Minister Fedak ma pomysł żeby przenieść część obligacyjną czyli sporą częśc naszych przyszłych emerytur z OFE do ZUS. Fundusze emerytalne za zarządzanie tą kasą biorą ogromne opłaty, a przecież obligacje same rosną - dajmy tę kasę do ZUSu i podnośmy jej wartość co roku administracyjnie o tyle ile średnio dają w ciągu roku zarobić obligacje. Zarobek dla emeryta będzie ten sam, a państwo zaoszczędzi na opłatach pobieranych przez OFE. Oczywiście pomysł sam w sobie jest intelektualnie wulgarny i mentalnie komunistyczny, rozwala z trudem budowany system, łamie obietnice dane ludziom 10 lat temu a przy okazji psuje pare innych rzeczy na przykład z trudem budowany rynek obligacji na GPW. Ale to wszystko pomijam, bo i tak nie wierze w realizację tych planów, zapewne gdzieś po drodze ktoś je uwali, jeśli nie Tusk na początku, to Kaczyński na końcu.
Sam temat sprowokował mnie do sprawdzenia ekonomicznego uzasadnienia całego pomysłu. Czy rzeczywiście OFE pomnażają pieniądze tak słabo, że teoretyczny model oparty na średnich rentownościach może je pobić ? Pójdźmy więc na całość. Skoro OFE do 60% kasy ładują w obligacje, a do 40% w akcje, to stwórzmy model w którym 60% naszego kapitału rośnie co roku o stopę równą rentowności obligacji np. 10letnich, a 40% kapitału rośnie o tyle, o ile w ciągu roku zmienił się WIG.

Okazuje się, że 10 złotych ulokowane na początku 2000 roku w OFE Commercial Union ( dzisiaj OFE Aviva ) jest dziś warte 20,99 zł. Te same 10 złotych w ING OFE urosło przez ten czas do 24,90 zł. A bezduszny model ZUSu pozbawiony kosztownego zarządzania pozwala w tym czasie zwiększyć wartość zainwestowanych 10 zł do 23,10 zł. Czyli troche gorzej niż ING, ale lepiej niż Aviva. Czyli mniej więcej tak samo. Czyli nie ma różnicy. Czyli rzeczywiście kosztowne OFE radzą sobie na rynku tak słabo, że mozna z nimi wygrac prostym, urzędniczym algorytmem.
Tylko czy to jest powód, żeby rozwalać system, oddawac emerytury jak za Gierka kontrolowanej przez rząd instytucji ? Efektywność zarządzania w OFE można poprawić dając im większą swobodę, o co zresztą dobijają się u polityków od lat. No ale zapewne prościej wszystko spacyfikować.
Nie zmienia to faktu, że jeśli chodzi o efektywność zarządzania min. Fedak obecnie ma niestety rację.