stanowi dla niego klucza do sukcesu. Ciekawe dlaczego ?

Prezes Belka wspomina o złych stronach słabszego złotego. Na przykład o tym, że wzrosłyby raty kredytów w walutach obcych, przez co ci zadłużeni mieliby mniej pieniędzy na wydatki po spłaceniu raty. Czyli prezes wskazuje na ryzyko przygaszenia konsumpcji. Ale moim zdaniem są też inne czynniki.

Przy słabszym złotym portfel kredytowy w bankach automatycznie się powiększa, bo rośnie dług zaciągnięty w walutach obcych przeliczany na PLN. Jeśli portfel kredytowy w bankac wzrośnie tylko przez słabszego złotego, to nie będą one mogły dalej go zwiększać udzielając kolejnych kredytów. Czyli słaby złoty źle wpłynie na akcje kredytową, czyli na potencjalne inwestycje, a także na konsumpcję. Natomiast jeśli NBP obawia się tego, że banki w 2013 będą musiały zwiększać odpisy na utracone kredyty, bo ich spłacalność zacznie się psuć (więcej bezrobotnych, krach w budowlance), to takie puchnięcie portfeli przez słabego złotego będzie ostatnią rzeczą, jaka będzie im potrzebna. W scenariuszu pesymistycznym wręcz może nas przybliżyć do kryzysu w sektorze bankowym, a tego z pewnością nikt nie chce.

No i do tego inflacja. Słaby złoty to natychmiast wyższe ceny paliw i całej masy innych towarów importowanych. Dopuszczenie do osłabienia złotego stawiałoby więc pod znakiem zapytania długość i głębokość cyklu obniżek stóp procentowych. Jeśli NBP chce pobudzać gospodarkę tanim dostępem do pieniądza, to obniżek musi być sporo, a więc inflacja musi spadać. A do tego bardzo przyda się złoty mocny, a nie słaby. Dlatego tym razem z kryzysu nie będziemy wychodzić osłabiając walutę. 

Polski sierpień ?

Moda na Polskę trwa. Najnowszy przejaw mody ? Notowania CDSów, czyli kosztu ubezpieczenia przed bankructwem emitenta. W tym przypadku koszt ubezpieczenia przed bankructwem Polski. Właśnie wyłamał się z trendu trwającego od 2008.

Euro poniżej 4 PLN i CHF poniżej 3 PLN ? Czemu nie.

Ciekawe rzeczy dzieją się ze złotym:


Kurs EUR/PLN właśnie przebija się w dół przez linię hossy. Podobnie wygląda wykres na CHF/PLN:


 Oczywiście od dołka w 2008 podobne linie można było rysować już wcześniej i były one przebijane wielokrotnie (zwłaszcza w przypadku EUR/PLN), po czym nic się nie działo. Ale wtedy złoty nie był w tak doskonałej formie jak ostatnio. Tym razem więc może to być istotny punkt zwrotny. Albo rysujemy kolejny ważny dołek i wracamy w stronę 4,50 (4,00 dla CHF), albo żegnamy się na znacznie dłużej z poziomami 4,10-4,20 i schodzimy poniżej 4,00 ( 3,00 dla CHF)

Forint, złoty dwa bratanki (nadal)

Złoty nam się pięknie umacnia od kilku dni. Zdążyłem w tym czasie przeczytać w paru miejscach opinie, że świat finansowy w końcu nauczył się odróżniać naszego, dobrego złotego od złego węgierskiego forinta.

17 stycznia 2012 - dzień lepszy od oczekiwań

Dziś się wydarzyło:

Złoty znów się umocnił. Kurs euro pierwszy raz od listopada zszedł poniżej 4,36 PLN.

W USA wyniki finansowe podały duże banki: Citigroup i Wells Fargo. Citi miał wyniki gorsze od oczekiwań ( tak właściwie można uznać, że fatalne) a Wells Fargo zgodne z oczekiwaniami. Po publikacji tych wyników nastroje na rynkach stopniowo się pogarszały, choć indeksy pozostały na plusach głównie dzięki porannym wiadomościom z Chin

W Chinach wzrost PKB w czwartym kwartale wyniósł 8,9%, czyli najmniej od 2009 roku, ale z drugiej strony oczekiwano wzrostu o 8,7%. Czyli jest to odczyt idealny, bo z jednej strony rynek nadal może mieć nadzieje na jakieś nadzwyczajne kroki ze strony chińskiego banku centralnego, a z drugiej strony wynik i tak jest lepszy od oczekiwań.

Komisja Europejska otworzyła wobec Węgier oficjalne postępowanie o naruszenie prawa unijnego.

Europejskie banki pobiły kolejny rekord wkładając na jednodniowy depozyt do ECB 501,93 mld EUR. Kwota pół biliona euro została przebita pierwszy raz w historii. Konkretnie te money ewidentnie not makes the world go round.

EFSF wyemitował bony skarbowe i nawet znalazł na nie kupców. Hiszpanii, Grecji i Belgii też aukcje bonów wyszły. Wszyscy kupują, żeby za miesiąc je zastawić w ECB i dostać gotówkę.

W Niemczech się poprawia. Indeks nastrojów gospodarczych ZEW w Niemczech wzrósł w styczniu do minus 21,6 punktu z  minus 53,8 punktu w grudniu. To największy skok w górę w historii wskaźnika ZEW, czyli od 1991 roku. Analitycy prognozowali, że  odczyt wyniesie minus 50 punktów. Z kolei w USA New York FED’s Empire State Index pokazujący aktywność gospodarczą w okręgu nowojorskim wzrósł z 8,2 w grudniu do 13,5. Oczekiwano 11 punktów, więc w Nowym Jorku też jest lepiej od oczekiwań.

Minister gospodarki Szwajcarii powiedział, że EUR/CHF powinien być w okolicach 1,35-1,40 (jest w okolicach 1,21)

W USA już po sesji giełdowej do dymisji podał się prezes Yahoo





Lektury dodatkowe:



W greckich negocjacjach kluczowe jest stanowisko funduszy hedgingowych

Unia zrobi z Węgier kozła ofiarnego

Rewelacyjny wzrost efektywności linii lotniczych pomimo wzrostu ceny paliwa

Optymistycznie o indeksie S&P500

Pesymistycznie o prezerwatywach w Polsce

IKEA powinna się podzielić na trzy osobne spółki

Gaz jest najtańszy od 10 lat przez ciepłą zimę (oczywiście nie w Polsce)

Piękny widok na Londyn :)

Dla złotego obecnie dolar jest ważniejszy niż euro

Przyzwyczailiśmy się już do tego, ze siłę złotego oceniamy głównie względem euro i że to co dzieje się na parach innych niż EUR/PLN (USD/PLN, CHF/PLN, GBP/PLN itd ) zależy w dużym stopniu od tego co się stało właśnie z EUR/PLN. Moim zdaniem w tej chwili tak nie jest.

Już wiem, dlaczego NBP nie interweniuje :)

NBP musiał wiedzieć ( banki centralne mogą wiedzieć więcej i szybciej niż inni ), że nie musi wydawać swoich dolarów na obronę złotego, bo będzie to robił za nas bank centralny Meksyku !

Niecałe dwie godziny temu bank centralny Meksyku poinformował, że będzie wydawać 400 mln USD dziennie każdego dnia, w którym ich peso będzie tracić na wartości więcej niż 2% w stosunku do dnia poprzedniego. To bardzo jasne postawienie sprawy, czyli stanowisko całkowicie przeciwne do tego zajmowanego przez NBP ( możemy interweniować, ale nie musimy, nie powiemy gdzie i kiedy oraz dlaczego, to się zawsze może zdarzyć, nie znacie dnia ani godziny ). Skoro to dwie przeciwstawne strategie, to jedna z nich powinna być skuteczna. Jeśli okaże się nią być strategia NBP, to sprawa jest prosta - PLN się umocni. Jeśli skuteczna okaże się strategia meksykańska, to umocni się meksykańskie peso. A meksykańskie peso jest historycznie dość mocno skorelowane z polskim złotym:


Jeśli więc to w Meksyku mają rację, a w Warszawie przy Świętokrzyskiej jej nie mają, to Meksykanie umacniając swoją walutę siłą rzeczy pośrednio powinni tez wpływać na umocnienie złotego :)  ( no chyba, że ten rozjazd pomiędzy dwiema walutami widoczny na samym końcu wykresu będzie narastał, ale po co kreslić czarne scenariusze :) )

Euro najdroższe od czerwca 2009


Nigdy nie zrozumiem, dlaczego NBP nie interweniował na rynku ani wczoraj ani dzisiaj. Moim zdaniem miał spore szanse na sukces. No ale trudno. Może nie chciał utwierdzać rynku w przekonaniu że broni ciągle tego samego poziomu 4,50 PLN. Tak czy inaczej teraz już sytuacja wygląda inaczej, czyli gorzej. Złoty przełamał wszystko co było do przełamania i ma otwartą drogę w stronę szczytu z 2009, czyli 4,93.



Pochód w stronę 4,93 oczywiście z pewnością nie będzie łatwy i jednostajny. Możliwe też, że wcale tam nie dotrzemy, a tendencja osłabiania złotego zatrzyma się wcześniej. Jest jeszcze na to szansa na parze USD/PLN. Tutaj mamy do przebicie jeszcze szczyt z czerwca 2010 – na poziomie 3,52. Być może tam złoty „zaparkuje” na nieco dłużej



Bardzo ważne będzie też to, co będzie się dziać na rynkach międzynarodowych, głównie na parze EUR/USD. Spadki tej pary sprzyjają osłabianiu się złotego. Gdyby udało się powstrzymać ruch w dół na EUR/USD wtedy łatwiej wygasłby też trend osłabiania się PLN. EUR/USD ostatnio szedł wyraźnie w dół i zbliżył się do paru ciekawych wsparć:


Po pierwsze linia wsparcia przebiegająca przez dołki ze stycznia i z października jest w okolicach 1,3190, po drugie wsparciem jest sam październikowy dołek 1,3150, po trzecie na 1,3046 jest zniesienie Fibonacciego ( 61,8% fali wzrostowej czerwiec 2010 – maj 2011 ). Chociaż jak widać na tym wykresie akurat Fibonacci na EUR/USD nie ma zbyt dużego wpływu, wcześniejsze zniesienia nie powstrzymywały ruchu na tej parze na dłużej niż kilka dni. Mimo to, jest parę szans na powstrzymanie spadku EUR/USD i tym samym słabnącego złotego. Oczywiście także NBP może wkroczyć do akcji w każdej chwili.  

Jutro ważny dzień dla złotego i dla NBP


Jutro NBP będzie mieć ostatnią szanse na zatrzymanie złotego poniżej 4,50 PLN. Dziś kurs EUR/PLN bardzo wyraźnie przebił się przez linię oporu, która przebiegała przez dwa ostatnie szczyty – 4,53 z 22 września i 4,49 z 1 listopada.


W normalnych warunkach taka sytuacja prowadzi najczęściej do testowania szczytu, czyli w tym przypadku 4,53. W normalnych warunkach często kończy się to wybiciem wyżej ( bo wcześniejsze przebicie opadającej linii oporu przyciąga tak wielu spekulantów, że siła pchająca wykres wyżej robi się trudna do powstrzymania ). W normalnych warunkach więc jutro powinniśmy mieć walkę o 4,53, a za parę dni kurs EUR/PLN z dużym prawdopodobieństwem powinien powędrować wyżej, w kierunku 4,93 zaliczonych w lutym 2009. Powyżej 4,53 nie widać już żadnych większych oporów, mogących łatwo powstrzymać ten trend.



Ale są szanse na powstrzymanie przeceny złotego własnie w okolicach 4,53. Szanse są dwie. Pierwsza wynika z analizy technicznej. Popularne i często wykorzystywane w tej właśnie analizie zniesienie Fibonacciego  wcześniejszej fali spadkowej EUR/PLN ( trwającej od lutego 2009 do kwietnia 2010 ), zniesienie na poziomie 61,8% tamtego ruchu jest dokładnie na 4,5028 PLN. 



Czyli 4,50 PLN jest barierą trudną do przejścia nie tylko dlatego, że to „okrągły” poziom. Istnieje też obiektywny czynnik zniechęcający część inwestorów ( poziomy zniesień Fibonacciego to najczęściej poziomy trudne do przebicia, więc jest przy nich duże ryzyko, że spekulacja zakładająca przejście na drugą stronę takiego poziomu się nie powiedzie. To wystarczy, aby część inwestorów zniechęcić, przez co siła naporu spekulacji automatycznie jest mniejsza – analiza techniczna często działa na zasadzie samospełniającej się przepowiedni ).

Raz – 23 września udało się 4,50 przebić, ale tylko na pare godzin, potem rynek zawrócił bo nastąpiła zaskakująca interwencja NBP. I własnie NBP to druga szansa na utrzymanie poziomu ( teraz już bardziej 4,53 niż 4,50 ). Tym razem nie będzie już efektu zaskoczenia, będzie więc trudniej. Teraz jednak nie ma już wyjścia. Bez NBP rynek po tym jak dziś przebił linię oporu na 4,48, ma ogromne szanse na przejście i przez 4,50 i przez 4,53.

Jutro w USA jest święto dziękczynienia. Jutro na rynku nie ma inwestorów z USA, w piątek też części z nich nie będzie. Reszta świata to wie, więc też będzie się raczej nastawiać na nudny handel przy niewielkich obrotach. To idealna sytuacja do manipulowania rynkiem. Nie przypadkiem ostatnie nagłe osłabienie złotego nastąpiło 1 listopada – w dniu w którym inwestorzy zagraniczni mieli normalną sesję, ale Polaków na rynku nie było. Jutro będzie na odwrót. Jutro więc NBP będzie miał większe niż dziś szanse na naprawde skuteczną, odstraszającą interwencję, ściągającą kurs EUR/PLN wyraźnie poniżej 4,50 ( najlepiej poniżej minimów z dziś i wczoraj, czyli poniżej 4,44 ). Gdyby udało się ściągnąć i utrzymać do końca tygodnia kurs złotego poniżej 4,44, to w poniedziałek wracający na rynek inwestorzy z USA zobaczyliby zupełnie inny obraz polskiego rynku. Mielibyśmy na EUR/PLN tzw podwójny szczyt, czyli drugie zatrzymanie kursu dokładnie w tym samym miejscu co poprzednim razem. Takie formacje zniechęcają do dalszych prób przebicia bronionego poziomu ( przynajmniej na jakiś czas ) a mogą także przekonać część spekulantów, że łatwiej da się coś zarobić na ruchu w drugą stronę, czyli na umacnianiu złotego. Wtedy ci, z którymi NBP będzie walczyć mogą nagle stanąć z nim w jednym szeregu i kolejne interwencje staną się zbędne.

Na miejscu interweniujących jutro wyczekałbym do 4,51-4,52 i waliłbym na całego z grubej rury aż do 4,44. Jak się nie uda, to możemy zobaczyć EUR/PLN na poziomach znacznie wyższych niż 4,50.  

Już nie ma tematu 55% długu do PKB na koniec roku


Pewności nie będzie oczywiście do samego końca, ale myśle, że dziś z bardzo dużą dozą prawdopodobieństwa można stwierdzić, że Polsce uda się uniknąć przekroczenia poziomu 55% PKB przez dług publiczny na koniec roku. Ja postanowiłem ostatecznie przestać się nad tym zastanawiać po tym jak wczoraj wieczorem przeczytałem tę informację o finansach samorządów lokalnych. We wszelkich wyliczeniach pokazujących możliwość przekroczenia przez dług poziomu 55% część samorządowa grała pewną rolę. Moje wyliczenia z sierpnia zakładały, że ten rok będzie od strony samorządów wyglądał podobnie do poprzednich.Tymczasem wygląda zdecydowanie lepiej. Jeśli okazuje się, że samorządy mają zamiast deficytu 3,2 mld PLN nadwyżki, to zakładam, że na koniec roku deficyt w tym sektorze nie przekroczy kilku miliardów. A to w skali całego długu niewiele.

Oczywiście przejście przez 55% jest możliwe także bez „udziału” samorządów, ale do tego potrzebne byłoby wyraźne osłabienie złotego. Wewrześniu wyliczałem, że przy „neutralnych” samorządach kurs graniczny to 4,86 PLN.Ale o poziom złotego też już się nie obawiam. Można by się obawiać, gdyby PLN już dziś był w trendzie spadkowym, a nie jest.Od dwóch miesięcy mamy raczej stabilizację


W nagły atak spekulantów na koniec grudnia nigdy nie wierzyłem i nadal nie wierzę. Nawet jeśli jacyś spekulanci się nad tym zastanawiali, to po wczorajszym wywiadzie wiceministra Radziwiłła dla Reutera zapewne się rozmyślili

 
Wiceminister dał bowiem wyraźnie do zrozumienia, że rząd może przed końcem roku wymienić na rynku 2 miliardy dolarów z ostatniej emisji obligacji. Czyli od strony rynku walutowego po prostu sprzeda 2 mld USD i kupi za to złote. Analityk Nomury napisał dziś rano w swojej notce, że rząd na ewentualne interwencje kończące rok ma jeszcze więcej pieniędzy. Jakieś 7,5 mld EUR, a to daje siłę rażenia 215 mln EUR dziennie.


A to tylko arsenał rządowy. Do tego dochodzi NBP ze swoimi rezerwami 102 mld USD. Można się bronić i bronić i bronić. Znacznie dłużej niż do końca roku. Zapewniam więc, że nikt do tych gości na rynku nie wyskoczy. Są okazje zdecydowanie ciekawsze do zarabiania pieniędzy na rynku walutowym niż akurat gra na osłabienie złotego pod koniec roku.

Zakładam więc, że temat 55% długu do PKB na koniec roku przestał istnieć. 

Najlepszy dzień złotego w tym roku

Rynek miał nie reagować na wybory w Polsce, ale jednak trochę zareagował. Złoty zaliczył swój najlepszy dzień w tym roku ( nie licząc tych, kiedy interweniował NBP, ale to się nie liczy, dziś żadnej interwencji nie było). Zanotował największy dzienny wzrost wartości od 30 listopada 2010. 

 
Oczywiście, złotemu pomagały generalnie świetne nastroje na rynkach światowych ( po niedzielnej konferencji Merkel i Sarkoziego ), ale złoty i tak wyraźnie wyróżniał się na tle wszystkich walut europejskich. Oto dzienna zmiana euro w stosunku do innych walut Europy. Funt brytyjski najsłabszy, waluty Europy Środkowej najsilniejsze, w tym PLN zdecydowanym liderem. 


Skąd taka reakcja, skoro przecież nie było zaskoczenia ? Otóż okazuje się, że jednak było. Po pierwsze rynek w ostatnich dniach chyba jednak w dużym stopniu obstawiał koalicje złożoną z trzech a nie dwóch partii i obawiał się komplikacji przy zawieraniu takiej koalicji. Okazało się, że wystarczą dwie partie, co rynek ucieszyło. A po drugie – i tego na pewno nikt nie przewidywał – PO ma możliwość wyboru. Oczywiście i tak wybierze PSL, ale inwestorzy liczą na to, że tym razem to będzie o wiele słabsze PSL niż przez ostatnie 4 lata. Dobrze to tłumaczy dzisiaj X Trade Brokers:


Co będzie dalej ? Od miesięcy wiadomo, że agencje ratingowe dały Polsce spokój do wyborów, za to po wyborach będą się polskiej gospodarce przyglądać dokładniej. Dziś Standard & Poors dośc jasno dała do zrozumienia jakie są oczekiwania


„dodatkowe działania poza tymi, które już ogłoszono” czyli S&P wyraźnie oczekuje, że rząd zrobi coś więcej. Jak długo będzie na to „coś więcej” czekać ? Ekonomiści dość zgodnie twierdzą, że mniej więcej do wiosny. Jednocześnie spora ich część jest przekonana, że „jakoś to będzie”, tak jak tłumaczył to dziś swoim klientom bank Nomura w raporcie cytowanym przez Reutera:

 
Bardzo możliwe, że inwestorzy w ogóle nie mają żadnych oczekiwań związanych z reformami. Możliwe, że wciąż działa czar „zielonej wyspy” z 2009. Oni to naprawdę pamiętają, skojarzenie „ Polska – jedyny kraj w Europie, który nie wpadł w recesję” jest do dziś na światowych rynkach finansowych powszechne.  Na tle tego co się dzieje w strefie euro jesteśmy superstabilni i superzdrowi  ekonomicznie. Dlatego dziś rynek daje Polsce zdecydowanie większy kredyt zaufania niż kiedykolwiek wcześniej. I bardzo dobrze. Ale warto pamiętać, że jedna wiosenna obniżka ratingu może cały ten wizerunek zniszczyć. A wtedy reszta kadencji będzie już znacznie trudniejsza.