Włochy dziś utraciły dostęp do rynków finansowych. Pożyczanie pieniędzy na rynku na 7% rocznie dla kraju, który ma przed sobą perspektywę recesji jest zabójcze. Włochy mają też ogromny dług, który muszą spłacać na bieżąco. Robiły to do tej pory głównie z pieniędzy, które od nowa pożyczały na rynkach, czyli rolowały dług. Teraz tej opcji już nie mają. Czyli muszą robić drakońskie oszczędności w budżecie, żeby wygospodarować pieniądze na obsługę długu, a i tak nie wiadomo, czy to wystarczy. To nie stanie się jutro, ani za tydzień, ale jeśli nic się nie zmieni, to Włochy tym samym są na prostej drodze do bankructwa. Oczywiście niewypłacalność Włoch będzie wydarzeniem tak dużym, że spowoduje całkowitą utratę zaufania rynków do całej strefy euro co niechybnie spowoduje jej rozpad.
Moim zdaniem zresztą ten rozpad nastąpi wcześniej, bo wcześniej odpowiednio duża liczba polityków w Europie dojdzie do twardego przekonania, że to nie ma sensu i że wspólna waluta niszczy gospodarki ich państw. Jestem pewien, że Berlusconi wie to już dzisiaj. Jestem też dość mocno przekonany, że kampanie wyborcze w Grecji i we Włoszech w lutym 2012 będą toczyć się wokół hasła wychodzenia ze strefy euro. I zupełnie się nie zdziwię, jeśli zwycięzcy tych wyborów, dysponując świeżym poparciem społecznym, wkrótce po nich zadeklarują właśnie opuszczenie strefy. Bardzo możliwe też, że za jakiś czas Włochom, podobno jak dziś Grekom, trzeba będzie umorzyć część długu, co już dziś zapowiada znany ekonomista Nouriel Roubini. Taki ruch doprowadzi na skraj bankructwa dość dużą część zachodnich banków.
Chyba, że coś się zmieni. Wystarczy znaleźć pieniądze, wystarczy pokazać je rynkom, żeby przestały panikować i powróciły do przekonania, że obligacje włoskie to bezpieczna inwestycja ( od kilku dni są przekonane, że inwestycja we włoskie obligacje niesie ze sobą duże ryzyko straty ). Skąd wziąć pieniądze ?
- EFSF – bez żartów, nawet po zlewarowaniu do 1 bln EUR fundusz ten miał obsługiwać tylko Grecje, Portugalie i Irlandie plus europejskiej banki. Na Włochy potrzeba znacznie więcej pieniędzy.
- Chiny, MFW, Brazylia, Rosja, Norwegia, Dubaj itp. itd. – nie można tego wykluczyć, ale też do tej pory nic nie wskazuje na to, żeby któryś z potencjalnych pożyczkodawców miał teraz ochotę przejść do konkretów, raczej wszyscy ograniczają się do ostrożnych wypowiedzi, że może, kiedyś itd.
- Niemcy – czyli po prostu transfer fiskalny w ramach strefy euro. W formie euro obligacji, albo zwiększenia udziału Niemiec w EFSF, albo w jakiejkolwiek innej. Na etapie Grecji, Portugalii i Irlandii powodowało to wzrost niemieckiego wskaźnika dług/PKB do poziomów zbliżonych do włoskich. Jeśli mieliby wziąć na plecy jeszcze Włochów, to może się okazać, że za kilka lat sami będą najbardziej zadłużonym krajem strefy euro. Natychmiastowym efektem tej opcji byłby też oczywiście odwrót rynku od obligacji niemieckich i przeniesienie sedna kryzysu z peryferiów do samego środka Unii Europejskiej. Bardzo trudne politycznie, ogromnie ryzykowne gospodarczo, prawie że niewyobrażalne. Bez Włoch, czyli do wczoraj, było jeszcze do zrobienia, od dzisiaj już raczej poza zasięgiem.
- Europejski Bank Centralny – mogą wydrukować tyle kasy ile trzeba, mogą skupić z rynku wszystkie obligacje Włoch i wszystkich innych państw, mogą zlikwidować wszystkie długi wszystkich i problemy znikną. Ale w efekcie pojawią się następne, czyli trudne do przewidzenia konsekwencje utraty niezależności przez EBC ( to dość miękki skutek ) i ogromne ryzyko rozkręcenia za parę lat sporej inflacji w strefie euro ( to skutek poważniejszy ). Drukowanie pustego pieniądze zwykle kończy się własnie w ten sposób. Wszyscy się zgadzają, że troche dodruku i troche inflacji wszystkim by pomogło, problem tylko z tym, że w tego typu procesach rynkowych trudno o precyzje i bardzo trudno rozkręcającą się inflację powstrzymać na etapie „trochę”. My to znamy z końca lat osiemdziesiątych, ale jeszcze gorsze skojarzenia z drukowaniem pieniędzy i inflacją mają Niemcy. Dlatego to blokują i na razie ani myślą przestać.
Dlaczego Niemcy tak bardzo boją się tej inflacji ? Bo sięgają głębiej niż do 1989. Niemieccy ekonomiści coraz częściej wspominają z obawą 1923 i hiperinflację w republice weimarskiej. Hiperinflację, którą wywołał masowy dodruk pustego pieniądze, które były potrzebne na spłatę reparacji wojennych po I wojnie światowej. Wśród politycznych powikłań hiperinflacji był między innymi monachijski pucz Hitlera. Akurat nieudany, ale skojarzenie drukowanie pieniądza -> hiperinflacja -> Hitler jest wśród niemieckich ekonomistów nadzwyczaj często spotykane. Wprawdzie Hitler nie przejął władzy w 1923 tylko 10 lat później, ale Niemcy zapewne mogłyby tego uniknąć, gdyby nie absolutnie katastrofalny wpływ hiperinflacji na portfele, poglądy i skojarzenia, a przez to podatność na faszystowskie hasła zwykłych obywateli Niemiec.Nie dalej jak wczoraj szef Bundesbanku Alex Weidmann powiedział : „Germany learned the bitter lesson under the Weimar Republic that funding public debt "via the money printing press" leads to hyperinflation and disaster.”
Minęło prawie 90 lat, ale oni ewidentnie nadal mają po tym traumę. Teraz muszą zdecydować co jest dla nich ważniejsze – niemiecka gospodarka, czy strefa euro. A jeśli postanowią ratować strefę ( w co wątpię ), będą musieli najpierw pozbyć się strasznego widma hiperinflacji prowadzącej do hitleryzmu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz