Musze przyznać, że to co się dzieje w Europie przed unijnym szczytem zupełnie mi się już znudziło. Wynika to z mojego przekonania, że dla rynków nie ma to w tej chwili żadnego znaczenia. Wszyscy wiedzą, że obecnie sytuacją na rynkach może skutecznie zarządzać tylko Europejski Bank Centralny. Wszystko to, co robią obecnie politycy unijni to przygotowywanie dla ECB odpowiednich zachęt. ECB moim zdaniem uzna zachęty za wystarczające i sytuacja zostanie uratowana.
Mario Draghi, szef ECB w swoim niedawnym wystąpieniu w Parlamencie Europejskim mówił o potrzebie skonstruowania czegoś co nazwał „fiscal compact” i zupełnie jednoznacznie stwierdził, że gdyby taki fiscal compact w Unii był, to wtedy ECB miałby podstawy do działania (czyli "other elements might follow")
Przy okazji dał też kilka innych sygnałów mówiących o skłonności do działania. Szczyt Unii oczywiście zaowocuje takim fiscal compactem, natomiast to na czym on będzie polegał w szczegółach, jest moim zdaniem zupełnie trzeciorzędne. Ważne żeby był. Szczegółowe rozwiązania unijne zdążą się potem jeszcze pewnie siedem razy pozmieniać. Teraz chodzi tylko o to, żeby ECB miał „podkładke” do swoich interwencji.
Moim zdaniem rynek własnie taki scenariusz obstawia i wybić go z tego nastawienia może tylko jutrzejsza konferencja Draghiego po posiedzeniu ECB. To jedyny człowiek, który może rynki wyprowadzić z błędu, jeśli są w błędzie.
Jeśli chodzi o różne propozycje europejskie, unie fiskalne, siedemnastki, dwudziestki siódemki , efsfy, esmy i cały ten hałas, to rynek już pare dni temu wyłowił sobie z niego, na czym mu najbardziej zależało – zapowiedź, że w strefie euro już więcej nie będzie haircutów, czyli wymuszonych (choć oficjalnie nazywanych dobrowolnymi) redukcji długów. Czyli nawet jeśli jakiś kraj byłby niewypłacalny, to posiadacze obligacji nie będą zmuszani do jakichś dobrowolnych rezygnacji z pieniędzy w ramach długotrwałych negocjacji, tak jak to się dzieje w przypadku greckim. W kolejnym takim przypadku straty mają pokrywać albo podatnicy, albo jakieś inne instytucje międzynarodowe, albo ci, którzy dług ubezpieczają, czyli wystawcy CDSów. Co prawda, nie jest to jeszcze nie 100% potwierdzone, ale rynkom wystarczą zapowiedzi, że główni europejscy gracze zmierzają w tym kierunku. A to zasadniczo zmienia sytuację, co widać na rynkach obligacji. Rentowność tych włoskich w try miga wróciła poniżej 6% z okolic 7,5%. Tak spektakularny powrót nie zdarzył się jeszcze nigdy nikomu w Europie, co dodatkowo potwierdza, że tym razem faktycznie dzieją się duże rzeczy. Moim zdaniem teraz wystarczy już tylko znacząca sugestia gotowości do działania ze strony ECB, aby sytuację na rynkach obligacji opanować całkowicie. Sytuacja płynnościowa na rynku międzybankowym po wprowadzeniu przez ECB przetargów wielomiesięcznych i uruchomieniu linii swapowych z innymi bankami centralnymi też jest już moim zdaniem opanowana. Rynek sobie powoli rośnie i na razie nie chce przestać. Okazuje się, że kluczem do rozwiązania problemu była wymiana miesiąc temu Tricheta na Draghiego.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz