Grecja, aby nie zbankrutować musi mieć przyznany kolejny program ratunkowy z UE/MFW na 130 mld EUR. Aby to osiągnąć musi po pierwsze: spełnić warunki UE/MFW, a po drugie: dogadać się z prywatnymi wierzycielami w kwestii umorzenia części długu. Pieniądze trzeba mieć na 20 marca, bo wtedy Grecja spłaca 14,5 mld EUR długu. Jeśli go nie spłaci, będziemy mieć oficjalne bankructwo.
Do niedawna uwaga rynku skupiała się na negocjacjach z wierzycielami, której do tej pory do niczego nie doprowadziły. W piątek do Aten ponownie przyjechali przedstawiciele wierzycieli, ale wczoraj stamtąd wyjechali, żadnego nowego stanowiska nie usłyszeliśmy, czyli porozumienia dalej nie ma. Trzeba pamiętać, że harmonogram był taki, że porozumienie jest do końca stycznia, potem Grecja w 2 tygodnie przygotowuje oficjalną ofertę pisemną dla wszystkich wierzycieli (sporo papierkowej roboty, trzeba wszystkich prawidłowo zawiadomić i dać czas na odpowiedź). Oferta miała być gotowa do 13 lutego. Potem zostaje 5 tygodni do 20 marca i wg wszystkich, którzy są blisko sprawy, miało się to udać na styk. Jest 6 lutego, czyli 6 dni po terminie, w którym porozumienie miało zostać zawarte. Bardzo możliwe, że Grecja już nie zdążyła.
Ale, żeby tego było mało, pojawiły się znów poważne problemy w rozmowach z tak zwaną troiką, czyli przedstawicielami MFW, UE i EBC. Ci z kolei postawili jasno swoje warunki – m.in. ograniczenie płacy minimalnej, skasowanie bonusów świątecznych i znaczne redukcje zatrudnienia w sektorze publicznym. Wyznaczyli też termin, do którego czekają na odpowiedź. Termin podobno mija dziś o godzinie jedenastej. Podobno, bo kancelaria Papademosa właśnie poinformowała, że wcale nie o jedenastej. Tak czy inaczej możliwości dalszego przeciągania sprawy gwałtownie się kończą. Po terminie troika ma ogłosić, że rozmowy kończą się niepowodzeniem i Grecja żadnych pieniędzy nie dostanie.
Premier Papademos cały weekend rozmawiał z szefami największych greckich partii o tym co robić. Część z nich otwarcie sprzeciwia się oczekiwaniom troiki tłumacząc, że to tylko pogłębi recesję. Ale wczoraj wieczorem kancelaria premiera wydała oświadczenie, że przywódcy partyjni doszli do porozumienia i dzisiaj dokończą rozmowy. Spotykają się w południe. Były premier Papandreu, który też w tych rozmowach uczestniczył dość jasno określił sytuację : nie ma już żadnego pola na kompromisy i negocjacje, albo się zgadzamy na wszystko czego chce troika, albo się nie zgadzamy i bankrutujemy, a przy okazji zapewne też wychodzimy ze strefy euro. Nie ma trzeciego rozwiązania. Gdyby greccy politycy postanowili jednak poddać się troice, to dwa największe greckie związki zawodowe zapowiedziały na jutro strajk generalny.
Czyli Grecja może:
- dziś się nie zgodzić na propozycje troiki i bankructwo w marcu stanie się jasne
- zgodzić się na propozycje troiki i mieć od jutra piekło na ulicach, a potem i tak zbankrutować, bo nie ma porozumienia z prywatnymi wierzycielami
- zgodzić się na propozycje troiki, jakimś cudem w mgnieniu oka doprowadzić do porozumienia z wierzycielami i trzymać kciuki, żeby zdążyć na czas, mając piekło na ulicach i perspektywę wieloletniej recesji i wyborów w kwietniu
Opcje nr 2 i 3 są obarczone takim ryzykiem, że troika za chwilę może wymyślić kolejne żądania. Coraz częściej słyszy się, że Niemcy po prostu chcą wyjścia Grecji ze strefy euro i skupiają się głównie na stawianiu żądań niemożliwych do spełnienia. Wg ostatniego sondażu dla Bilda większość Niemców tez uważa, że byłoby lepiej gdyby Grecja wyszła ze strefy euro. Większość Greków też chyba tak uważa.
Mała uwaga na koniec: wiele osób twierdzi lekceważąco, że przecież Grecja już dawno zbankrutowała i wszyscy to wiedzą. Istnieje różnica pomiędzy spłacaniem swoich długów, a ich nie spłacaniem. Grecja od dawna spłaca długi cudzymi pieniędzmi i w tym sensie oczywiście jest bankrutem. Ale z punktu widzenia wierzycieli nie jest, bo ciągle płaci. Kiedy przestanie płacić sytuacja zmieni się pod względem prawnym, będzie można uruchomić procesy odszkodowawcze, zmieni się także od strony księgowej, bo wtedy już wszyscy będą musieli wycenić greckie obligacje na zero. To pociągnie za sobą kolejne konsekwencje. Możliwe, że przeszacowana zostanie także wartość obligacji innych krajów ze strefy euro. Trudno przewidzieć co będzie. Niby wszyscy wiedzą, że Grecja jest bankrutem, ale osiągnięcie przez nią faktycznie tego stanu znów może wprowadzić na rynku wiele zamieszania. Co ciekawe rośnie liczba osób przekonanych, że w odpowiedzi na bankructwo Grecji będą wzrosty. Rynek się ucieszy, bo w końcu będzie miał ten koszmarnie długi melodramat już za sobą. A koszty pokryje ECB, który 29 lutego wpompuje w banki tyle pieniędzy ile będą chciały. Czyli nie ma się czym martwić. Tyle, że przed Lehmanem rynki też nie wyglądały na zmartwione. A potem wszystko poszło nie tak, jak miało pójść.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz