2011: miejsce 2. Berlusconi i Papandreu czyli dyktatura ECB

W 2011 sytuacja na rynku finansowym zaczęła mieć bardzo duży wpływ na to co dzieje się poza tymi rynkami, zwłaszcza w polityce. To rynek finansowy spowodował, że w 2011 Grecja i Włochy faktycznie straciły suwerenność. Nie chodzi tu o raczej niedostrzegalne w życiu codziennym ograniczenia w suwerenności dotyczące każdego kraju w UE, ale o twarde pozbawienie tych państw możliwości samodzielnego decydowania o swoim losie.
Włochy i Grecja najpierw na własne życzenie uzależniły się od rynków finansowych nadmiernie się zadłużając, potem rynki straciły do nich zaufanie i trzeba było je ratować, bo według wielu europejskich polityków i ekonomistów (nie tylko europejskich) było to konieczne aby ocalić strefę euro (zwłaszcza w przypadku Włoch). Wadliwa konstrukcja polityczna Unii Europejskiej sprawiła, że politycy nie byli w stanie nic zrobić w krótkim czasie. W sposób natychmiastowy mógł działać tylko Europejski Bank Centralny i faktycznie ratunek z jego strony nadszedł na czas – od sierpnia obligacje Włoch i Hiszpanii są sztucznie podtrzymywane na rynku. W Hiszpanii tak się szczęśliwie złożyło, że akurat w listopadzie były wybory parlamentarne, tam więc nikt niczego nie ruszał, naród sam sobie wymienił władze. Ale w przypadku Włoch i Grecji było inaczej. Tam parlamenty krajowe musiały przyjąć drastyczne plany reform przywiezione w teczkach przez ludzi z ECB, czy MFW. Dodatkowo, nie wiedzieć czemu, w obydwu przypadkach postawiono warunek zmiany rządu. Po kilku dniach najpierw niedowierzania, potem nieśmiałych prób protestu, przekonano do odejścia i Jeorjosa Papandreu w Grecji i Silvio Berlusconiego we Włoszech. W efekcie pod koniec 2011 Grecją i Włochami rządzą ludzie, którzy nie tylko nie wygrali wyborów, ale nawet w nich nie startowali. Za to jeden był kiedyś szefem krajowego banku centralnego i wiceszefem ECB (Grecja), a drugi komisarzem w Komisji Europejskiej (Włochy). W obydwu przypadkach nowe rządy mają ściśle realizować zalecenia ECB, Komisji Europejskiej i MFW. Jeśli tego nie będą przestrzegać, zostaną odcięte od pieniędzy, a sama tylko pogłoska o tym, że tak się dzieje wywoła kolejną wyprzedaż ich obligacji i pogorszenie sytuacji, czyli jeszcze większe uzależnienie od MFW i ECB. Czyli są w potrzasku. Oczywiście sami są sobie winni, ale mimo to jest to dość szokujące. Proszę sobie wyobrazić taką sytuację u nas. Załóżmy, że z jakiegoś powodu zaczyna się wyprzedaż polskich obligacji, traci polska waluta, zaczynają się problemy z finansowaniem deficytu budżetowego, robi się polityczne piekło z udziałem rządu i opozycji, ale wszystko to odbywa się w naszym, dobrze wszystkim znanym sosie. I proszę sobie wyobrazić że nagle ktoś w rodzaju Barroso, albo van Rompuya mówi, że premier Polski jest przeszkodą w stabilizacji sytuacji i że lepiej by było, gdyby premierem został dajmy na to Balcerowicz (był szefem banku centralnego jak Papademos w Grecji). Albo na przykład Danuta Hubner (bo była w KE jak Monti we Włoszech). Po czym kilka dni później tak własnie się dzieje. Moim zdaniem jednym z absolutnie najważniejszych wydarzeń roku 2011 było osiągnięcie przez Europejski Bank Centralny i pośrednio przez rynek mocy odwoływania rządów wybranych w demokratycznych wyborach i zastępowania ich osobami wskazanymi w sposób całkowicie niedemokratyczny, z pominięciem wyborów. Świetny tekst dokładnie o tym problemie napisał w sierpniu Janusz Jankowiak

1 komentarz:

Anonimowy pisze...

Nic nie dzieje się bez przyczyny. Jeśli UE chciała się dogadać z bankami musiała pójść na jakiś kompromis. I najprawdopodobniej banki wynegocjowały, że konkretne osoby zostaną wymienione na osoby ściśle powiązane z rynkami finansowymi - co by tu mówić.. marionetki. Berlusconi pewnie wcześniej zostałby już zdjęty ze stanowiska ale był potrzebny do wciśnięcia złotego człowieka Mario Draghiego do ECB. Proszę spojrzeć na CV nowych wybrańców (gdzie i jakie stanowiska piastowali) i wszystko jasne kto teraz będzie rządził UE ;) Jeszcze trochę i państwa będą prywatne jeśli już nie są. /dp