Cudofixing wszechczasów



Dość niesamowity przebieg miała końcówka dzisiejszej sesji na GPW. Wartość WIG20 o 17:20 na koniec notowań ciągłych wynosiła 2317,56. Potem minęło 10 minut składania zleceń na kończący sesję fixing, zlecenia zrealizowano o 17:30 i okazało się, że wartość WIG20 na koniec sesji to… 2317,56. Dokładnie tyle samo co przed fixingiem, z dokładnością co do jednej setnej punktu.

Wątek recesji w Radzie Gospodarcze przy premierze

Rada Gospodarcza przy Prezesie Rady Ministrów, to ciało, które codziennie publikuje całkiem ciekawe biuletyny ze skrótem najważniejszych informacji gospodarczych z dnia poprzedniego. Najciekawsze są jednak dorzucane do tych codziennych biuletynów tak zwane "głosy z Rady", czyli opinie jej członków.
Opinie z poprzedniego tygodnia są bardzo ciekawe. Oto środa:



A oto czwartek:



Wygląda na to, że zdaniem przynajmniej niektórych osób doradzających premierowi, jesteśmy bardzo blisko ryzyka recesji. Tu należy podkreślić, że minister finansów nie wchodzi w skład Rady Gospodarczej przy premierze i może w związku z tym mieć zupełnie inne zdanie. Całkiem możliwe, że nawet ma inne zdanie.

NBP nie chce osłabienia złotego

Prezes NBP Marek Belka powiedział dziś jedno ważne zdanie :


Moim zdaniem to wskazanie, że polska gospodarka ze spowolnienia 2012-2013 ma wychodzić zupełnie inaczej niż w 2009. Wtedy kluczowe było osłabienie złotego, euro prawie po 5 PLN, co pomagało eksportowi, a eksport z koleu utrzymał nam PKB powyżej zera. Teraz szef NBP nie chce słabszego złotego, a sam eksport nie stanowi dla niego klucza do sukcesu. Ciekawe dlaczego ?

Prezes Belka wspomina o złych stronach słabszego złotego. Na przykład o tym, że wzrosłyby raty kredytów w walutach obcych, przez co ci zadłużeni mieliby mniej pieniędzy na wydatki po spłaceniu raty. Czyli prezes wskazuje na ryzyko przygaszenia konsumpcji. Ale moim zdaniem są też inne czynniki.

Przy słabszym złotym portfel kredytowy w bankach automatycznie się powiększa, bo rośnie dług zaciągnięty w walutach obcych przeliczany na PLN. Jeśli portfel kredytowy w bankac wzrośnie tylko przez słabszego złotego, to nie będą one mogły dalej go zwiększać udzielając kolejnych kredytów. Czyli słaby złoty źle wpłynie na akcje kredytową, czyli na potencjalne inwestycje, a także na konsumpcję. Natomiast jeśli NBP obawia się tego, że banki w 2013 będą musiały zwiększać odpisy na utracone kredyty, bo ich spłacalność zacznie się psuć (więcej bezrobotnych, krach w budowlance), to takie puchnięcie portfeli przez słabego złotego będzie ostatnią rzeczą, jaka będzie im potrzebna. W scenariuszu pesymistycznym wręcz może nas przybliżyć do kryzysu w sektorze bankowym, a tego z pewnością nikt nie chce.

No i do tego inflacja. Słaby złoty to natychmiast wyższe ceny paliw i całej masy innych towarów importowanych. Dopuszczenie do osłabienia złotego stawiałoby więc pod znakiem zapytania długość i głębokość cyklu obniżek stóp procentowych. Jeśli NBP chce pobudzać gospodarkę tanim dostępem do pieniądza, to obniżek musi być sporo, a więc inflacja musi spadać. A do tego bardzo przyda się złoty mocny, a nie słaby. Dlatego tym razem z kryzysu nie będziemy wychodzić osłabiając walutę. 

Dziś dwudziesty czwarty - czyli koniec spadków ?

Dziś dwudziesty czwarty października. A skoro dwudziesty czwarty, to możliwe, że mamy lokalny dołek. Ta prawidłowość na warszawskiej giełdzie jest w tym roku uderzająca. Od marca każdego miesiąca dołki mamy albo dwudziestego czwartego, albo w ciągu paru dni po dwudziestym czwartym:



Te dołki nie zawsze oznaczają zmianę trendu, ale zawsze rynek przynajmniej przez kilka dni szedł potem w górę. A w przypadku dołków z maja, z lipca, a także z września 2011 były to momenty znaczące. Teraz też może to być dołek znaczący, bo wykres doszedł do średniej 200-sesyjnej i jesteśmy bardzo blisko starej, być może już troche zapomnianej linii ograniczającej od góry trend boczny, który trwał prawie rok Wygląda na to, że te linie (bo ta ograniczająca ten trend od dołu również) nadal mają jakieś znaczenie.

W stronę recesji, odcinek kolejny

Z całej masy danych opublikowanych dziś przez GUS polecam dwie rzeczy. Roczne skumulowane zużycie energii elektrycznej teraz jest już bardzo wyraźnie pod kreską, spadek wynosi -0,6% i jest najgłębszy od stycznia 2010



Po drugie nowe zamówienia w przemyśle - we wrześniu spadły o 13%. To największy spadek od października 2009.



Do tego sprzedaż detaliczna, która rośnie rok do roku o 3,1%, ale to wzrost w cenach bieżących, czyli nie uwzględniający inflacji. Inflacja w tym czasie wyniosła 3,8%, czyli realnie sprzedaż detaliczna zmalała, a to pierwszy taki spadek od kwietnia 2010.

Prawdę mówiąc wyszukiwanie kolejnych dowodów na spowolnienie gospodarcze i zagrożenie recesją zaczyna mnie już nieco nużyć. Pół roku temu było to zadanie nowatorskie, dzisiaj mówią już o tym wszyscy. Teraz znacznie ciekawsze będzie wyszukiwanie dowodów na zbliżającą się deflację. O tym wszyscy będą mówić pewnie gdzieś w okolicach kwietnia - maja 2013.

Polska miała 76,7 mld PLN deficytu w 2011

76,68 mld PLN -  tyle wyniósł prawdziwy deficyt w finansach publicznych Polski w 2011. To 5% PKB. GUS podał dziś dane, które porządkują obraz sytuacji finansowej kraju w ciągu ostatnich czterech lat. Nie ma tu ani słowa o tak zwanym deficycie budżetowym, który kiedyś był w miarę przybliżoną miarą prawdziwego deficytu, ale odkąd ministrem finansów jest J.Rostowski jest zupełnie nieistotną informacją.

Weekendowe ćwiczenia z inflacją

Inflacja w Polsce  to ostatnio 3,8%. W przyszłym roku ma być wyraźnie mniej. Inflacja to oczywiście średni wzrost cen towarów i usług konsumpcyjnych w państwie w ciągu ostatnich dwunastu miesięcy. Dlaczego tych miesięcy jest akurat dwanaście ? Zapewne dlatego, że dają one równo rok, a w stosunku rocznym właśnie podaje się w gospodarce wszelkiego rodzaju oprocentowania - kredytów, lokat, obligacji itd. Jak inflacje mamy roczną, to łatwo to ze sobą porównywać. Ale raz na jakiś czas, w sobotę, można sobie odejść od ustalonych wzorców.

Gdzie ten Eurogeddon ?

Niesamowicie wyglądają notowania jednostek funduszu Eurogeddon wymyślonego przez profesora Krzysztofa Rybińskiego. Sam profesor jest chyba najbardziej pesymistycznym ekonomistą Polski, ale - co niezwykle cenne i rzadkie - nie ograniczył się tylko do słów i stworzył produkt, który da zarobić, kiedy scenariusze profesora się zrealizują. Tylko, że te scenariusze nie chcą się realizować.

W stronę recesji



O tym, że w połowie października zobaczymy dane o wrześniowym spadku produkcji – pierwszym spadku od trzech lat – było wiadomo co najmniej od miesiąca. Głębokość tego spadku przekroczyła jednak nawet moje, pesymistyczne oczekiwania. We wrześniu produkcja była niższa niż rok temu o 5,2%. To wynik najgorszy od kwietnia 2009. Produkcja budowlana we wrześniu spadła o 17,8% - to największy spadek od lutego 2010.

Średnia płaca w Polsce - 3640 PLN, czy 1600 PLN ?

Już jutro GUS pokaże nam pierwszy od trzech lat spadek produkcji przemysłowej. Dziś pokazał nam pierwszy od kwietnia 2010 spadek zatrudnienia w przedsiębiorstwach (dokładnie o 0,01% rdr, ale jednak to spadek)  i najsłabszą dynamikę płac w firmach od stycznia 2010. Ale to i tak nie była najciekawsze publikacja dnia.

Szok roku 2012, czyli MFW zupełnie zmienia poglądy

Rok 2012 jest w światowej gospodarce bardzo dziwny. Najpierw strefa euro przestała słuchać się Niemców, potem amerykański bank centralny przestawił się z celu inflacyjnego na cel "bezrobociowy", ale moim zdaniem wszystko to przebija zwrot jaki właśnie wykonał Międzynarodowy Fundusz Walutowy. To wydarzenie szokujące, to mniej więcej tak jakby nagle kościół katolicki poparł eutanazję, albo aborcję.

Expose 2.0, czyli rząd niczego nie poprawi, ale też nie pogorszy



Z tak zwanego expose 2.0 Donalda Tuska wynika, że rząd zmienił obowiązującą po 2008 filozofię polityki gospodarczej, ale na poziomie szczegółowych rozwiązań nie ma żadnej recepty na poprawę sytuacji w 2013.

Najważniejsze jest to, że rząd bardzo dobitnie podkreślił, że mając do wyboru wykluczające się nawzajem priorytety w postaci obniżania deficytu i walki z długiem publicznym z jednej strony i promowania wzrostu gospodarczej przez wspieranie inwestycji i rynku pracy z drugiej strony wybiera priorytet drugi. I to jest bardzo dobry wybór.

Wszyscy skrupulatnie podliczający obietnice wydatków inwestycyjnych, które dziś padły powinni pamiętać, zanim to skrytykują, co jest alternatywą. W obecnej sytuacji gospodarczej w Europie dalsze ścinanie deficytu kosztem ograniczania inwestycji ( tak jak w 2012 ) groziłoby recesją i znacznym wzrostem bezrobocia.

Z drugiej strony Polska nie ma też tego luksusu, że może nagle znacząc zwiększać wydatki inwestycyjne powiększając dług publiczny. Przyjęto drogę pośrodku, czyli nowych inwestycji jest niewiele, ale za to nie obcięto tych, które od dawna zapowiadano. Bo przecież te 60 mld na energetykę, 43 mld na drogi, czy 30 mld na kolej to nie jest nic nowego. To i tak miało zostać wydane. Natomiast była realna groźba, że ta kasa zostanie obcięta, żeby zmniejszać deficyt budżetowy. Z wystąpienia premiera wynika, że tych cięć nie będzie. To oznacza, że będzie albo większy deficyt, albo wyższe podatki. O podatkach nie było ani słowa, zakładam więc, że rząd akceptuje większy deficyt. Wydaje mi się, że rynek finansowy również ten scenariusz uważa za najlepszy w smutnej rzeczywistości roku 2013. Taki wariant daje największe szanse na dość sprawny powrót do wyższych dynamik wzrostu PKB po 2013.

W dobrą stronę idą pomysły ułatwień w VAT, przywrócenia elastycznego czasu pracy, czyli rozwiązania nadzwyczajnego z 2009 roku, ale to też raczej nie zwala z nóg. Kwestie związane z urlopami macierzyńskimi uważam za w ogóle nie związane z sytuacją gospodarczą Polski w 2013, czyli z tego punktu widzenia nieistotne (chociaż bardzo mi się podobają)

Stosunkowo najciekawszy jest pomysł stworzenia spółki Inwestycje Polskie, która miałaby być zasilona 40 miliardami z BGK, który to BGK ma te pieniądze stworzyć na bazie wartego 10 mld pakietu akcji spółek skarbu państwa. To fajny pomysł, bo wykorzystuje dźwignię banku, tego faktycznie w polskich rozwiązaniach rządowych do tej pory nie było. Ale tu niestety zdecydowanie brakuje szczegółów – nie wiadomo na przykład, czy rząd te akcje za 10 mld sprzeda bankowi, czy może podniesie kapitał w banku wnosząc te akcje aportem. Nie wiadomo też jak i kiedy bank te akcje miałby sprzedawać. A może ich nie sprzeda, tylko zastawi w zamian za gotówkę ? Tutaj szczegóły mogą zmieniać efekt końcowy.

No i najważniejsza niewiadoma. Na co te 40 mld ma pójść ? Moim zdaniem jeśli na dofinansowanie inwestycji prywatnych, to będzie to rozwiązanie pożyteczne, jeśli na inwestycje publiczne typu łupki itd. to będzie to raczej kasa zmarnowana i z całego rozwiązania pozostanie tylko ciekawa konstrukcja. Zwłaszcza, że jakość zarządu będzie zapewne niska, bo spółka zostanie wpisana w karuzelę z konfiturkami i obsadzona głównie kolesiami z PO / PSL, których potem zastąpią inni kolesie z SLD / PiS itd. Nie spodziewałbym się tam jakichś poważnych profesjonalistów.

Najbardziej w całym wystąpieniu premiera podoba mi się jednak ten skromny, słabo zauważony akapit:


Jeśli kodeks budowlany ma zawierać ułatwienie uzyskiwania pozwoleń na budowę, to nie mogę się doczekać. Jeśli to „centrum sądownictwa gospodarczego” sprawi, że poszkodowani przez Amber Gold będą czekać na kasę krócej niż 3 lata, a czas trwania innych tego typu spraw będzie liczony w tygodniach a nie latach, to będzie to pierwsza naprawdę duża reforma od lat. Za to trzymam kciuki mocno. Ale z drugiej strony w to nie wierzę. Jestem głęboko przekonany, że w polskiej polityce nie ma nikogo kto nie tylko chciałby zrobić jakąś reformę, ale też wiedziałby jak ją zrobić. Nikt w żadnej partii nie wie jak na przykład zinformatyzować sądy, czy służbę zdrowia, bo nikt nie wie, co powinno być w programie informatycznym, żeby był dobry i faktycznie te dziedziny życia usprawnił. Dlatego od lat tylko się o tym mówi, ale nikt tego nie robi i zapewne nie zrobi. Ten jeden akapit niczego tu nie zmieni. Z drugiej strony nawet jeśli się mylę, to te pożyteczne, rewolucyjne wręcz reformy usprawnią państwo, ale w długim terminie – nie w 2013. A to miało być wystąpienie o tym jak pobudzić wzrost gospodarczy w Polsce już teraz, bo własnie teraz gospodarka się sypie. Od tej strony wystąpienie Tuska nie przyniosło żadnego odważnego rozwiązania, które faktycznie mogłoby odwrócić spadającą dynamikę PKB. Żadne z zaproponowanych rozwiązań nie odsunie od nas spadku dynamiki PKB i wzrostu bezrobocia. No ale oczywiście mogło być znacznie gorzej. Rząd mógł się uprzeć przy ograniczaniu długu publicznego i zepchnąć gospodarkę w recesję. Skoro chociaż z tego zdał sobie sprawę, to zawsze jest to jakiś plus.

Zasadnicza różnica między Polską a Czechami wg MFW

Niby drobna rzecz, ale jednak budzi zastanowienie. W ostatnim raporcie Międzynarodowego Funduszu Walutowego oprócz całej masy bardzo interesujących rzeczy, prognoz, analiz itp jest także taka plansza:



To, co ta plansza pokazuje jest akurat w tym momencie mniej istotne. Chodzi mi o podział zastosowany przez MFW: jedna linia to emerging market economies czyli kraje rozwijające się, a druga linia to advanced economies, czyli kraje rozwinięte. Zastanawia mnie to, jak MFW przyporządkował państwa do poszczególnych grup:


Nie rozumiem dlaczego Polska i Czechy są w różnych grupach. Czesi są w grupie gospodarek rozwiniętych, a Polska w grupie krajów rozwijających się. W czym Czechy są bardziej rozwinięte niż Polska ? Czy faktycznie ich gospodarka jest bardziej podobna do gospodarek USA, Wielkiej Brytanii, Australii niż do gospodarek Polski, Węgier, Meksyku, czy Turcji ? Z drugiej strony skoro Czesi są rozwinięci ( tak przy okazji, Słowacja jako element strefy euro też jest rozwinięta ), to może Polskę też możnaby do tej grupy wcisnąć ? Skoro minister spraw zagranicznych potrafi interweniować w sprawie braku polskich programów w telewizorze w jakimś tam zagranicznym hotelu, to w tej sprawie może też mógłby spróbować coś zdziałać. I wtedy będziemy już nie jak Bułgaria i Wenezuela, ale jak Szwajcaria i Kanada, a nawet jak Czechy i Słowacja.

Początek końca kryzysu w Europie ?

Kapitał wraca do Hiszpanii. Przestał uciekać do Niemiec. Tak wyglądała strefa euro we wrześniu, po przełomowych decyzjach Europejskiego Banku Centralnego. System Target2, monitorujący przelewy i transakcje w strefie euro we wrześniu pierwszy raz w tym roku zanotował odwrócenie dotychczasowych ról Hiszpanii i Niemiec. Oto miesięczne napływy/odpływy pieniędzy z sektorów bankowych w Hiszpanii i w Niemczech w ciągu ostatniego roku, w mld euro:


We wrześniu do Hiszpanii wróciło ponad 34 mld euro, w tym samym czasie z Niemiec wypłynęło prawie 56 mld euro. Kierunek przepływu się zmienił. To jak duża to zmiana i po jak długim okresie ruchu tylko w  jednym kierunku jeszcze lepiej widać na wykresie pokazującym przepływy w strefie euro w sposób skumulowany w ciągu ostatnich kilku lat:


Interpretacja wykresu jest dość łatwa - im bardziej rozwarte nożyce pomiędzy napływami do Niemiec, Holandii, Luksemburga, czyli państw bezpiecznych, a odpływami z Hiszpanii, Włoch, a wcześniej Irlandii, Grecji czy Portugalii, tym większy kryzys w strefie euro. Wrzesień na tym wykresie wygląda spektakularnie. Nie wiem czy to prawdziwy początek końca kryzysu, ale wiem, że początek końca kryzysu właśnie tak powinien wyglądać.

3651% w 10 lat w Reserved

Petrolinvest, tak jak podejrzewałem dzisiaj nie dał rady linii bessy, o której wspominałem wczoraj i spadł o ponad 10%. Dziś mój drugi ulubiony wykres giełdowy, czyli coś zupełnie przeciwnego do Petrolinvestu. Nieustająca hossa, czyli LPP:


LPP to polski gigant odzieżówki, przede wszystkim właściciel marki i sklepów Reserved, a do tego także Cropp, House i Mohito. Jeśli ktoś nie był nigdy w sklepie Reserved to znaczy, że prowadzi specyficzny tryb życia. LPP jest na giełdzie od ponad 10 lat. Dokładnie 10 lat temu - 9 października 2002 te akcje kosztowały 100,50 PLN. Dziś ustanowiły nowy rekord i kosztują 3770 PLN. Na polskiej giełdzie nigdy wcześniej nic tyle nie kosztowało. Najważniejsze jednak, że w ciągu 10 lat na tych akcjach można było zarobić 3651%. Czyli jak ktoś w nie zainwestował na przykład 10 tysięcy złotych, to dziś ma ponad 375 tysięcy. Nawet uwzględniając inflację wygląda to dość imponująco.

Petrolinvest w kluczowym momencie

Mój ulubiony wykres giełdowy znów wygląda pięknie:


Petrolinvest czwarty raz w swojej ponadpięcioletniej giełdowej karierze dochodzi do linii bessy. Tym razem na fali pogłosek o tym, że Francuzi z Totala, współpracującego z Petrolinvestem znaleźli w Kazachstanie ropę. Pogłoski wywindowały cenę akcji o blisko 100% w ciągu kilkunastu dni.

Oczywiście pogłoski, które powodowały testowanie linii bessy w maju 2008, marcu 2010 i czerwcu 2011 też były super. Między marcem 2010 a czerwcem upłynęło 15 miesięcy, a między czerwcem 2011 a październikiem 2012 16 miesięcy. Czyli jest w tym jakaś regularność, to kolejny raz Petrolinvest linię bessy powinien testować za 17 miesięcy, czyli w marcu 2014. No chyba, że tym razem tę linie przebije i rozpocznie nowy trend wzrostowy. Aby tak się stało, w to, że Petrolinvest faktycznie ma ropę w Kazachstanie musi uwierzyć jeszcze więcej inwestorów.