Włochy dziś zrobiły spory krok w kierunku bankructwa. Tak jak wczoraj przypuszczałem, rośnie presja na Berlusconiego, a najlepszym instrumentem tej presji jest rentowność włoskich obligacji. Doszła ona dziś do 6,68%, a Internet zapełnił się wykresami pokazującymi, co działo się z obligacjami Grecji, Irlandii i Portugalii po przekroczeniu magicznej bariery 6%
Otóż te obligacje po przejściu 6% już nigdy nie wróciły poniżej 6%. Po przekroczeniu 6,5% czas dojścia do 7% wynosił średnio zaledwie 15dni Wyjście ponad 6% do tej pory zawsze oznaczało eksplozję
Niedługo później obligacje Grecji, Irlandii i Portugalii przekraczały 10% co powodowało odcięcie państwa od rynków finansowych i konieczność upokarzania się przed surowymi Troikami z MFW ECB i Komisji Europejskiej. Wiele wskazuje na to, że Włosi właśnie wyruszyli w długą drogę na finansowy Sybir, z którego jeszcze nikt żywy nie powrócił. Oby oni złamali tę regułę. Faktem jest, że w Irlandii, Grecji i Portugalii nie było tematu odsuwania od władzy politycznego lidera i nie było rynkowych nadziei z tym związanych. Być może po rezygnacji Berlusconiego rynek szybko zapomni o tych 6 procentach. Ale jeśli Włochom się to nie uda, to Unia nie będzie miała pieniędzy na to aby ich ratować. A Włochy do końca tego roku muszą wykupić, albo zrolować 35 mld EUR długu. W całym 2012 to 290 mld EUR.
Tymczasem fundusz ratunkowy EFSF sam ledwo daje sobie radę na rynkach. Dziś z ogromnym trudem udało mu się uplasować nową emisję obligację, ale na warunkach zdecydowanie mniej korzystnych niż kilka miesięcy temu. Spread między rentownością EFSF a rentownością obligacji niemieckich jeszcze w czerwcu wynosił 51 punktów bazowych. Dziś to już 177 punktów. Obligacje Włoch tanieją, obligacje EFSF też tanieją. Jak tak dalej pójdzie, to za kilka miesięcy trzeba będzie szukać kogoś, kto uratuje fundusz ratunkowy…
Pozostają trzy opcje. Jedna to pomoc z MFW, która jednak nie jest bezwarunkowa. Warunek brzmi : zróbcie najpierw porządek, potem dostaniecie pomoc, nie na odwrót. Czyli moim zdaniem jest to opcja nieosiągalna, bo UE nie jest i nigdy nie będzie w stanie się uporządkować.
Opcja kolejna to spacyfikowanie kryzysu przez Europejski Bank Centralny poprzez zasypanie wszelkich możliwych dziur finansowych przez nieograniczony dodruk euro. To rozwiązanie, które cicho podpowiadają i głośno sugerują i Amerykanie i Chińczycy i całe zastępy ekonomistów z noblistami włącznie i całe południe Europy i Nicolas Sarkozy. Blokują to Niemcy i sam Europejski Bank Centralny. Każdy student ekonomii wie, że bank centralny nie powinien drukować pieniędzy, bo to się źle kończy ( w teorii hiperinflacją ). Ale z drugiej strony pieniądze drukują i Amerykanie i Japończycy i Brytyjczycy, robią to od wielu miesięcy i jakoś żyją i nie widać u nich ani śladu problemu z jakąkolwiek inflacją. Może faktycznie czasy są wyjątkowe i niepowtarzalne i warto przestać być ortodoksyjnym finansowym konserwatystą. Ale na razie Niemcy to blokują, więc ta opcja jest nieosiągalna.
Opcja trzecia też jest blokowana przez Niemców. To pomysł, aby wykorzystać złoto. Na przykład niemieckie rezerwy złota. Można tego użyć jako zabezpieczenia dla wszystkich, którzy mogliby pożyczyć Unii pieniądze, ale teraz tego nie robią. Gdyby dostali gwarancję w złocie pewnie byliby bardziej chętni. Niemcy oczywiście ani myślą poświęcać swoje rezerwy w złocie dla dobra euro. Trenują natomiast błyskotliwe riposty i dziś dało się słyszeć uprzejme porady, że przecież Włosi mogą sprzedać swoje własne rezerwy złota i w ten sposób zdobędą pieniądze na spłatę długów. Jednak Włochom ten pomysł się nie podoba.
W ostatnich dniach Grecy musieli stawić czoła bezlitosnej rzeczywistości i pogodzić się z tym, że zagraniczni politycy dyktują im kto ma być ich premierem. Bolesny proces godzenia się ze smutną rzeczywistością przechodzą właśnie Włosi. Wszystko wskazuje na to, że wkrótce równie bolesny proces będą musieli przejść Niemcy. Nikt im nie odwoła Angeli Merkel oczywiście, ale będzie musiało do nich dotrzeć, że jeśli strefa euro ma przetrwać, to będą musieli coś poświęcić i będzie ich to kosztowało. Na inne rozwiązania jest już chyba za późno.Jeśli to do nich nie dotrze, to strefa euro po prostu nie przetrwa.
2 komentarze:
I pomyslec, ze jeszcze kilka lat temu psy wieszano na sp. Endrju gdy tylko baknal cos o druku. nie zapomne tego ujadania o jego ekonomicznym analfabetyzmie... a dzisiaj? kto nie drukuje ten nie zyje ;)
Witam
Z całym szacunkiem dla wspaniałej roboty którą Pan Panie Rafale robisz, nie zgodzę się stanowczo ze stwierdzeniem, że Amerykanie i inni pozostali, którzy drukują, nic im się nie dzieje. Otóż tak, nic się nie dzieje ale teraz, efekty dodruku bibuły oni poczują za 2, może 3 lata. Wiadomo czym to grozi fundamentów ekonomii nie da się zmienić i one nie ewoluują w czasie. Będą mieć inflację i to w takim zakresie większą o ile więcej dodrukowali.
Pozdrawiam i jeszcze raz gratulacje i podziękowania za ciężką robotę - bardzo lubię czytać Pana bloga.
Jeronimo
Prześlij komentarz