Żart miesiąca ministra Rostowskiego

Ministerstwo Finansów znów mnie dziś mocno rozbawiło. Znów okazuje się, że rynek finansowy zachowuje się tak, a nie inaczej dlatego, że wszyscy na nim są zachwyceni ministrem Rostowskim i jego działaniami. Tak przynajmniej twierdzi pan minister.


Oto minister finansów w wysokiej formie:



Co do „reformy” emerytalnej, to nie należy zadawać pytania, dlaczego rynek się nią zachwycił już po 14 miesiącach od wprowadzenia jej w życie i w 18 miesięcy po jej ogłoszeniu, wcześniej nie wyrażając jakoś zachwytów. Takie pytanie byłoby po prostu nie na miejscu.  :)

Jeśli chodzi o systematyczne ograniczanie deficytu to tak właściwie trudno stwierdzić jak tu wygląda sytuacja, bo dzięki twórczości ministra Rostowskiego dane o deficycie budżetowym mają się w ostatnich latach nijak do danych o deficycie sektora finansów publicznych. Na przykład w 2011 deficyt budżetowy wyniósł 25,1 mld PLN, ale deficyt całego sektora sięgnął aż 78 mld PLN. Dziura w budżecie, czyli wielkość, która jest podawana co miesiąc, faktycznie systematycznie maleje, ale w 2011 to było tylko 32% całego deficytu państwa, więc trudno na tej podstawie wyciągać jakiekolwiek wnioski. Rząd zapowiada, że deficyt sektora finansów publicznych w tym roku spadnie poniżej 3% PKB, rynek w to raczej nie wierzy i obstawia bardziej okolice 3,5% PKB ( czyli jakieś 50-55 mld PLN ). Oczywiście nawet zejście do 3,5% PKB z ponad 5% w 2011 i tak będzie sporym osiągnięciem i zasługą ministra Rostowskiego. Obawiam się jednak, że to także nie jest przyczyną ostatniego spadku rentowności polskich papierów, bo o tym też rynek wie od kilku miesięcy.

Dlatego dzisiejsze oświadczenie MF znajduje jako urocze i zabawne.

A teraz o tym, dlaczego te polskie rentowności są tak nisko. Faktycznie, rentowność polskich papierów denominowanych w euro jest najniżej w historii, a tych denominowanych w PLN najniżej od 2006 roku - właśnie zeszły poniżej 5%



Aby dobrze złapać kontekst i prawidłowo ocenić, czy te polskie rekordy to nasz krajowy fenomen, czy jednak coś innego, wystarczy porównanie z rentownościami niemieckimi, które w całej Europie stanowią punkt odniesienia. Aby jeszcze lepiej złapać kontekst porównajmy się też z obligacjami Szwecji i Czech, czyli państw, które podobnie jak Polska są w UE, są poza strefą euro i są zdrowe ekonomicznie



To wykres zmian rentowności obligacji czterech państw za ostatnie 3 miesiące. Bloomberg trochę słabo to rozegrał z kolorami i Polska ze Szwecją mogą się nieco mylić. Polska to ta linia najwyżej, Szwecja to ta czerwona, która prawie że pokrywa się z zielonymi Niemcami. Linia bardziej żółta to Czechy. Widać, że faktycznie polska rentowność elegancko spada, o ponad 10 procent od połowy kwietnia. Widać też, że w tym samym czasie rentowności czeska, szwedzka i niemiecka spadły ponad 2 razy bardziej. Czy to znaczy, że inwestorzy tam jeszcze bardziej cieszą się z reform i walki z deficytem ministra Rostowskiego ?

Ruch na polskich papierach nie jest niczym nadzwyczajnym w Europie. My po prostu dopiero teraz doganiamy tych, którzy podobnym spadkiem rentowności cieszyli się już wcześniej. Jeśli chodzi o spread pomiędzy 10letnimi obligacjami Polski i Niemiec to na początku roku wynosił on 399 punktów bazowych, a dzisiaj 372 punkty. Troche mniej, ale to porównywalne wartości. W międzyczasie na koniec maja były 424 pb, a 20 czerwca na przykład 355 pb. Generalnie nie ma tu jakiejś nowej jakości. Spada rentowność Niemiec, po chwili spadają rentowności innych państw ( oczywiście poza państwami w centrum kryzysu takimi jak Hiszpania, czy Grecja )

Dlaczego rentowności spadają, czyli obligacje drożeją ? Bo rynek boi się kryzysu i przechowuje pieniądze w bezpiecznych miejscach, których nie ma zbyt dużo. W tej chwili obligacje niemieckie o terminie wykupu do 2 lat mają już rentowność ujemną. Podobnie wygląda sytuacja z krótkoterminowymi papierami Danii, Holandii, Finlandii, Szwajcarii, czy Szwecji. Czyli miejsca najbezpieczniejsze zrobiły się na tyle ekskluzywne, że aby dalej trzymać tam kasę, trzeba do tego dopłacać. Zdruzgotani tym faktem inwestorzy rozglądają się więc za innymi miejscami, w których też jest w miarę bezpiecznie, a w których nadal można też zarobić. Odkrywają więc powoli uroki obligacji czeskich, czy polskich. Zapewne z drżącym sercem. Efekt jest taki, że także polskie obligacje biją rekordy.

Dlaczego akurat teraz, w połowie lipca 2012 ? Bo tydzień temu Europejski Bank Centralny obniżył stopę depozytową do zera. Część kasy zaparkowana w ECB wcześniej na minimalny procent odpływa więc stamtąd poszerzając strumień pieniądza poszukującego w Europie bezpieczeństwa. Coraz więcej tego pieniądza po prostu wypływa ze strefy euro ( przez co euro traci na wartości ), a część tego strumienia kieruje się do państw ościennych, takich właśnie jak Szwecja, Dania, Czechy, a ostatnio także Polska. Skoro strumień po decyzji ECB jest szerszy, to i rentowności szybciej zaczęły spadać. I bardzo dobrze i niech spadają dalej i niech minister Rostowski dzięki temu taniej finansuje polskie potrzeby pożyczkowe. Tylko niekoniecznie musi to mieszać z jakąś „reformą” emerytalną, bo to akurat jest nieprawda.

2 komentarze:

Ania J. pisze...

pyszne Panie kolego

Dzidka pisze...

Podobało mi sie :))
Rostowski znokautowany:)