Dziś najważniejszy mecz piłkarski w powojennej historii Europy. Od jego wyniku może zależeć to czy strefa euro przetrwa, czy się rozpadnie.
Niestety ( z punktu widzenia polskiego kibica ) nie chodzi o mecz Polska – Czechy rozgrywany we Wrocławiu. To atrakcja raczej lokalna, polsko-czeska. Z punktu widzenia europejskiego kluczowy jest mecz warszawski : Grecja – Rosja.
Piszę to zupełnie serio i mogę się nawet podeprzeć autorytetem Goldman Sachs. Wczoraj Jim O’Neill, szef Goldman Sachs Asset Management w kontekście greckim wyraźnie łączył kwestie piłkarskie z wyborczymi, a co za tym idzie ekonomicznymi
„The nation needs a lift”. Nie trzeba chyba tłumaczyć jakiego „liftu” dostaliby Grecy, gdyby po słabym początku mistrzostw wygrali z Rosją i wyszli z grupy. Z pewnością nie trzeba też tłumaczyć przełożenia pozytywnych nastrojów związanych z piłką nożną na preferencje polityczne. W ostatnich tygodniach w Polsce można było przeczytać cały szereg analiz wskazujących na zależność pomiędzy ewentualnym sukcesem Polski w Euro2012 (czyli wyjście z grupy) a poparciem dla rządzącej PO w sondażach.
O tym, że wyjście Grecji z grupy byłoby bardzo korzystne dla strefy euro mówił też kilka dni temu szef NBP, Marek Belka. Dodał wtedy, że kibicowałby Grecji, ale niestety jest ona z Polską w tej samej grupie, więc nie może. Członek RPP Adam Glapiński na konferencji po posiedzeniu Rady 6 czerwca powiedział: "Polska mistrzem Europy, Grecja wicemistrzem, to jest dla nas najlepsze rozwiązanie". Można sobie tego posłuchać na stronach NBP, wątek piłkarski jest w 18 minucie transmisji :) Akurat dzisiaj mamy taką sytuację, że kibicowanie Grecji i Polsce jednocześnie się nie wyklucza.
Jeśli Grecja wygra dziś w Warszawie, to Grecy poczują się lepiej, bardziej pewnie siebie, poziom frustracji nieco spadnie i w efekcie wzrosną w wyborach szanse partii bliżej centrum – głównie Nowej Demokracji Samarasa i PASOK Venizelosa. Partii, które mogą stworzyć stabilną koalicję nie grożącą wyjściem Grecji ze strefy euro. Porażka Grecji to dodatkowy powód do frustracji i rosnące szanse skrajnej Syrizy, która wprawdzie twierdzi, że nie chce wychodzić ze strefy euro, ale samo jej zwycięstwo tak wystraszy resztę Europy i rynki, że trudno przewidzieć jak to się potem potoczy. Liderzy unijni jutro wieczorem będą mieć telekonferencje, banki centralne są gotowe interweniować, Olli Rehn nie jedzie na G20 do Meksyku, bo w Brukseli musi zostać ktoś, kto w razie czego będzie koordynować jakąś tam akcją nadzwyczajną. Wszystko to na wypadek zwycięstwa Syrizy. Strefa Euro jeszcze nigdy nie była tak wystraszona jak w ten weekend. Swoją drogą jeśli Samaras z Nowej Demokracji i Tsipras z Syrizy nie pojawią się dziś na stadionie w greckich szalikach, to będzie to oznaczać, że ich sztaby wyborcze nie do końca chyba łapią o co chodzi w kampaniach :) W razie zwycięstwa Grecji, ich foty w Internecie w dniu wyborów mogą przesądzić o jakimś tam przepływie elektoratu. W sondażach szli łeb w łeb, powinni więc przynajmniej próbować to wykorzystać.
Greccy piłkarze mogą pchnąć rozwój wypadków w stronę bezpieczniejszą. Aby uratować Europę trzeba tylko pokonać Rosjan. W Warszawie. Choć chłodni analitycy piłkarscy zapewne powiedzą, że Grecy aby to osiągnąć, potrzebują „cudu nad Wisłą”. Ale jak przecież wiemy, takie rzeczy się zdarzają. Rosjanie też o tym wiedzą. Mama nadzieję, że Grecy też się o tym dzisiaj przekonają.
1 komentarz:
Haha, jak to mówia angole - "spot on!"
Prześlij komentarz