Wygląda na to, że Łukaszenka już niedługo straci realną władzę. Nie wiadomo tylko, czy na rzecz Rosji, czy w ramach rewolucji. Wiadomo natomiast, że Łukaszence szybko kończą się pieniądze. Oto przegląd sytuacji:
Rezerwy walutowe Białorusi od stycznia do czerwca stopniały o ponad 28% z 5 mld USD do 3,59 mld USD.Można się tego doczytać w tym, bardzo ciekawym opracowaniu Ośrodka Studiów Wschodnich.
Już w 2010 deficyt na rachunku obrotów bieżących Białorusi wynosił 16% PKB. Taki deficyt oznacza m.in. znaczącą przewagę importu na eksportem, czyli wypływ dolarów z kraju ( bo za import do Białorusi nie płaci się przecież rublami białoruskimi )
Brak dolarów w białoruskiej gospodarce powoduje, że białoruskim firmom rosną długi zagraniczne. Rosną też szybko zatory płatnicze pomiędzy firmami, co utrudnia produkcję. Państwowy dług publiczny ma wzrosnąć w tym roku do ponad 70% PKB. Banki komercyjne wprowadziły w sierpniu ograniczenia w płatnościach dolarowych dokonywanych kartami kredytowymi ( czyli nawet białoruskie szychy mają już problem, bo nikt „ z ulicy” zapewne nie ma tam konta dolarowego z kartą kredytową. Czyli już także przydupasy Łukaszenki mają na co narzekać )
Najwyraźniej pojawiły się już plotki o zamrażaniu przez rząd depozytów ludności w bankach, bo Łukaszenka kilka dni temu kategorycznie zaprzeczał że to zrobi.
W związku z tym, że nie ma dolarów, to nie ma jak kupować towarów z zagranicy, więc jest ich coraz mniej. Siłą rzeczy więc to co jest musi drożeć. Inflacja od początku roku to już ponad 45%. Co gorsze Łukaszenka zapowiedział, że nie wycofa się z indeksowania płac i emerytur o inflację właśnie. Każdy wzrost cen powoduje więc wzrost płac. Ludzie więc nominalnie ciągle mają coraz więcej pieniędzy. Ale skoro firmy nie dostarczają na rynek więcej towarów ( bo nie ma dolarów i rosną zatory płatnicze ) to kolejne podwyżki płac tylko potęgują inflację. Spirala się nakręca.
Białoruś próbowała już dewaluować rubla. W maju zdewaluowanogo aż o 56% z dnia na dzień. Taka dewaluacja powoduje, że eksport staje się bardziej opłacalny, więc jest szansa na zarobienie trochę nowych dolarów za granicą. Ale najwyraźniej to nie podziałało, bo rezerwy walutowe nie wzrosły, natomiast z drugiej strony oczywiście taka dewaluacja dodatkowo podpompowała inflację.
Bank centralny właśnie ogłosił już ósmą w tym roku podwyżkę stóp procentowych. Główna wynosi teraz 27%, na początku roku wynosiła tylko 10,5%. W normalnych gospodarkach stopy oczywiście podnosi się też po to, żeby walczyć z inflacją. Tylko, że na Białorusi gospodarka jest już o krok od hiperinflacji. Już nawet minister gospodarki jawnie narzeka, że nie da się przewidzieć tego jaka będzie inflacja, bo Białoruś nie ma uwolnionego, płynnego kursu walutowego. A w takich warunkach w ogóle nie da się niczego przewidzieć.
Łukaszenka ma więc trzy wyjścia. Może zliberalizować gospodarkę i przejść na kapitalizm, ale pierwszy przejaw liberalizacji wywoła rewolucję, w wyniku której zostanie w wersji łagodnej wypędzony, a w drastycznej zabity. Czyli to odpada. Może brnąć dalej, grac na czas i liczyć na cud, ale tutaj możliwości też chyba się kończą. Royal Bank of Scotland właśnie wycofał się z poszukiwania kupców na białoruskie obligacje za granicą. Generalnie podmiotów na świecie, które chcą mieć z Łukaszenką cokolwiek wspólnego jest coraz mniej. Została tylko Rosja. I to jest wyjście trzecie. Można finansować kraj pieniędzmi z Rosji. Rosjanie chętnie pożyczą. Ale mają warunek. Prywatyzacja i w jej efekcie przejęcie wszystkiego co się da na Białorusi, ze szczególnym uwzględnieniem infrastruktury energetycznej. To też Łukaszence nie pasuje, bo bez tych kilkunastu największych firm władza Łukaszenki straci materialne, finansowe podstawy, czyli po prostu zniknie.
Łukaszenka ma więc trzy wyjścia, z których wszystkie trzy oznaczają jego upadek. Prędzej, albo później, mniej lub bardziej drastyczny ale upadek. Dziś wygląda na to, że spróbuje liberalizacji. Zapowiedział uwolnienie kursu walutowego:
Łukaszenka może oczywiście jednocześnie wzorować się na polskich komunistach i próbować swoim własnym upadkiem/bankructwem zarządzać. Właśnie pojawiła się tam doskonale znana w Polsce koncepcja okrągłego stołu. Ale Łukaszenka ma pecha. Aby dobrze się ustawić w wyniku bankructwa państwa potrzeba uwłaszczenia się na państwowym majątku ( w wyniku odpowiednio szybkiej liberalizacji przepisów i wykorzystania okazji zanim ktokolwiek inny zdąży się zorientować ). W Polsce to się udało także dlatego, że w 1988 bankrutował też powoli Związek Radziecki. Dziś Rosja ma się znacznie lepiej i bardzo chce mieć białoruskie aktywa. Uwłaszczy się na nich zapewne nie Łukaszenka i znajomi, ale zupełnie ktoś inny. A Łukaszenka może skończyć co najwyżej jako rosyjska marionetka.
1 komentarz:
Są Jeszcze Chiny .W razie potrzeby mogą przyjśc z pomocą kasą i kapitałem ludzkim.Nasz żond który jest prowadzony na pasku Brukseli i Waszyngtonu jest niestety aż tak tępy że prowadzi według ich dyktanda wrogą politykę wobec Białorusi czym podkopuje pozycję samego Łukaszenki a zarazem przybliża moment przejęcia Białorusi przez Rosję.Najwyraźniej nasz Radzio uczeń tej ofermy Becka chce zobaczyć czogłgi rosyjskie 200km od Warszawy w Brześciu Litewskim.Powinniśmy byli wczesniej wspierać łukaszenke przymknąc oko na łmanie wolności u nas zresztą nie jest z tym najlepiej i uczynić jego państwo np.środkowoeuropejkim Chile.Obydwie gówne partie polityczne naszej sceny politycznej mogą sobie podac rękę w tej kwestii.
Prześlij komentarz