"Sfera służby zdrowia to jest sfera pozarynkowa" –
powiedział dziś w Sejmie Jarosław Kaczyński i nie było to kontrowersyjne. To
jest punkt widzenia wszystkich ważnych polityków w Polsce. Pogląd, który
obowiązuje od lat. To też moim zdaniem główna przyczyna wszystkich katastrof w
służbie zdrowia , którymi od czasu do czasu ekscytuje się wzbudzona gawiedź.
Wiele osób składając sobie życzenia z różnych okazji życzy
sobie „zdrowia przede wszystkim”, bo „zdrowie jest najcenniejsze” itd. Dość
łatwo znaleźć argumenty, że zdrowie ze wszystkich rzeczy jakie posiadamy jest
dla nas najcenniejsza. Ma największą wartość. Tymczasem system od lat uparcie
nam wmawia, że zdrowie możemy mieć za darmo. Czyli są różne rzeczy, które mają
różną wartość i różną cenę na rynku, a akurat ta jedna rzecz o największej
wartości nie ma ceny na rynku, bo jest „nierynkowa” i ma być dostępna „za darmo”.
Trudno o większy absurd.
Niestety pomimo tak cudacznego podejścia do tematu służbę
zdrowia trzeba finansować, bo jej funkcjonowanie generuje koszty. Finansujemy
ją więc poprzez składki zdrowotne. Czyli już nie jest ona za darmo. Albo tak
właściwie ona nie jest za darmo po to, żeby potem już mogła być za darmo. Czyli
finansujemy ją po to, żeby potem nie płacić u lekarza. Kontrolę nad tym co się
dzieje pomiędzy momentem zapłacenia składki, a momentem zaspokojenia naszej potrzeby
związanej ze zdrowiem poprzez usługę medyczną sprawuje państwo. Kontrola
państwa polega na „odrynkowieniu” sfery służby zdrowia. Politycy wierzą w to,
że w ten sposób sfera służby zdrowia naprawdę przestaje być sferą rynkową.
Bardzo się w tym mylą, bowiem jeśli jest rzecz, która ma jakąś wartość dla
ludzi, to zawsze jest na nią rynek. A zdrowie jak już wiemy jest rzeczą o
wartości bardzo wysokiej dla każdego, jest więc to rynek bardzo duży i bardzo
aktywny.
Rynek zdrowia wygląda tak: my jesteśmy popytem. Chcemy być
zdrowi i aby to mieć musimy czasami korzystać z usług medycznych, które
dostarczają nam produkt zwany zdrowiem. Jak na każdym rynku, także tutaj mamy
podaż zdrowia. Podaż ze strony instytucji służby zdrowia. Na dobrze działającym
rynku popyt jest zaspokajany przez podaż przy tak zwanej cenie równowagi, która
się zmienia. Jak rośnie popyt, to cena rośnie, jak rośnie podaż, to cena spada.
Elementarz ekonomii. Jest też takie coś jak moce produkcyjne. Czasami popyt
jest tak duży, że podaży nie wystarcza. Wtedy cena rośnie, a podaż inwestuje w
nowe moce produkcyjne (co się opłaca, bo przecież cena właśnie rośnie). Po
jakimś czasie podaż dogania popyt, ceny spadają i sytuacja wraca do normy. W
sytuacji, w której nie da się zwiększyć mocy produkcyjnych ( bo np. nie ma
pieniędzy na inwestycje) popyt permanentnie jest wyższy od podaży, przez co
jest drogo, a większość i tak nie dostaje tego, co chce ( bo nie wystarcza
podaży). Podobnie jest, kiedy rynek jest sztucznie zaburzany przez władze,
która na przykład kontroluje ceny i utrzymuje je sztucznie nisko (by żyło się
lepiej). To zniechęca do inwestycji w moce produkcyjne, bo istnieje obawa, że
inwestycja przy niskich cenach na rynku się nie zwróci. Tu też w efekcie
większość nie dostaje tego co chce, pomimo tego, że jest niby tanio. To
sytuacja znana z komuny, kiedy w sklepach było tanio i były też puste półki.
System reagował wtedy wprowadzając reglamentacje, czyli kartki np. na mięso,
albo na benzynę. Kartki, czyli sztuczne ograniczenie popytu. Nie możesz w
miesiącu kupić więcej niż ileś tam. Popyt maleje, i wraca równowaga między
popytem i podażą.
Dzisiaj w służbie zdrowia też można wprowadzić
reglamentację kartkową. Mamy bowiem do czynienia z sytuacją identyczną jak za
komuny. Jest ogromny popyt (bo każdy na zdrowie jest gotów wydać nawet ostatnie
pieniądze, bo to najważniejsza rzecz), z drugiej strony jest za mała podaż, bo
po pierwsze nie ma pieniędzy na wzrost mocy produkcyjnych, a po drugie cena
jest sztucznie trzymana nisko (albo wręcz nie ma jej wcale i lekarz niby jest
za darmo). W efekcie mamy kolejki, w których w porywach do specjalisty czeka
się wiele miesięcy. Zgodnie z myśleniem komunistycznym należałoby wprowadzić
kartki na usługi lekarskie. Np. tylko jedna wizyta u lekarza na pół roku. Albo na rok. Sztuczne ograniczenie popytu
zlikwidowałoby kolejki. Przy okazji popyt sam by się zmniejszył poprzez
naturalne odejścia osób, które nie uzyskały dostępu do usługi. Jak się nad tym
zastanowić, to wydaje mi się, że teraz
tak właśnie się dzieje. Ludzie umierają, bo nie mogą dostać się do lekarza. Przyczyną
nie są błędy ludzkie, skandaliczne zachowanie dyspozytorów itd. To, że ludzie
umierają w tym systemie jest prostą konsekwencją tego systemu. Jest jego
częścią składową. Popyt jest zawsze większy od podaży, część chętnych nie
dostaje więc czego potrzebuje. W związku z tym, że chodzi o zdrowie,
niezaspokojenie potrzeby oznacza śmierć.
System można naprawić wyłącznie poprzez odblokowanie podaży.
A podaż można odblokować wyłącznie poprzez uwolnienie ceny. Nie sądzę, żeby
uwolnienie cen oznaczało wzrost cen (w porównaniu do tego ile trzeba dziś wydać
na to, żeby szybko dostać się do dobrego lekarza) Ten rynek jest tak ogromny,
tak bogaty, że rzucą się na niego największe korporacje z branży inwestując
miliardy i starając się przyciągnąć do siebie jak najwięcej klientów. Wystarczy
im nie przeszkadzać. Konkurencja wymusi spadek cen, pakiety promocyjne itd. Tak
się dzieje na rynku. A sfera służby zdrowia jest jak najbardziej, w 100%
rynkowa.
Oczywiście przy każdej cenie jakaś część popytu zostaje niezaspokojona, bo jej na to nie stać. Ale to nie musi oznaczać pozostawienia najbiedniejszych na pastwę losu i skazanie na rychła śmierć. Sfinansowanie ich potrzeb kosztowałoby znacznie mniej niż dzisiejsze utrzymywanie nieefektywnego systemu, a podjąć mogłoby się tego zarówno państwo (do czego jest zobowiązane) jak i cała masa organizacji pozarządowych. Per saldo i tak wyszłoby taniej i lepiej dla wszystkich. Ale na razie ludzie nadal będą umierać w kolejkach i w domach czekając na karetkę, która nie przyjedzie. Podaż jest, jaka jest, a popyt się nie zmniejszy.
1 komentarz:
Oczywiście o tym, że obecny system działania służby zdrowia jest daleki od ideału, nie trzeba nikogo przekonywać. Pojawiają się jednak na horyzoncie niewielkie co prawda, ale jednak zmiany usprawniające jego działanie, jak chociażby obowiązek elektronicznej dokumentacji medycznej. Tutaj możesz poczytać - wejdź. Może na początku będzie przy tym nieco zamieszania, ale z biegiem czasu, z pewnością oszczędzi to sporo pracy ze strony służby zdrowia.
Prześlij komentarz