Konsumpcyjna recesja


Dane o wzroście PKB Polski w trzecim kwartale są koszmarne. Wzrost o 1,4% rdr jest najgorszy od drugiego kwartału 2009. Co ważniejsze, fatalnie wygląda przekrój przez PKB:



To, że gospodarkę w trzecim kwartale ciągnie nam do przodu eksport netto nie jest zaskoczeniem. Tak jest od początku tego roku, tak też było w szczycie kryzysu w 2009. To, że maleją zapasy i zmniejszają się inwestycje także jest typowe dla kryzysu i także widzieliśmy to w 2009. Jedna nowa rzecz, której do tej pory nie było, a która przesądza o tym, że te dane są koszmarne, to konsumpcja prywatna, która rośnie tylko o 0,1% rdr. Nawet w 2009 dynamika konsumpcji nie schodziła poniżej 0,7%. W ujęciu kwartał do kwartału konsumpcja prywatna spadła. Pierwszy raz od...hen hen, kiedy to było...Wiktor Wojciechowski, główny ekonomista Invest Banku ma dłuższy szereg danych w excelu niż ja, więc sprawdził kiedy ostatnio było z konsumpcją tak słabo



Ze słabiutkiej konsumpcji płyną dwa wnioski, o których pisze Agata Urbańska z HSBC



Po pierwsze, 2013 może być gorszy, niż do tej pory wszyscy oczekiwali, bo wystarczy, że inwestycje jeszcze trochę się cofną (a zapewne tak będzie) i bez wzostu konsumpcji będziemy w recesji. Po drugie (i dla mnie ciekawsze) rosną szanse na to, że przy tak słabej konsumpcji inflacja będzie spadać szybciej. Podtrzymuje więc swój pogląd, że za kilka miesięcy będziemy na serio rozmawiać o ryzyku deflacji w Polsce.

Rajd św. Mikołaja już trwa


W Stanach mieli dziś piękną sesję. Indeks S&P 500 po zejściu o 1% w dół odrobił wszystkie straty ze sporą nawiązką i zyskał na zamknięciu blisko 0,8%. Od dołka zrobił więc blisko 2%. A ten dołek nie był przypadkowy. Po fali wzrostowej, która trwała od połowy listopada, rynek amerykański wszedł w korektę, która trwała 2 i pół sesji i zabrała blisko 38,2% wczesniejszych wzrostów. Mamy więc za sobą korektę prawie idealnie do poziomu Fibonacciego.



Co ciekawe, cała ta fala wzrostowa z drugiej połowy listopada to też była korekta w większym trendzie spadkowym, który obowiązuje od połowy września. Korekta wzrostowa zabrała jak do tej pory dokładnie 50% wcześniejszego spadku, czyli mamy kolejne zniesienie Fibonacciego. Po dzisiejszej sesji poziom ten jest lekko naruszony, co daje nadzieje na dalsze wzrosty



Jeśli Ameryka będzie dalej rosnąć, to powinno to pomagać wzrostom także na polskiej giełdzie. Tutaj WIG20 zszedł dziś od góry do przebitej wcześniej linii oporu, zamieniając ją we wsparcie. Jednocześnie potwierdził linię wsparcia w trwających od 9 listopada wzrostach



W szerszym, bardziej długoterminowym ujęciu widać, że ten 9 listopada był istotny, bo wtedy chyba już definitywnie odbiliśmy się od przebitej we wrześniu linii wyznaczającej przez wczesniejsze 12 miesięcy trend boczny.



Wybicie było we wrześniu, potem mieliśmy cofnięcie w ramach potwierdzania od góry przebitej linii oporu. Przełom października i listopada to była walka o to, aby pozostać nad linią, co się udało. Od 9 listopada trwa więc nowa fala wzrostowa. Albo inaczej: od 9 listopada trwa rajd św. Mikołaja.

Piękno ekonomii



Rada Polityki Pieniężnej w swojej opinii do budżetu państwa na 2013 ( dość krytycznej opinii ) pięknie, w jednym akapicie, ujmuje sedno problemu przed którym stoi tak właściwie cała Unia Europejska, w tym także oczywiście Polska.

Chodzi o to, czy powinno się teraz walczyć z długiem publicznym, który ciągle jest za wysoki, czy może jednak należałoby się skupić na (kosztownym dla państwa) pobudzaniu gospodarki, tak aby nie wpadła w recesję (kosztowną dla obywateli). Okazuje się, że wg RPP żadna z opcji nie jest dobra



Cięcie deficytu jest niedobre i brak cięcia deficytu też jest niedobry. Oto piękno ekonomii :)

10 miliardów dolarów za polskie obligacje


Inwestorzy zagraniczni kupili w tym roku polskie obligacje rządowe za blisko 10 mld USD i to jest świetny wynik na tle innych krajów rozwijających się. Tak przynajmniej wynika z planszy przygotowanej przez Barclays Research w opracowaniu dotyczącym nie Polski, tylko Rosji. Ale Polska na tej planszy wygląda zdecydowanie bardziej interesująco:



Jak widać polski rynek obligacji jest w tym roku jednym z liderów wśród wszystkich najważniejszych światowych emerging markets (Chin na planszy nie ma, bo Chiny raczej nie mają wolnego rynku obligacji). Więcej pieniędzy niż na polski rynek popłynęło tylko do RPA i do Turcji, która jest zdecydowanym liderem w przyciąganiu kapitału na rynek.

10 mld USD to jakieś 32 mld PLN, czyli mniej więcej tyle, ile tegoroczny deficyt budżetowy (34 mld PLN po październiku). To był luksusowy rok dla ministerstwa finansów. Trzymam kciuki, żeby nie było tak, że w tym roku 10 mld USD przypłynęło, a w przyszłym 10 mld USD odpłynie.

A o raporcie Barclaysa o Rosji, swoją drogą bardzo ciekawym, wspominał dzisiaj na twitterze Joseph Cotterill z Financial Timesa

WIG za chwilę rozpocznie nową falę. Wzrostową, albo spadkową :)


Warszawska giełda jest w bardzo ciekawym momencie. Łatwo to zauważyć, jeśli się spojrzy na wykres indeksu WIG. Taki dwudziestoletni wykres:



Z jednej strony w maju odbiliśmy się od dolnej granicy trendu wzrostowego, który rozpoczął się w 1995. Z drugiej strony jesteśmy już bardzo blisko linii bessy, pociągniętej od szczytu wszechczasów z 2007. Dokładniej wygląda to tak:



Linia hossy i linia bessy przetną się w drugiej połowie 2013. Do tego momentu trzeba będzie zdecydować, w którą stronę idziemy. Moim zdaniem będzie to w dużym stopniu zależeć od tempa, w jakim polska gospodarka będzie się wydobywać z recesji, w którą wpadnie w pierwszej połowie 2013. Jeśli prognozy będą dobre, wtedy dyskontowanie nowej fali wzrostu gospodarczego wywoła nam nową falę hossy. Istotny będzie także apetyt na ryzyko ze strony inwestorów zagranicznych, a to z kolei pochodna sytuacji w strefie euro. Ale to jakim dyskontem inwestorzy z zewnątrz nakładają na nasz rynek zależy przecież także od perspektyw gospodarki polskiej. Znów więc wracamy do tego kiedy i w jakim stylu będziemy się wygrzebywać z dołka koniunktury. Oczywiście rynek dyskontuje przyszłość, więc fala powinna się rozpocząć z kilkumiesięcznym wyprzedzeniem, w okolicach pierwszego kwartału 2013. Fala w górę, albo w dół. To interpretacja fundamentalna.

Można też odłożyć fundamenty na bok i podejść do tematu czysto technicznie. Gdyby rynek chciał decydować się na scenariusz optymistyczny, to wybicie może nastąpić szybciej niż za kilka miesięcy. Wszak do przełamania linii bessy brakuje nam dzisiaj wzrostu o jakieś 1,6%. A do takiego wiarygodnego wyjścia górą, bez obawiania się, że to pułapka - wzrostu o jakieś 6%, do 47000 pkt. Na tym poziomie sytuacja dla wszystkich powinna być już jasna.


Deflacja watch

Inflacja w Polsce to ciągle jeszcze 3,8%, czyli dużo. Ale to się zmieni. Wg GUS największy wpływ na poziom inflację ciągle mają drożejące paliwa:


We wrześniu roczny wzrost ich ceny wynosił aż 13%. Zakładam, że w najbliższych miesiącach inflacja w Polsce będzie bardzo szybko spadać. Częściowo przez recesję i spadek presji popytowej, ale częściowo także przez zmianę cen paliw.

Tak wygląda cena oleju napędowego w hurcie w PKN Orlen od początku 2011 roku:


Widać, że szybko wzrost to raczej rok 2011, a rok 2012 to już bardziej trend boczny. Roczna zmiana ceny jest przez to coraz mniejsza:



Dzisiaj metr sześcienny ON w hurcie kosztuje 4430 PLN. Dokładnie rok temu kosztował 4371 PLN. A 16 listopada 2011 był po 4433 PLN. Jeśli Orlen nie podniesie cen, w najbliższą sobotę, pierwszy raz od wielu wielu miesięcy, paliwo u największego polskiego producenta będzie tańsze niż rok temu.



Powyżej obecnej ceny są średnie ceny ON ze stycznia, lutego, marca, kwietnia i maja 2012. Jeśli nie będzie podwyżek to przez cały ten czas ceny paliw będą czynnikiem prodeflacyjnym. A ropa jakoś niespecjalnie drożeje na rynkach, złoty też niespecjalnie chce się osłabiać.

Soros uratuje Grecję przed bankructwem ?

George Soros chyba ma trochę pieniędzy dla Grecji. Tak przynajmniej można zrozumieć jego słowa z wywiadu dla Bloomberg Business Week


Te słowa są ważne, bo Grecja w najbliższy czwartek musi wykupić zapadające trzymiesięczne bony skarbowe. Za 5 mld EUR. Kasy na to nie ma, bo ciągle się nie dogadała z Troiką w sprawie kolejnej transzy pomocy. Można oczywiście próbować to zrolować. Wyemitować kolejne bony skarbowe i za kasę zdobytą w ten sposób spłacić te stare. Tylko kto kupi nowe bony ? Od miesięcy kupcami na kolejnych przetargach są głównie greckie banki, nie ma tam już nikogo z zagranicy. Greckie banki kupują od rządu bony tylko po to, aby natychmiast zastawić je w ECB i uzyskać w zamian gotówkę, dzięki której ciągle jeszcze jakoś wiążą koniec z końcem.

Problem polega na tym, że w ECB są limity ograniczające to ile jakich papierów można przyjąć w zastaw. Tych greckich ECB ma już pod korek. Ale oczywiście limit zawsze można zwiększyć - parę razy to już się działo. Tylko, że tym razem ECB zwiększać limitu nie chce. Brak nowej gotówki dla greckich banków może oznaczać, że na przetargu nowych bonów nie będzie nikogo. A to z kolei może oznaczać, że Grecja zbankrutuje w najbliższy czwartek.

Dlatego deklaracja Sorosa pojawiająca się akurat teraz może zmienić sytuację. Grecki rząd właśnie ogłosił przetarg nowych bonów skarbowych, który odbędzie się we wtorek. Niby nic nadzwyczajnego, bo ten dzień jest od dawna zaznaczony w kalendarzu nowych emisji:



Ale jak widać, planowana była tylko aukcja bonów 13tygodniowych. Tymczasem na wtorek zapowiedziano także emisję bonów czterotygodniowych. Z tych papierów Grecja chce zebrać 2,12 mld EUR czyli więcej kasy niż z 13-tygodnowych.


Pożyczanie na 4 tygodnie wygląda na ruch szczerze rozpaczliwy. No chyba, że to emisja specjalnie dla Georga Sorosa.

Tak czy inaczej, po wyborach w USA Grecja wraca jako temat na rynki finansowe i to wraca z hukiem.

Ameryka poniżej średniej 200sesyjnej

Dziś amerykański indeks S&P500 pierwszy raz od czerwca zakończył sesję poniżej swojej średniej 200-sesyjnej. Ta średnia, zwłaszcza w USA, jest bardzo ważna. Przejście indeksu przez tę średnią w górę, lub w dół jest natychmiast silnie nagłaśniane jako sygnał, że rynek jest w trendzie wzrostowym, albo spadkowym ( czyli automatycznie przejście na drugą stronę średniej oznacza zmianę trendu ).

Dzisiaj S&P500 spadł pod średnią. Czyli teoretycznie należy akcje sprzedawać. Radziłbym jednak dokładniej przeanalizować co się działo z giełdą we wcześniejszych podobnych przypadkach. Weźmy pod uwagę okres ostatnich czterech lat. Mamy tu cztery ciekawe przypadki:



Przypadek pierwszy - lato 2009. Po zakończeniu wielkiej zwały wywołanej bankructwem Lehman Brothers indeks rośnie od marca i w końcu dociera do średniej, po czym ją przebija. A następnie ześlizguje się po niej w dół, chociaż ciągle pozostaje powyżej. Ale mimo to spada jeszcze przez półtora miesiąca i kolejną falę wzrostową zaczyna dopiero w lipcu.

Przypadek drugi - wiosna 2010. Najpierw 6 maja kurs spada pod średnią na 1 dzień i niczego to nie zmienia. 20 maja spada pod średnią jeszcze raz, tym razem na dłużej, ale wywołuje to spadek tylko o kolejne 5%. Wcześniej od kwietniowego szczytu indeks spadł już o blisko 10%, czyli przebicie średniej to tak własnie początek końca spadków, a nie ich początek. Potem w czerwcu i w sierpniu kurs przebija średnią od dołu w górę, ale za każdym razem są to wybicia fałszywe. Do trendu wzrostowego udaje się wrócić dopiero za trzecim razem (głównie dlatego, że Bernanke wtedy zapowiada QE2)

Przypadek trzeci - lato 2011. W sierpniu kurs spada poniżej średniej 200sesyjnej i wywołuje to spory popłoch na rynku, indeks spada łącznie jeszcze o 16,5%. Potem średnia działa jako opór przy próbach powrotu do wzrostów. Udaje się dopiero za czwartym razem.

Przypadek czwarty - wiosna 2012. 1 czerwca sesja kończy się dokładnie tak samo jak dzisiaj. Duży spadek i przebicie średniej pod koniec sesji. Następnego dnia rynek wyznacza lokalny dołek, spadek zostaje powstrzymany. Kolejnego dnia mamy lekki wzrost, jesteśmy trzeci dzień tuż pod średnią. Kolejnego dnia kurs wraca nad średnią, rozpoczyna się kolejna fala wzrostowa.

Każdy przypadek jest inny. Przebicie średniej 200 sesyjnej może wywołać mały spadek, duży spadek, albo niczego nie wywołać (jeśli to lekkie jednodniowe przebicie). Czasami też po przebiciu średniej kurs zachowuje się odwortnie, niż to się opisuje w literaturze.

Czyli jeszcze raz.

Dziś amerykański indeks S&P500 pierwszy raz od czerwca zakończył sesję poniżej swojej średniej 200-sesyjnej. Ta średnia, zwłaszcza w USA, jest bardzo ważna. Ale na razie nic z tego nie wynika.

Jutro za to będzie bardzo ciekawa sesja w Stanach. 

Doganiamy Czechów


Notowania polskich obligacji skarbowych biją kolejne rekordy, pomaga nam poprawa sentymentu wobec całego regionu ( wyższy rating Turcji ), a przede wszystkim oczekiwanie na rozpoczęcie cyklu obniżek stóp procentowych przez RPP ( to już jutro ). Z tym oczekiwaniem skorelowane jest również przekonanie o tym, że inflacja w przyszłym roku będzie znacznie niższa niż w tym, a więc to ostatni moment, żeby kupić sobie polskie obligacje z rentownością na przykład 4,5% w przypadku 10letnich, czyli około 4% w przypadku 5 letnich.

Popularność polskiego długu, a co za tym idzie brak jakichkolwiek problemów z finansowaniem deficytu, oraz z rolowaniem długu na kolejne terminy powoduje, że znacząco spada postrzegane przez rynek ryzyko bankructwa naszego kraju. Bardzo ciekawie wyglądają notowania polskich CDSów, zwłaszcza, kiedy je porównamy z CDSami Rosji i Czech


Widać wyraźnie, że sentyment do regionu poprawia się, bo cała trójka systematycznie poprawia swoje notowania. Ale widać też wyraźną zmianę w ostatnich tygodniach. Wcześniej to Czesi byli zdecydowanym liderem regionu jeśli chodzi o wiarygodność i bezpieczeństwo finansowe, a Polska była wyceniana mniej więcej tak samo jak Rosja. Teraz zostawiliśmy Rosję wyraźni w tyle i prawie dogoniliśmy już Czechów. Jeśli trend się utrzyma, za parę tygodni minister Rostowski będzie mógł tryumfalnie ogłaszać, że jesteśmy najbardziej wiarygodni w Europie Środkowej.

Na razie nasz koszt ubezpieczenia od bankructwa (CDS) to 90 punktów bazowych, a ten czeski to 77 bps. Różnica to tylko 13 bps. Rok temu ta różnica wynosiła 129 bps.

( dane o notowaniach CDS pochodzą ze strony Deutsche Banku )

Twitter, giełda i minister




Minister spraw zagranicznych Radosław Sikorski napisał wczoraj na twitterze to:



Jak widać napisał to o 15:56, czyli w trakcie trwania sesji giełdowej. Co ciekawe, wczoraj akcje PGNiG w ogóle na tego twitta nie zareagowały.



Reakcja była dziś, już po oficjalnym komunikacie PGNiG opublikowanym rano



W twicie ministra nie ma nic o PGNiG, ale nawet osoba słabo zorientowana w rzeczywistości wie, że gaz z Rosji kupuje w Polsce głównie PGNiG, który jest na giełdzie. Osoby umiarkowanie zorientowane wiedzą, że PGNiG od miesięcy rozmawiał z Gazpromem w sprawie zmiany formuły cenowej na lepszą dla strony polskiej. Ta wiedza i to, czy była ona wystarczająco powszechna, czy nie, to kwestia kluczowa dla oceny, czy minister ujawnił informację poufną, czy nie ujawnił. Bo przepisy mówią, że informacja poufna ma być precyzyjna, czyli ma w wystarczającym stopniu umożliwić ocenę potencjalnego wpływu informacji na cenę.


To jest sedno. Minister nie pisze „ PGNiG podpisał aneks z Gazpromem i zarobi na tym 3 miliardy”, tylko pisze coś o intuicji. Ale dla mnie na przykład jest to jednoznaczna sugestia, że za chwilę coś się wydarzy. Kojarzę tę sugestię z faktami znanymi wcześniej ( o rozmowach ) i dla mnie tweet ministra w tym momencie w wystarczającym stopniu umożliwia ocenę potencjalnego wpływu informacji ( nie tej o intuicji, tylko tej, że za chwilę dowiemy się czegoś dużego ) na cenę. Myślę, że część inwestorów giełdowych przeprowadziłaby ten sam proces myślowy z podobnym efektem końcowym.

Czyli co ? Jednak ujawnienie informacji poufnej ? Niekoniecznie, bo z tego, że mi się tak wydaje niewiele wynika. Może jednak inwestorzy by się nie domyślili. A co, jeśli połowa się domyśli, a połowa nie ? Wtedy niby dla niektórych to jest informacja poufna, a dla innych zwykły tweet. Ciężka sprawa. Bardzo ciekawa. W każdym razie warto pamiętać, że informacji poufnych ujawniać nie wolno



Wydaje mi się, że tweet ministra to informacja poufna tylko, jeśli wykona się pewien proces dedukcji. Nie wiem czy to nie jest pewne naginanie przepisów, które mówią o wystarczającym stopniu precyzyjności. Możliwe, że dla szerokiej rzeszy mniej zorientowanych inwestorów ta informacja była niewystarczająco precyzyjna i sprawy w ogóle nie ma. Wszak wczoraj rynek na twitta nie zareagował. Trzeba było dopiero oficjalnego komunikatu spółki.

Jest też dodatkowa kwestia – czy minister przekazał tę informację ( o aneksie, nie o intuicji ) komuś jeszcze i czy ten ktoś, kto wszedł w posiadanie tej informacji, ale także i sam minister, wykorzystał tę informację. Czyli kupił akcje PGNiG na sesji wczorajszej ? Samodzielnie, albo może ktoś z rodziny. Tutaj z pewnością jest co badać, bo za to są poważne kary



Oczywiście bardzo możliwe, że takie dochodzenie wykazałoby, że nie, że nikt od ministra tego nie wykorzystywał. Nie przesądzam sprawy, bo nie mam do tego ani wiedzy ani uprawnień. Faktem natomiast jest, że sytuacja jest niezręczna.

Co gorsze taka sytuacja może się powtarzać. PGNiG jest spółką giełdową, a jednocześnie jest spółką, która realizuje szereg przedsięwzięć ważnych dla państwa, pilotowanych przez polityków, często tych najważniejszych. Sprawami tymi mocno interesuje się także opozycja. Jest prawdopodobne, że jeśli w przyszłości PGNiG dokopie się do gazu łupkowego, to też jacyś politycy będą chcieli „sprzedać newsa” i ja ich rozumiem, bo będzie to sprawa kluczowa dla bezpieczeństwa energetycznego kraju. Ale z drugiej strony, wg obowiązującego prawa, nie będą mogli powiedzieć nic, bo PGNiG to spółka giełdowa, a więc najpierw musi być komunikat spółki. Zakaz ujawniania informacji poufnej dotyczy każdego, z ministrami, premierem i prezydentem włącznie. Najprościej byłoby zdjąć PGNiG z giełdy. Z drugiej strony rok temu mieliśmy podobną historię z KGHM, expose premiera i zapowiedzią nowego podatku. Tutaj już zdejmowanie z giełdy nie jest żadnym rozwiązaniem, bo podatki mogą dotyczyć każdej spółki.

Na pewno przydałoby się tu jakieś rozstrzygnięcie sądowe, żeby politycy i spółki giełdowe miały na przyszłość w ręku nie tylko treść ustawy, ale też dodatkowe wytyczne. Aby tak się stało sprawę musi zacząć badać KNF, jako podmiot do tego uprawniony i potem ewentualnie skierować ją do prokuratury, a ta do sądu. Prawdę mówiąc nie wierzę, aby tak się stało.Możnaby też doprecyzować ustawę, albo przeszkolić polityków, żeby pamiętali, że informacje dotyczące spółek giełdowych najlepiej podawać poza godzinami sesji giełdowej. Mozna też zanim się coś powie poprosić KNF o wstrzymanie notowań na parę godzin, albo na dzień. To da się zrobić. Albo po prostu zsynchronizować swój przekaz z publikacją oficjalnego komunikatu przez spółkę. No i powstrzymywać się od niejasnych sugestii zasłaniając się intuicją.

A przy okazji, mamy kolejne potwierdzenie tego, o czym już kiedyś pisałem. Twitter jest dzisiaj bardzo ważnym narzędziem i źródłem informacji na rynkach finansowych. Tym razem przekonali się o tym także inwestorzy w Polsce.

We wtorek Obama, a potem spadki ?

Na 2 dni przed wyborami w USA Amerykanie mają najlepsze nastroje od lat. W ciągu całej kadencji Obamy nie było tak dobrze jak teraz. Tak przynajmniej twierdzi Gallup:


Co zwycięstwo Obamy będzie oznaczać dla rynków ? JP Morgan twierdzi, że umocnienie dolara:



Skoro dolar się ma umacniać, to EURUSD poleci niżej, czyli złoty powinien tracić na wartości. Generalnie mocniejszy dolar idzie w parze z tak zwanym riskoffem. Jeśli więc tor myślenia w JP Morgan jest prawidłowy, to zwycięstwo Obamy powinno nam przynieść spadki.

Weterani z Wietnamu i Zatoki Perskiej na rynku pracy USA

Wydarzenie dnia na rynkach to comiesięczny raport z amerykańskiego rynku pracy. Mówi się, że szczególnie ważny, bo ostatni przed amerykańskimi wyborami. Raport wypadł ładnie, korzystnie dla Obamy, nowych miejsc pracy przybyło znacznie więcej niż ktokolwiek oczekiwał, a giełdy zareagowały na raport dość pozytywnie.

Amerykanie analizują swój rynek pracy na wiele sposobów - wg płci, wieku, wykształcenia, nawet koloru skóry, ale mniej więcej tak samo wygląda to na całym świecie. W sumie nic ciekawego. Ale znalazłem u nich jedno kryterium, którego się nie spodziewałem. Otóż Amerykanie precyzyjnie mierzą jak wygląda na ich rynku pracy sytuacja weteranów wojennych. Okazuje się, że weterani po Korei, Wietnamie i II wojnie światowej radzą sobie całkiem nieźle


Stopa bezrobocia w tej grupie spadła w ciągu roku z 7,2% do 5,3%, jest więc znacznie poniżej amerykańskiej średniej, która wynosi 7,9%. W ciągu roku liczba tych weteranów spadła z 10,3 mln do 9,7 mln. Tylko 3,01 mln jest ciągle aktywna na rynku pracy, reszta to emeryci. Można więc założyć, że ci ciągle aktywni to weterani z Wietnamu - stosunkowo najmłodsi w stosunku do swoich kolegów walczących na drugiej wojnie światowej i w Korei. 5,3% to nie jest duży wskaźnik bezrobocia. Jak widać ich sytuacja w dzisiejszych USA wygląda lepiej niż na słynnych filmach sprzed lat - Urodzony 4 lipca, Łowca jeleni, czy choćby i Rambo ;)

Gorzej na rynku pracy radzą sobie weterani z Zatoki Perskiej:

O ile ci po pierwszej wojnie w Zatoce z 1990 roku mają się równie dobrze, co weterani z Wietnamu ( 5,2% bezrobocia ), o tyle ci po ataku na Irak z 2003 radzą sobie gorzej. Chociaż nawet w tej grupie stopa bezrobocia spadła z 12,1% rok temu do 10% teraz. Ale to wyraźnie więcej niż średnia krajowa.

Bardzo mi się podoba, że oni to w ogóle liczą. Nawet w zwykłych ekonomicznych statystykach widać, że to największe militarne mocarstwo świata.

120 miliardów PLN leży i czeka


W dwóch operacjach otwartego rynku w ostatni piątek i w ostatni wtorek NBP ściągnął z banków ponad 120 miliardów złotych, sprzedając im za tę kwotę bony pieniężne na 7 dni. NBP robi tak co tydzień od lat, pilnując aby na rynku międzybankowym nie zostawało zbyt dużo niezagospodarowanego pieniądza. Płynnego pieniędza w polskim systemie bankowym jest sporo od lat, ale jeszcze nigdy nie było go tyle, co teraz:



Skoro banki ładują 120 miliardów złotych ( jakieś 7%-8% polskiego PKB ) do NBP to może to oznaczać, że:
- chętnie pożyczyłyby tę kasę klientom, ale klientów nie ma (spadł popyt na kredyt, bo ludzie i firmy boją się recesji, więc nie chcą się zadłużać, nie za bardzo też widzą nowe cele inwestycyjne, które możnaby sfinansować kredytem)
- chętnie pożyczyłyby tę kasę innym bankom na rynku międzybankowym, ale rynek ten nadal nie podniósł się po kryzysie 2008/2009 i funkcjonuje słabo
- wolą bezpieczne 4,75% rocznie w NBP niż większe, ale bardziej ryzykowne zyski z akcji kredytowej

Każdy z tych powodów jest niefajny dla gospodarki.

Natomiast z drugiej strony oczywiście lepiej mieć w systemie pieniędzy za dużo niż za mało (tak jak na przykład ostatnio w Chinach, gdzie bank centralny zamiast ściągać nadmiar pieniądza z rynku, musi go ciągle na rynek dopompowywać)