PBG składa wniosek o upadłość. To jedna z największych polskich firm budowlanych. Jeśli faktycznie upadnie, będzie to moim zdaniem gospodarcze wydarzenie roku w Polsce, a jego konsekwencje będą się ciągnąć jeszcze długo.
PBG jeszcze w ubiegłym roku miało ponad 3,5 mld PLN przychodów i 170 mln PLN zysku netto. Grupa ciągle realizuje kontrakty o wartości ponad 9 mld PLN, buduje Gazoport, magazyn gazu dla PGNiG, odcinki A1 i A4, a nawet realizuje zlecenia dla NATO związane ze zbiornikami magazynowymi dla F16. Ale to wszystko nie ma znaczenia, ponieważ przyczyną upadłości nie jest brak zleceń, a utrata płynności. Tzn firma realizuje bardzo dużo bardzo dużych kontraktów, ale pieniądze za nie dostanie dopiero na końcu, czyli za jakiś czas. Tymczasem długi trzeba spłacać regularnie i wszystko wskazuje na to, że PBG za chwilę nie będzie miało z czego spłacić kolejnej części długu. Składa więc wniosek o upadłość.
Kluczowa jest tu specyfika finansowania i rozliczania inwestycji budowlanych, które siłą rzeczy są mocno rozciągnięte w czasie. Generalnie wygląda to tak, że wykonawca najpierw sam musi sobie zorganizować pieniądze na kupno materiałów i inne niezbędne koszty, a dopiero na końcu dostaje zapłatę od zleceniodawcy. Duże inwestycje dzieli się na kilka etapów rozliczeniowych i taki cykl wykładania własnej gotówki i oczekiwania na zapłatę powtarza się kilka razy. Największy minus takiego modelu polega na tym, że kwota którą dostaje się na końcu jest ustalona na sztywno w kontrakcie, a kwoty, które trzeba wyłożyć na początku są zmienne, bo zależne od bieżących cen np. materiałów budowlanych.
PBG rozłożyły na łopatki kontrakty autostradowe, bo koszty materiałów w trakcie budowy wzrosły o kilkadziesiąt procent. To oznaczało, że od wielu już miesięcy PBG systematycznie co miesiąc traciło na tych kontraktach ( A1 i A4) miliony, nie mogąc się jednocześnie z tego dealu wycofać. Jednocześnie firma ciągle od nowa musiała wykładać swoją kasę na kolejne etapy inwestycji, a pieniądze, które na koniec danego etapu dostawała od zleceniodawcy nie pokrywały kosztów. Na dodatek określenie „swoją kasę” jest nieścisłe. PBG, podobnie jak wszystkie inne duże firmy budowlane realizujące duże wieloletnie kontrakty finansuje ich realizacje kredytami. Nikt w branży nie ma takich pieniędzy, żeby móc z własnej kieszeni realizować jednoczesną realizację inwestycji o wartości kilku miliardów złotych. Te pieniądze się pożycza od banku. W sytuacji w której PBG traci na bieżącej budowie autostrady musi za każdym razem pożyczać więcej. Mamy więc mechanizm nieustannego narastania długu.
Spółka próbuje się ratować, próbuje sprzedawać nowe akcje, aby zebrać nowy kapitał, próbuje sprzedać swoje obligacje, próbuje się dogadać z bankami, żeby nieco odpuściły i poczekały na swoje pieniądze nieco dłużej no i oczywiście przeciąga jak się da spłacanie swoich podwykonawców. Wysysa też ile się da ze swoich spółek zależnych, co doprowadza do złożenia wniosku o upadłość także Hydrobudowę – która właśnie zbudowała w Polsce trzy stadiony na Euro 2012 – ten w Gdańsku, ten w Poznaniu i Stadion Narodowy. Żeby było ciekawiej Narodowe Centrum Sportu nalicza właśnie Hydrobudowie 300 mln PLN za opóźnienia w budowie stadionu. Nie znam szczegółów, ale mogę się założyć, że opóźnienia wynikały właśnie z problemów z płynnością.
Ale to nie koniec tej historii. Tak naprawdę dopiero zaczyna robić się ciekawie. Bo po pierwsze, jak już kilka miesięcy temu pisał DI BRE, upadłość PBG to problem dla banków kredytujących firmy budowlane
Wniosek o upadłość to oczywiście element nacisku na banki, aby jednak trochę zmiękły i złagodziły spółce warunki spłaty kredytów. Ale niezależnie od tego jak skończy się potyczka PBG z bankami, branża i tak to poczuje i pogrąży się w jeszcze większej niż dotychczas nieufności. Teraz wzajemnych pretensji, roszczeń i kłótni o należne pieniądze będzie więcej, a skłonność do spokojnego oczekiwania na płatność znacząco się zmniejszy. Mali podwykonawcy zobaczywszy, że ich wielcy partnerzy biznesowi mogą upaść zapewne wpadną w panikę, bo to oznacza także ich rychłe bankructwo. Co gorsze sektor bankowy zapewne znacznie ograniczy kredytowanie branży. Bo skoro pada jej lider, to znaczy, że wszyscy inni też mogą paść. A bez kredytowania branża budowlana praktycznie nie istnieje. Stoimy więc na progu spirali śmierci, samonakręcającej się fatalnej pętli. Pod tym względem sytuacja wygląda tu podobnie do tej w sektorze bankowym w strefie euro, gdzie od lat nikt już nikomu nie ufa i nie pożycza. Tyle, że oni mają bank centralny, który jako najwyższa instancja może wyręczać rynek i uspokajać sytuację w razie potrzeby. Branża budowlana nie ma takiej instytucji. Nie miała jej także kilka lat temu branża stoczniowa, która jest już w Polsce tylko wspomnieniem. Stocznie padły dokładnie z tego samego powodu – wzrost kosztów budowy statku, która też trwa wiele miesięcy ( prawie jak autostrada ), utrata rentowności kontraktu, wzrost zadłużenia aby dokończyć kontrakt, problemy z podwykonawcami, burza w mediach, cofnięcie kasy przez banki, upadek lidera branży, nieodwołalne bankructwo znacznej części reszty branży. Dziś statki na świecie buduje się zupełnie gdzie indziej. Za pare lat, jeśli przyjdzie kasa z Unii kolejne odcinki autostrad w Polsce będą budować Niemcy, Francuzi, Szwedzi, ale na pewno nie Polacy. Żadna poważna polska firma budowlana, która przetrwa obecny bajzel nie tknie żadnego zlecenia, które będzie miało coś wspólnego z Generalną Dyrekcją Dróg Krajowych i Autostrad, czy generalnie polskim rządem, który tak nieustępliwie bronił korzystnych dla siebie i zupełnie nieopłacalnych dla wykonawców kontraktów (czego zresztą w ogóle nie ukrywał), że aż tych wykonawców zajechał na śmierć, niczym chciwy góral konia ciągnącego wóz z turystami pod Morskie Oko.
Na marginesie tego wszystkiego jest jeszcze jedna sprawa, która mnie niezwykle wzburza.
Notowania akcji PBG zostały dziś zawieszone o 13:19, bo kurs spadając w reakcji na newsa o możliwym bankructwie przekroczył dopuszczalne widełki wahań na jednej sesji i zgodni z regulaminem sesji powinien zostać zawieszony na kilka minut, żeby inwestorzy ochłonęli. Na kilka minut. Ale giełda nie wznowiła notowań PBG do końca sesji. Gdyby je wznowiła kurs na początek spadłby o mniej więcej 45% - 50%. Tylko, że co z tego. Na giełdach rozwiniętych takie sytuacje zdarzają się często. Spółka składa wniosek o upadłość – kurs leci o kilkadziesiąt procent w dół, niektórzy uciekają w popłochu, inni kupują za pół darmo akceptując ogromne ryzyko i licząc na to, że spółka jakoś się z problemów wykaraska. Handel trwa, bo naczelnym celem miejsca jakim jest giełda papierów wartościowych jest koncentracja obrotu. U nas do końca dnia realizacji nie doczekały się złożone zlecenia na kupno akcji PBG o wartości ponad 2,7mln PLN. U nas giełda chyba się boi takich ruchów. Tylko nie wiem dlaczego. Wolny rynek chyba ich przeraża. To musi być fatalne, pracować na giełdzie i bać się wolnego rynku.
6 komentarzy:
Spółki budowlane same się rozłożyły. Startując w przetargu to sama spółka wyznacza cenę. Nie rząd ani GDDKIA
Z drugiej strony wielu analityków twierdziło, że spółka musiała realizowac kontrakkty poniżej opłacalności. Że jak? Czy jak mamy sklep, który nie przynosi dochodów to sprzedajemy towar po cenie niższej jak kupiliśmy licząc na to że zarobimy?
Poza tym wielkie grupy kapitałowe do budów wykorzystują tylko snów know-how. Z reguły nie posiadają praktycznie żadnego sprzętu. Podwykonawca generalnego podwykonawcy zatrudnia podwykonawców, którzy często zatrudniają 3-4 osobowe ekipy.
Nauczka na przyszłość.
rentowność kontraktu zmieniła się w trakcie jego realizacji. z kontraktu nie można się wycofać bo to grozi ogromnymi karami. to zupełnie inna sytuacja niż ze sklepem, który zawsze można zamknąć. oczywiście błędem firm było to, że w ogóle weszły w te kontrakty. dlatego zakładam, że więcej już nie wejdą.
To co Pan pisze warto także uzupełnić o spostrzeżenie dotyczące możliwości pojawienia się takiego otoczenia prawnego, w którym w zasadzie KNF jest bezradny.
Do samego posta mam jedną wątpliwość - wykres pokazuje kulminację kursu spółki w chwili ogłoszenia boomu na inwestycje wokół Euro. Od tego momentu spada. Nie było na rynku odtąd nadziei. Dziwne
troche dlatego, że 3 miesiące później po prostu hossa się skończyła,a troche dlatego, że było z biegiem czasu coraz lepiej widać, że rentowności w budowlance schodzą coraz niżej, przez co branża wchodzi stopniowo w coraz większe problemy.
Przepraszam, że wprost - MOTYLA NOGA - ale inaczej się nie dało skomentować tego co napisałeś!
Coraz ciekawsze i interesujące texty!
Super, że WRÓCIŁEŚ!
Pozdro,
Njusacz
Ton posta jakiś dziwny. Czyli co? Rząd miał zaproponować pogorszenie warunków kontaktu?
Fryzjer z Łodzi, który sprzedał kupony na czesanie tak, że musi pracować przez rok gratis też ponosi konsekwencje swoich działań.
Prześlij komentarz