
Urlop minął i nic się nie zmieniło

EUR/USD blisko oporu
EUR/PLN - 4,20 na horyzoncie
Kurs euro do złotego od półtora miesiąca buja się w wąskim paśmie 4,07-4,20. W ciągu ostatnich dwóch tygodni prób wyjścia z tej stagnacji w dół w strone 4 zł za euro było wiele i żadna się nie powiodła. W takiej sytuacji naturalne jest, że spora część inwestorów dochodzi do wniosku, że teraz na takie wybicie nie ma szans, może więc warto zagrać na ruch w drugą stronę. Jeśli nie można przebić w dół 4,07, to może można przebić w górę 4,20 ? Okazja wydaje się dobra : mamy projekt budżetu na 2010 w którym potrzeby pożyczkowe przekraczają 200 mld zł ( to dla rynku żaden news, ale jako pretekst do sprzedawania złotego nadaje się dobrze ), wczoraj ministrowi finansów nie za bardzo wyszła aukcja obligacji. Sprzedał połowę tego co chciał, a chętnych do zakupu było o połowę mniej niż zwykle. No i jeszcze na dokładkę renomowana agencja Standard & Poors publikuje raport o tym, że rośnie ryzyko kredytowe w polskich bankach. To też zaden news, a wręcz banał, bo jak rośnie bezrobocie, to ryzyko kredytowe też musi rosnąć, bo ludzie bez pracy spłacają kredyty gorzej niż ludzie na etacie. Ale jako pretekst do sprzedawania złotego doskonale się nadaje. W efekcie więc zbliżamy się do 4,20.Chiny zakończyły korektę ?

Istnieje duze prawdopodobieństwo ze giełda w Szanghaju zakończyła juz korektę spadkową. Wykres w tej chwili wygląda pięknie - sierpniowy spadek sprowadził indeks o 24% w dół, a spadek ten zatrzymał się w bardzo eleganckim miejscu. Kurs w dołku 1 września oparł się na linii trendu wzrostowego pociągniętą od dołków z listopada 2008. Jednocześnie dotarliśmy dokładnie do linii bessy pociągniętej przez szczyty z października i listopada 2007, oraz stycznia 2008. Teraz odbijając się od niej w górę rynek chiński potwierdza, ze hipoteza o zakończeniu bessy jest zupełnie prawdopodobna. Takie odbicie zwiększa też prawdopodobieństwo kontynuowania trwających już prawie rok wzrostów. że na naszym rynku dalsze wzrosty stałyby się bardziej prawdopodobone, zwłaszcza ze po ostatnim spadku WIG20 o blisko 10% nie pojawił się zaden powazny sygnał sprzedazy.
Dlaczego rynek sie nie boi 52 mld deficytu
Reakcja rynku może być wręcz pozytywna, bo minister Rostowski zakłada ponad 1% wzrostu PKB na 2010, czyli nadal mamy być liderem wzrostu w Europie. Niektórzy ekonomiści twierdzą, że i tak to ostrożna prognoza, bo nasze PKB w przyszłym roku moze wzrosnąć o co najmniej 2%. Ponadto zakładana jest całkiem solidna porcja prywatyzacji, która może mieć dwa skutki. Po pierwsze dzięki wpływom z prywatyzacji mniej trzeba będzie pożyczać na rynku, a po drugie kapitał napływający do nas aby kupić akcje w polskich spółkach będzie umacniać złotego. Dlatego tez nie ma specjalnie sensu teraz grać na rynku na jego osłabienie. Dlatego złoty się nie osłabia.
Po trzecie spora część rynku jest przekonana, że rząd ogłasza tak duzy deficyt nie dlatego, ze tak będzie, ale z dwóch innych powodów. Po pierwsze po to, aby zabezpieczyć się na wszelki wypadek na rok 2011. Zgodnie z prawem jeśli poziom długu publicznego do PKB na koniec 2009 przekroczy 50% ( co jest bardzo możliwe ) to budzet na 2011 będzie musiał mieć mniejszy stosunek deficytu do dochodów budżetowych niz w 2010. Rozsądnie więc i bezpiecznie wywindować deficyt roku 2010 na tyle wysoko, zeby potem nie było problemu z jego ewentualnym zmniejszeniem w roku kolejnym. Po drugie jeśli rzeczywistośc okaże się lepsza od ogłoszonych właśnie założeń ( a rząd zapewne zakłada, ze tak będzie ) to w połowie 2010, na pare miesięcy przed wyborami prezydenckimi, rząd będzie mógł ogłosić że "jest ciężko, wszędzie kryzys, ale dzięki mądrej polityce rządu nasz deficyt jest dwa razy mniejszy niż zakładaliśmy i w związku z tym mozemy dać nauczycielom podwyzki itd". A korzyści z takiego przedstawienia sprawy mogą być zupełnie wymierne.
miedź nie poszła w górę, to może ropa pójdzie w dół
