Rząd w końcu ogłosił, że będzie nowelizować budżet. Deficyt
ma wzrosnąć o 16 mld PLN, mają pojawić się jakieś cięcia o wartości 8 mld PLN,
a wcześniej w ustawie o finansach publicznych zostanie uwalony próg ostrożnościowy związany z przekraczaniem przez dług publiczny poziomu 50% PKB. Niestety
zapowiedziano, że uwali się go tylko tymczasowo.
Zresztą moim zdaniem Rostowski dałby radę w tym roku nawet i
bez nowelizacji budżetu. Sytuacja dochodowa budżetu w drugim kwartale była już znacznie lepsza ni w pierwszym. Dodać do tego dywidendy zaliczkowe ze spółek Skarbu Państwa na poczet przyszłego roku
wypłacane jeszcze w tym roku plus przesunięcie części wydatków na 2014 i by się
wszystko podomykało. No ale po pierwsze nie ma gwarancji, że tak by było, a po
drugie wtedy nie można by było uwalić progu ostrożnościowego. Mówi on o tym, że
jak dług publiczny przekroczy 50% PKB, to w kolejnym roku deficyt w budżecie
nie może być większy niż ten z roku poprzedniego. To dlatego rząd nie mógł od samego początku mieć budżetu realnego - czyli z deficytem większym niż w 2012 - zabraniał tego próg ostrożniościowy. Moim zdaniem wszystkie progi
ostrożnościowe w polskim prawie – uruchamiane wtedy gdy dług publiczny
przekroczy 50%, 55% i 60% PKB są dość absurdalne i na pewno szkodliwe. Działają
pro cyklicznie, podczas gdy wszystkie instrumenty polityki gospodarczej państwa
powinny działać antycyklicznie – czyli pobudzać jak jest kryzys i studzić jak
jest szalony boom. Progi ostrożnościowe studzą, jak jest kryzys. Wiadomo, że
dług publiczny w stosunku do PKB rośnie najszybciej wtedy, kiedy przestaje
rosnąć PKB, czyli mianownik tego ułamka. W takiej sytuacji państwo powinno
pomagać we wzroście PKB, czyli wydawać wtedy, kiedy ludzie i firmy wydawać się
boją, bo się boją bezrobocia i bankructw. Taka pomoc zwykle oznacza wzrost
wydatków budżetowych, co zwiększa deficyt, a co za tym idzie zwiększa dług do
PKB. Tyle, że to wzrost przejściowy, bo jeśli w efekcie gospodarka ruszy, to
nawet przy wzroście zadłużenia wskaźnik dług/PKB może zacząć maleć – bo PKB
może znów rosnąć szybciej niż zadłużenie. Oczywiście zawsze jest ryzyko, że to
się nie uda, ale w przypadku zaciskania pasa związanego z progami
ostrożnościowymi szanse na sukces są jeszcze mniejsze. Jeśli państwo oszczędza
w tym samym momencie, co firmy i obywatele to jest to klasyczny przepis na
długotrwałą recesję. Taką jaką właśnie przerabia południe Europy, właśnie na
skutek nadmiernego cięcia wydatków w początkowej fazie recesji, która mogła być
krótsza. Podsumowując: w obecnej sytuacji kryzysu ciągnącego się od 5 lat,
który trzyma strefę euro w recesji od dwóch lat progi ostrożnościowe są
ostatnią rzeczą jakiej polska gospodarka potrzebuje. Naprawdę, gdyby w ramach
pobudzania gospodarki dług sięgnął 61% PKB, to nie byłoby żadnej katastrofy. A
niewykluczone, że dzięki temu mniej ludzi straciłoby pracę.
Rostowski na szczęście ten mechanizm rozumie i dlatego woli
ciąć wydatki tylko o 8 mld, a deficyt zwiększyć aż o 16 mld. To na pewno lepszy
pomysł niż proporcja odwrotna. Chociaż moim zdaniem mógł też dołożyć jakieś
podwyżki akcyzy i VAT od stycznia. To by dodatkowo pobudzało inflację, która
łagodzi tempo przyrastania długu do PKB. VAT w Polsce moim zdaniem wcale nie
jest za wysoki. Ostatnia podwyżka z 22% do 23% spodowała wyraźny wzrost wpływów
z tego podatku ( o 11,7% w 2011 względem 2010 – ostatniego przed podwyżką).
Także w 2012 i jak do tej pory w 2013 wpływy z VAT są wyższe (chociaż coraz niższe
rok do roku) niż w 2010 przed podwyżką. Po czerwcu 2013 są o 2,6% wyższe niż po
czerwcu 2010. Teoria, że dalszy wzrost stawki VAT przyniósłby obniżenie, a nie
podniesienie wpływów jest moim zdaniem naciągana. Spokojnie też moim zdaniem
można by podnieśc akcyzę na paliwo – do rekordów na stacjach benzynowych
brakuje nam kilkadziesiąt groszy na litrze jest więc miejsce na podwyżkę bez
wywoływania supersensacji. Rozumiem, że premier takich podwyżek boi się jak
ognia, więc wybrano jakieś bliżej niezidentyfikowane cięcia za 8 mld PLN. Skoro
są one możliwe, to dlaczego nie przeprowadzono ich wcześniej ? Czekam na
szczegóły w tej sprawie.
Zwiększenia deficytu o 16 mld PLN, czyli o 1 punkt
procentowy polskiego PKB (zaplanowanego na 2013 na 1643 mld PLN, chociaż będzie
zapewne bliżej 1620 mld PLN) oznacza, że deficyt sektora finansów publicznych w
tym roku sięgnie 4,5% PKB. Czy to dużo ? Dośc sporo, ale bez przesady – daleko nam
do dwucyfrowych rekordów w strefie euro i do sytuacji polskich finansów publicznych z lat 2009-2010
W tym programie konwergencji polskiego rządu sprzed kilku miesięcy mamy jeszcze zaplanowany na ten rok deficyt w wysokości 3,5%. Ale 4,5% PKB też nie jest żadnym problemem. Dług
publiczny w okolicach 60% też nie jest żadnym problemem, o ile rynek chce
kupować rządowe obligacje. Polskie obligacje do tej pory w tym roku cieszyły
się rekordowym powodzeniem, nawet jeśli popyt na nie wyraźnie spadnie to i tak
nadal będziemy bardzo daleko od jakichkolwiek problemów z finansowaniem
deficytu. Większość państw europejskich z Niemcami na czele ma dług znacznie
bliższy 90% PKB niż 60%.
A jeśli chodzi o bieżącą sytuację budżetu to była ona w
drugim kwartale znacznie lepsza niż w pierwszym. Wpływy z VAT spadły o 2,7%
rdr, ale to wyraźna poprawa w stosunku do spadku o 16,2% w kwartale pierwszym.
Zupełnie się nie zdziwię, jeśli w drugim półroczu dynamika wpływów z VAT
będzie już na plusie.
Podsumowując: nowelizacja budżetu to bardziej ciekawostka
niż przejaw jakichś poważnych problemów. Problemy są te same od lat, a ich
skala ostatnio nie jest większa niż chociażby 3 lata temu. Rząd wybierając
wzrost deficytu zachował się moim zdaniem optymalnie. Taki ruch to próba walki
z recesją, która teraz jest znacznie większym zagrożeniem, niż poziom długu czy
deficytu. Gdyby rząd wybrał cięcie wydatków o 24 mld PLN popełniłby duży błąd. Oczywiście
zgadzam się, ze gdyby jakikolwiek polski rząd zdecydowałby się na jakiekolwiek
śmielsze reformy finansów publicznych w ciągu ostatnich 20 lat, to
prawdopodobnie w ogóle nie mielibyśmy tych problemów jakie mamy. No ale to
kwestia haniebnych zaniechań strategicznych, a ten wpis jest bardziej o
bieżącej taktyce.
15 komentarzy:
Co do długu i progów - teoretycznie zgoda, jednak tylko przy założeniu, że politycy są rozsądni i mają hamulce. Ale tak nie jest. Ten sam kryzys pokazuje, że jak nie ma sztywnej granicy, to populiści kpią sobie z długu. A w zasadzie nie tylko populiści.
Może więc granica, ale z jakąś elastycznością? Chyba właśnie do takiego mechanizmu dąży proponowana nowa reguła wydatkowa.
Olu, nie chyba, ale na pewno. Nowa reguła zapewni procykliczność ograniczenia wydatków budżetowych - nie pozwoli na nadmierne rozdęcie budżetu przy dobrej koniunkturze, a umożliwi poluźnienie paska przy złej. Szkopuł jedynie w tym, że teraz mamy złą koniunkturę, a jak nadejdzie ożywienie, to kolejny rząd może stwierdzić, że w dobrych czasach żadna reguła nie jest mu potrzebna, bo deficyt i tak spada...
Jeśli w pawie trzeba umieszczać specjalne instrumenty mające chronić państwo przed politykami, to generalnie słabo widzę takie państwo :) Od tego powinni być wyborcy i system partyjny, a nie progi ostrożnościowe.
Mówisz, że VAT w Polsce nie jest taki wysoki?
Ciekawie to brzmi w konfrontacji z tabelą VAT-u w krajach europejskich. Tylko 4 kraje mają wyższy podatek VAT w UE. 19 natomiast na VAT niższy. M.in. wszyscy nasi sąsiedzi mają VAT niższy.
http://msp.money.pl/archiwum/artykul/stawki;podatku;vat;w;ue,102,0,353126.html
Rafał - ale nie możemy się, jak z całym szacunkiem prof. LB, odkleić od rzeczywistości. Społeczeństwo tego nie rozumie, politycy w większości również, a ci, którzy rozumieją, i tak w pierwszej kolejności załatwiają swoje partykularne interesy. Zatem - chwała prawu za to, że można doń wpisać takie hamulce.
Zgoda co do faktu, że zadłużenie publiczne w wysokości 60% PKB nie jest niczym szczególnym w Europie (wszyscy ładnie podziękujmy pieniądzowi fiducjarnemu i systemowi rezerw częściowych)
Niezgoda co do całej reszty prorządowych banialuków opartych na paru prawdziwych cyferkach i paru nieprawdziwych założeniach.
Trochę kuriozalnie czyta się opinię, że w Polsce VAT wcale nie jest taki wysoki. Może jeszcze napiszmy, że koniunktura nie jest zła, a to tylko ludzie złośliwie trzymają się za kieszenie zamiast wydawać pieniądze w sklepach i ochoczo wspierać zakład fotograficzny min.Roztowskiego(fotoradary).
Akurat podwyżka VAT miała wiele wspólnego z pogorszeniem się sytuacji gospodarczej. Nikt normalny w czasach kryzysu nie zwiększa obciążeń fiskalnych. Popatrzcie sobie na Amerykę, a potem na Grecję, Portugalię i Hiszpanię. Jasno widać czyja filozofia zarządzania ekonomią jest sensowniejsza.
I próg ostrożnościowy jest dobrze skonstruowany - w kolejnym roku budżetowym stosunek deficytu do dochodów musi być mniejszy niż w roku poprzednim. Tylko, że dochody można ustalić na nierealnym poziomie i w ten sposób się obchodzi tą regułę. II próg to już kosmos i kompletna niewykonalność - nie da się w Polskich warunkach zrównoważyć budżetu w jeden rok. W tych warunkach politycznych w ogóle się nie da tego zrobić. Nie mówiąc już o tym, że UoFP przewiduje progi odnośnie Państwowego Długu Publicznego, którego skład przedmiotowy i podmiotowy jest ustalany przez rozporządzenie. Jak dobrze wiemy w PDP nie zaliczamy długu Krajowego Funduszu Drogowego (ca. 50 mld zł), dlatego też dług PDP różni się od długu kryterium z Maastricht czyli EDP (nie mylić z długiem wg metody ESA`95)
Martwię się o Pana Rafała trochę - ten VAT i dobry deficyt to chyba taka ironia.
Najlepszą regułą fiskalną jest konieczność osiągania nadwyżki struktralnej czyli w warunkach produkcji potencjalnej albo inaczej deficyt rzeczywisty-deficyt cykliczny(mają taką w Niemczech) oraz złota zasada budżetowa czyli zaciąganie deficytu tylko na wydatki inwestycyjne.
Wskaźnik Dług publiczny/PKB nie mówi tak naprawdę nic. Można przecież zbankrutować przy długu 1% PKB. Najważniejsza dla Państwa jest wiarygodność i możliwości refinansowania czyli wskaźnik potrzeby pożyczkowe brutto/PKB. Potrzeby pożyczkowe brutto budżetu państwa w ostatnim roku wyniosły 180 mld zł. Nie ma danych o potrzebach pożyczkowych całego sektora finansów publicznych.
Totalna bzdura z tym co napisałeś z podnoszeniem VAT-u, akcyzy, podatków. Aż mi trudno w to uwierzyć, że to napisałeś. Nie będę wdawał się w szczegóły ale wyobraź sobie że prowadzisz działalność gosp. np sklep ze słoikami i w promieniu 100 m. od twojego sklepu jest jeszcze 30 takich samych sklepów. Pojawiają się owoce, warzywa, ludzie zaczynają kupować słoiki ale zdecydowanie mniej niż jeszcze rok lub 2 lata temu. Wszyscy sklepikarze narzekają i próbują kombinować jak tu wyjść na swoje. Obniżają ceny, inwestują w reklamę... a ty co, podnosisz ceny słoików to jest twój sposób na spadek sprzedaży gratuluję co za myśl!!! Brawo !!!! Rafale popraw się bo przestanę czytać twój blog!!! Stracisz klienta!!!
ok, skoro większość komentarzy dotyczy VATu to wyjaśniam: pisałem o tym, że VAT nie jest wysoki w kontekście krzywej Laffera, czyli moim zdaniem kolejna podwyżka VAT wywołałaby ciągle jeszcze zwiększenie wpływów, a nie zmniejszenie. W tym sensie i w tym kontekście uznaje, że to ciągle jeszcze nie jest wysoki podatek. To nie oznacza, że chciałbym jego podniesienia. Poprzednia podwyżka w żaden sposób nie zaszkodziła gospodarce, pierwszy po podwyżce rok 2011 był zupełnie dobry, z ponad 4% wzrostem PKB. Nie zgadzam się więc z argumentami, że teraz to by zaszkodziło gospodarce. Ale oczywiście wolę zwiększenie deficytu niż podniesienie podatków. Trochę się tylko zdziwiłem, że rząd nie zaproponował tego w pakiecie. Sama zapowiedź wyższych podatków w 2014 nakręciłaby koniunkturę pod koniec 2013, a chyba o to rządowi przecież chodzi.
Przepraszam ale dalej brniesz w gęstwinę. Pisząc że poprzednia podwyżka nie zaszkodziła gospodarce to normalnie jakbym Vincenta słuchał. Objaw mnie jak do tego doszedłeś skoro nie wiesz w którym punkcie była by gospodarka gdyby nie było podwyżki.
Zwiększmy deficyt do 99%. Będzie jeszcze lepsza koniunktura.
@Unknown nikt nie wie, co by było gdyby było. stawiasz sprawę w kontekście absurdalnym. podwyżka VAT nie zaszkodziła gospodarce, ponieważ po podwyżce gospodarka rosła nie wolniej niż przed podwyżką. to można sprawdzić, natomiast argumentacją dotyczącą hipotez niesprawdzalnych można zablokować każdą dyskusję i każdy punkt widzenia.
Tak masz rację trudno odnosić się do czegoś co się nie wydarzyło. Ale ja się tylko czepiam twojego stwierdzenia, że "to nie zaszkodziło gospodarce". Jest to tak samo absurdalne jak moje twierdzenie. Nie możesz porównywać tych dwóch zdarzeń i je wartościować. Moim zdaniem wpis powinien wyglądać bez tego stwierdzenia że "to nie zaszkodziło", właściwszym jest użycie tylko stwierdzenia, że "wzrost był również po podwyżce i wynosił 4%" (chociaż moim zdaniem wynikało to bardziej z twórczości własnej Vincent-ego niż realiów gospodarczych - ale to tak na marginesie).
@Unknown co do VAT zgadzam się z Rafałem, podwyżka niewiele zaszkodziła gospodarce, dużo bardziej martwi ponowne zwiększenie "klina podatkowego" na płacach, cały czas Polska ma jeden z najniższych w całej Europie wskaźnik zatrudnienia, w tej sytuacji wszelkie działania które utrudniają zwiększenie zatrudnienia szkodzą o wiele bardziej niż podwyżka VAT
Prześlij komentarz