Europejska solidarność nie istnieje. Dowód na to jest w Helsinkach.


Jestem pewien, że europejska solidarność już wkrótce będzie legendarna. Głównie dlatego, że legendy najczęściej mają niewiele wspólnego z prawdą.

We wtorek przekonaliśmy się, jak europejską solidarność pojmują Finowie. Otóż Finlandia postanowiła dołożyć się do wspólnej pomocy dla Grecji, pod warunkiem, że dostanie od Greków zastaw wart dokładnie tyle ile wyniesie fińska pomoc. Tym zastawem ma być…gotówka. Czyli Grecy, żeby dostać pieniądze od Finlandii, muszą najpierw dać pieniądze Finlandii. Jak już dadzą, to wtedy Finowie pożyczą im od siebie tyle samo. A jak kiedyś tam Grecy staną na nogi i oddadzą pożyczone pieniądze Finlandii, to wtedy Finlandia odda im pieniądze, które dostała od nich w zastaw.
 
Obawiam się, że taka konstrukcja intelektualna mogła powstać tylko w ramach Unii Europejskiej.

Absolutnie przygnębiające jest to, że Grecja się na ten absurd zgodziła. Zrobiła to, bo udział Finlandii w pomocy w ramach funduszu EFSF jest ważny, bo akurat Finlandia ma niezagrożony rating AAA. Jej udział w EFSF znacznie więc wzmocni wiarygodność całego przedsięwzięcia. Grecja więc nie protestowała i potulnie zgodziła się z tym, że aby dostać pieniądze z Helsinek, musi najpierw wysłać do Helsinek tyle samo pieniędzy.

Ale to jeszcze nic.Dzisiaj się okazało, że zaczęła burzyć się Austria:


Skoro Finowie mogą dostać zastaw od Grecji, to Austria też chce zastaw. Też oczywiście w formie gotówki.
A potem jeszcze po to samo zgłosili się Słowacy Słoweńcy i Holendrzy.

Wtedy Grecy podobno nieoficjalnie zagrozili, że wycofają się z dealu pomocowego ( czyli jak się domyślam, na złość Europie w odruchu kompletnej rozpaczy po prostu sobie zbankrutują ) Dość pilnie relacjonowało to dzisiaj na twitterze najlepsze źródło od greckiej polityki i gospodarki:

 
W końcu ze strony greckiej stanęło na tym, że zabezpieczenie dostaną tylko Finowie i nikt więcej

Sprawa jest rozwojowa i za chwilę może się okazać, że cały plan ratowania Grecji rozpłynął się w powietrzu i go nie ma. To zupełnie realne, a spadki na giełdach które dziś wróciły z dużą siłą pewnie po części są związane także z dyskontowaniem takiego scenariusza.

Kolejni politycy w kolejnych krajach UE nie chcą pomagać innym krajom, bo szybko rośnie popularność partii otwarcie antyunijnych. Wygląda na to, że coraz więcej ludzi w Europie nie chce pogłębiania integracji europejskiej. Dla polityków prounijnych zjednoczona Europa też tak naprawdę nie jest wartością kluczową, znacznie ważniejsze jest aby po kolejnych wyborach utrzymać się przy władzy. Jeśli  w tym celu trzeba wypiąć się na integrację europejską, większość z nich zrobi to bez wahania. Angela Merkel, która 4 wrzesnia zapewne przegra kolejne wybory lokalne, tym razem w Meklemburgii, nie jest tu żadnym wyjątkiem.

Bardzo możliwe, że fundamenty i idee na których powstała Unia Europejska już nie istnieją. Ani w głowach polityków, ani wśród społeczeństw. Pozostała tylko kasta urzędników i technokratów w Brukseli i Strasburgu, która nie ma absolutnie żadnej legitymizacji politycznej i jest całkowicie oderwana od społeczeństw Europy. Jeszcze parę lat temu mogła te społeczeństwa bezceremonialnie olewać na przykład powtarzając kluczowe referenda w państwach, w których ich wynik był nie po myśli Brukseli. Dzisiaj już się tak nie da. Czasy się zmieniły. Europa się zmieniła. Społeczeństwa można olewać, rynków finansowych i wierzycieli olać się nie da.

Brak komentarzy: